Roaming. Kochany przez operatorów, nienawidzony przez globtroterów. Nie tylko najbardziej niezrozumiała z pozycji w cennikach telekomów, ale także generująca ogromne zyski.
Co było nie tak z tym roamingiem, że KE postanowiła interweniować?
W telegraficznym (sic!) skrócie chodziło o ceny. Operatorzy usiłowali nam wmówić, że koszt przerzucenia naszego SMSa lub rozmowy za granicę musi kosztować więcej niż do innego miasta. Ceny wyższe o kilkanaście razy były normą – można by sądzić, że zamiast kablami, te SMSy do Niemiec nosi przez granicę armia „mrówek” za najniższą krajową.
Tymczasem koszt przekazania rozmowy z polskiego Play’a do niemieckiego Vodafone wygląda od strony technicznej identycznie, jak przekazanie jej do Plusa. Dane z jednej sieci przez punkt styku wędrują do drugiej. Ta sama operacja, te same koszty. Dlaczego zatem zamiast 20 gr takie przekazanie kosztowało 4 zł? Nawet polskie T-Mobile potrafiło tyle kasować za odebranie rozmowy w zasięgu siostrzanego, niemieckiego T-Mobile. To samo z Orange. Pamiętam sytuację z Francji, kiedy z simką z Orange ręcznie logowałem się do tamtejszego T-Mobile, bo z tabelek wynikało, że roaming Orange.pl do Orange.fr jest o 30% droższy! „Mrówki” od Orange pewnie jakoś na około, przez Włochy zasuwały…
Co z tą niewidzialną ręka rynku?
Dlaczego nie zadziałała konkurencja i słynna, niewidzialna ręka rynku? Dlaczego mechanizmy wolnorynkowe nie wystarczyły, żeby cena znalazła się w miejscu przecięcia krzywej popytu i podaży? Odpowiedź jest bardzo prosta – rynek telekomunikacyjny nie jest wolnym rynkiem.
Wszystkie mechanizmy, o których pisał Adam Smith, i o których uczyliście się w szkole, działają tylko na wolnym rynku. Rynku, w którym jest pełna i nieskrępowana konkurencja, na którym działa nieskończona liczba podmiotów i nie ma żadnych barier wejścia dla nowych. Tego utopijnego warunku z oczywistych względów rynek telekomunikacyjny (oraz w zasadniczo żaden inny) po prostu nie spełnia. Im mniej podmiotów tym bardziej zaburzone działanie mechanizmów. A najgorszy jest oczywiście monopol.
Monopol (a także duopol i oligopol) to zmora wolnego rynku. Wolnego rynku, który nienawidzi odgórnych regulacji, i któremu ręczne sterowanie zawsze szkodzi. Dlatego każdy kraj ma swój urząd antymonopolowy (u nas UOKiK) i odpowiednie prawo regulacyjne. Jeśli firma ma status monopolisty, urzędnicy zakładają jej kaganiec. Całkowicie zgodnie z prawem. Oligopole, czyli rynki, na których jest kilka podmiotów, też się reguluje. Pamiętacie jak Anna Streżyńska (legendarna prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej) odgórnie wzmacniała pozycję Play? Dzięki tym kontrowersyjnym działaniom udało się nadkruszyć monopol “świętej trójcy” operatorów.
Najjaśniej nam panujący regulator wkracza do akcji!
Dostrzegając te cenowe patologie, Komisja Europejska zwietrzyła spisek. Nikt nie udowodnił telekomom zmowy cenowej, ale wystarczyły poszlaki i KE wzięła się za roaming. Stawki roamingowe zostały ograniczone, a ceny administracyjnie zmniejszone. Zmiany wchodziły stopniowo, etapami. Od 30 kwietnia minuta połączenia wychodzącego nie może być wyższa niż 5 eurocentów od cennika krajowego, a za rok, przed wakacjami (15 czerwca 2017) znikną zupełnie.
Brzmi fantastycznie. Koniec z kupowaniem lokalnych kart sim za granicą, koniec z wyłączaniem telefonu na nartach w Czechach, koniec z przypadkowym i kosztownym logowaniem się do obcych sieci przy granicach kraju. I ta cała świetlana przyszłość dzięki walecznym urzędnikom Komisji Europejskiej. Pozostaje wziąć się za ręce i z hymnem Unii na ustach, podskakując radośnie, ruszyć w stronę zachodzącego słońca.
Tam gdzie blaski tam i cienie
W ekonomii, jak w życiu. Nic nie ginie bezpowrotnie. Każda akcja powoduje reakcję i każda odgórna ingerencja skutkuje reakcją rynku. Rynku, któremu ręczne sterowanie z zasady szkodzi. To samoregulujący się, utrzymany w dynamicznej równowadze organizm.
Wracając do roamingu. Od dawna zastanawiałem się jak telekomy odbiją sobie spadek zysków. Przypatrywałem się tematowi z życzliwą ciekawością, ponieważ KE w przeciwieństwie do naszego rządu nie ingerowała w rynek z chęci wyciągnięcia z niego kasy. Chodziło o interes konsumentów i nawet, jakby w efekcie skoczyły ceny w telekomach, konsument finalnie by zyskał. Nie finansowo (żaden telekom nie dopłaci do interesu), ale na prostocie usług, spokoju ducha i wygodzie używania telefonu.
Wcielając się w idola mojego dzieciństwa, rodem z powieści A. Conan Doyle’a, założyłem fikuśny kaszkiecik i uzbrojony w powiększającą lupę, ruszyłem tropem swoich podejrzeń. Skłamałbym twierdząc, że śledztwo wymagało nadzwyczajnych zdolności analitycznych, lub wielkiego poświęcenia czy zaangażowania. Wystarczyło zajrzeć do cenników, żeby odnaleźć pierwszego podejrzanego. Są nim mianowicie ceny rozmów międzynarodowych. Przypomnijmy – nie ma żadnego technicznego powodu, żeby rozmowa międzynarodowa kosztowała więcej, niż ta w roamingu. Także od tej krajowej nie powinna kosztować dużo więcej. Tymczasem rzeczywistość, wyzierająca z cenników, wyraźnie skrzeczy.
Przede wszystkim cena. Oscylująca koło 2 zł za minutę u niemal wszystkich operatorów, jest 20 razy wyższa niż średnia rynkowa dla rozmowy krajowej (szacunki własne). Podczas gdy ceny wszystkich innych usług od lat systematycznie maleją, ceny rozmów za granicę opierają się tej tendencji i stoją jak zabetonowane.
Po drugie brak promocji. Jeszcze nie tak dawno, chcący obniżyć koszty dzwonienia za granicę, mogli przebierać w promocjach jak w ulęgałkach. Szukając teraz, musimy obejść się smakiem. A to właśnie promocje były sposobem operatorów na to, żeby bez zmian w cenniku zaoferować klientom akceptowalne ceny.
Wisienką na torcie jest nieodparte wrażenie, jakie odniosłem przeglądając strony operatorów. Wrażenie, że telekomy celowo nie eksponują cen rozmów za granicę. Nie chcę snuć tutaj teorii spiskowych, ale obawiam się, że telekomy po cichu liczą na to, że konsumenci będą mylić rozmowy w roamingu z międzynarodowymi. A jeśli do różnic dojdzie dopiero z faktury, klient dowie się, że za pogaduchy z rodziną w Niemczech zapłaci 20 razy więcej niż oczekiwał. Pamiętam niejedno zagranie tego typu i tym razem także nie mam wielkich złudzeń co do intencji naszych operatorów.
Nie ma czegoś takiego jak darmowe obiady – Milton Fridman
Nie zrozumcie mnie źle. Brak roamingu cieszy mnie szalenie i naprawdę uważam, że jest to duży sukces KE. Sukces tym większy, że chyba udało się niczego przy okazji nie popsuć. To niestety wyjątek potwierdzający regułę. Mały, jasny punkcik wśród bezmiaru chybionych zmian i idiotycznych regulacji rządzących. Tutaj także nie obyło się bez potknięcia – całkowicie pominięto roaming danych (korzystanie z Internetu za granicą). Mimo, że korzystając z danych nie musimy przerzucać niczego przez granicę („mrówki” popylające w tą i z powrotem mają fajrant), to ceny są absurdalne. Na następne zagraniczne wakacje telefon możecie zostawić włączony, ale dane radzę zablokować ręcznie.
Przy okazji roamingu chciałem przemycić odrobinę ekonomii oraz własnego poczucia, że to co nas otacza to sieć powiązanych ze sobą systemów i naczyń połączonych. Zawsze jest druga strona medalu i każdej akcji towarzyszy reakcja. Dodatkowe obciążenie w postaci podatku bankowego? Banki już podniosły ceny kredytów i przeniosły koszty na klientów. Wejdzie podatek handlowy, skoczą ceny produktów w sklepach. Wprowadzono program 500+? W tym roku pewne są podwyżki prądu i wody, a na tym się nie skończy. Taksówkarze i fryzjerzy zostają obciążeni kasami fiskalnymi? Następna wycieczka taksą na podcięcie końcówek będzie droższa. Górnicy, po najazdach na stolicę, dostają pomostówki? Nie starczy na podwyżki dla pielęgniarek. Zakaże się aborcji? Rozwinie się podziemie, gdzie pod kuratelą bandytów będzie można usuwać ciąże bez kontroli i w złych warunkach. Przyzna się dotacje jednej firmie? Jej konkurencja padnie, bo produkt/usługa bez dotacji będzie droższa. Podniesie się wynagrodzenie minimalne? Firmy na granicy rentowności albo padną, albo zmuszą pracowników do przeniesienia się do szarej strefy. Tak mógłbym ciągnąć tę wyliczankę w nieskończoność…
PS. Uczulam, że mowa tutaj o roamingu w Uni Europejskiej. Ten poza jej granicą (wkrótce także w Wielkiej Brytanii) nie podlega regulacjom. Pamiętajcie o tym w trakcie odleglejszych wojaży.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu