Felietony

Tak się zastanawiam - dlaczego prawaków ciągnie do Facebooka?

Maciej Sikorski
Tak się zastanawiam - dlaczego prawaków ciągnie do Facebooka?
256

Środowiska prawicowe, nie tylko polskie, krytykują Facebooka za brak obiektywizmu, przechylenie w lewym kierunku, a nawet prześladowanie postaw konserwatywnych. Ich opinia nie jest pozbawiona sensu i oderwana od rzeczywistości. Zastanawia jednak, dlaczego te grupy tak ciągnie do serwisu społecznościowego, skoro jest on "zły".

Pytanie zadane w tytule chodzi mi po głowie już od dłuższego czasu. Ostatnio powróciło, bo zostałem poinformowany o "śledztwie", które ujawniło prawdziwe oblicze szefowej polskiego Facebooka. Wyszło na jaw, że to "KODomitka". Mniej więcej tydzień temu Dziennik Narodowy donosił, że wykryto spisek: CENZURA! Tajemnica likwidowanych patriotycznych profili i promocji lewackich wreszcie rozwiązana

Już sam tytuł brzmi, jak wstęp do powieści szpiegowskiej i trzyma w napięciu. Ale i w rozwinięciu nie brakuje dramaturgii:

Od paru miesięcy trwa bezpardonowa walka administracji Facebooka z polskimi profilami patriotycznymi, a nawet z prywatnymi profilami działaczy. W ten sposób zniknęły m.in. strony Ruchu Narodowego, Marszu Niepodległości, Obozu Narodowo-Radykalnego i jego poszczególnych brygad. Czołowi działacze są notorycznie banowani czasowo lub permanentnie. Jednocześnie nie zdarza się, by znikały - pomimo wielu zgłoszeń - strony szkalując Naród Polski albo papieża św. Jana Pawła II (notabene istnieje powstałe ostatnio wydarzenie "Mistrzostwa Polski w szkalowaniu papieża”).[źródło]

Z kolejnego akapitu można się dowiedzieć, że dziennikarz śledczy Cezary "Trotyl" Gmyz rozwiązał tę zagadkę. Otóż ustalił on, że na czele rodzimego oddziału niebieskiego serwisu stoi Sylwia de Weydenthal - aktywna działaczka KOD.

Pytanie zadane w tytule chodzi mi po głowie już od dłuższego czasu. Ostatnio powróciło, bo zostałem poinformowany o "śledztwie", które ujawniło prawdziwe oblicze szefowej polskiego Facebooka. Wyszło na jaw, że to "KODomitka". Mniej więcej tydzień temu Dziennik Narodowy donosił, że wykryto spisek: CENZURA! Tajemnica likwidowanych patriotycznych profili i promocji lewackich wreszcie rozwiązana

Już sam tytuł brzmi, jak wstęp do powieści szpiegowskiej i trzyma w napięciu. Ale i w rozwinięciu nie brakuje dramaturgii:

Od paru miesięcy trwa bezpardonowa walka administracji Facebooka z polskimi profilami patriotycznymi, a nawet z prywatnymi profilami działaczy. W ten sposób zniknęły m.in. strony Ruchu Narodowego, Marszu Niepodległości, Obozu Narodowo-Radykalnego i jego poszczególnych brygad. Czołowi działacze są notorycznie banowani czasowo lub permanentnie. Jednocześnie nie zdarza się, by znikały - pomimo wielu zgłoszeń - strony szkalując Naród Polski albo papieża św. Jana Pawła II (notabene istnieje powstałe ostatnio wydarzenie "Mistrzostwa Polski w szkalowaniu papieża”).[źródło]

Z kolejnego akapitu można się dowiedzieć, że dziennikarz śledczy Cezary "Trotyl" Gmyz rozwiązał tę zagadkę. Otóż ustalił on, że na czele rodzimego oddziału niebieskiego serwisu stoi Sylwia de Weydenthal - aktywna działaczka KOD.

Fiu fiu... Przyznam, że od tygodnia mnie to bawi - potrzebny był aż dziennikarz śledczy, by to ustalić. Intryga godna Bonda. Ciekaw jestem, czy był potrzebny specjalny sprzęt, siatka kontaktów oraz wielki budżet na przeprowadzenie tej akcji demaskatorskiej czy też redaktor Gmyz usłyszał coś w stylu: Ty, na manifestacji KOD była babka z Facebooka? Po czym zobaczył zdjęcie, wszedł na Linkedin i wszystko stało się jasne (na dobrą sprawę nie do końca jasne - Sylwia de Weydenthal nie jest szefową FB w Polsce, zajmuje stanowisko CEE Client Partner)...

Karty zostały odkryte: zły Facebook jest zły, bo kieruje nim lewactwo - i w Ameryce, i tu na miejscu, na polskiej ziemi. Klops. Na tyle duży i ciężkostrawny, że podjęto akcję trollingową:

Takiej awantury na Facebooku nie było od dawna. Internet obiega informacja, że „Sylwia de Weydenthal gwałci małe dzieci”. Autorzy przekonują, że to „eksperyment badawczy, a admin sam zgłosił ten profil jako stronę obrażającą uczucia”.

Facebook został zalany stronami, które obrażają Sylwię de Weydenthal. Masowo pojawiają się takie fanpejdże jak „Sylwia de Weydenthal gwałci małe dzieci”, „robi laskę Michnikowi” czy „wsadza patyki w dziecięce odbyty”. Wulgarne strony są zgłaszane nawet przez samych autorów, którzy chcą zobaczyć czy Facebook je usunie.

Nieszczęście pani Sylwii de Weydenthal polega na tym, że teraz po wpisaniu jej nazwiska w Google trafiamy właśnie na informacje o tych akcjach, dowiadujemy się z tytułów, że gwałci małe dzieci. Prawicowe środowiska są pewnie zachwycone, autorzy akcji mogą być z siebie dumni. Ciągle nie mogę jednak zrozumieć ich postępowania, swoistego rozdwojenia jaźni.

Facebookowi zarzuca się odchylenie w lewą stronę i na dobrą sprawę ciężko udowodnić, że tak nie jest. To firma z Doliny Krzemowej, w której "promuje się" raczej lewicowe postawy. Zuckerberg i jego bliscy współpracownicy raczej nie ukrywają swoich poglądów, firma prowadzi politykę dużej tolerancji, nie jest jej obce np. promowanie środowisk LGBT. Mają do tego prawo? No mają. Jeżeli przy tym przekonują, że są w 100% obiektywni, że nie trzymają żadnej ze stron, to można ich nazwać hipokrytami. I nie zdziwiłbym się, gdyby prawacy mówili: trzymamy się z dala od tego lewackiego środowiska. Tymczasem jest inaczej: prawacy za wszelką cenę chcą zaistnieć na Facebooku. Z amerykańskim szefem im raczej nie po drodze, polska szefowa to już w ich oczach kompromitacja totalna, jednak ciągnie niczym niedźwiedzia do miodu.

Jeżeli ktoś za mną nie przepada, daje mi to jasno do zrozumienia i ja też go nie lubię, to nie próbuję na siłę zaprzyjaźnić się z takimi człowiekiem, nie robię wszystkiego, by przebywać w jego towarzystwie i nie staram się, urządzać wspólnych zabaw w piaskownicy. A prawacy narzekają, odkrywają spisek, trollują, szydzą, piętnują i... chcą być na Facebooku. Dlaczego? Przecież powinni stronić od serwisu, znaleźć sobie inną platformę komunikacji, ewentualnie ją stworzyć. Tymczasem obserwujemy dwuznaczne zachowanie, które może świadczyć o konformizmie: trzeba ganić Facebooka za jego lewactwo, ale jednocześnie wykorzystywać, bo w ten sposób można dotrzeć do rzeszy ludzi. To z jego pomocą można promować treści, komunikować się i organizować, a nawet sprzedawać towar - np. patriotyczną odzież. Ten zły Facebook jest po prostu świetnym narzędziem do robienia biznesu i osiągania celu.

Żeby było jasne - ja nie bronię Facebooka (chociaż Sylwia de Weydenthal ma prawo robić, co jej się podoba), napiszę nawet, że czasem irytuje mnie postawa firmy, która święta nie jest i to na różnych polach. Prawaków też nie zamierzam krytykować za ich poglądy - wolny kraj i dopóki działają zgodnie z prawem, niech tropią lewactwo, jeśli to im sprawia przyjemności. Nie jestem natomiast w stanie zrozumieć, co ciągnie środowiska konserwatywne na FB, skoro to taki zły serwis, w którym szkaluje się papieża i cenzuruje prawdziwych patriotów...?

Fiu fiu... Przyznam, że od tygodnia mnie to bawi - potrzebny był aż dziennikarz śledczy, by to ustalić. Intryga godna Bonda. Ciekaw jestem, czy był potrzebny specjalny sprzęt, siatka kontaktów oraz wielki budżet na przeprowadzenie tej akcji demaskatorskiej czy też redaktor Gmyz usłyszał coś w stylu: Ty, na manifestacji KOD była babka z Facebooka? Po czym zobaczył zdjęcie, wszedł na Linkedin i wszystko stało się jasne (na dobrą sprawę nie do końca jasne - Sylwia de Weydenthal nie jest szefową FB w Polsce, zajmuje stanowisko CEE Client Partner)...

Karty zostały odkryte: zły Facebook jest zły, bo kieruje nim lewactwo - i w Ameryce, i tu na miejscu, na polskiej ziemi. Klops. Na tyle duży i ciężkostrawny, że podjęto akcję trollingową:

Takiej awantury na Facebooku nie było od dawna. Internet obiega informacja, że „Sylwia de Weydenthal gwałci małe dzieci”. Autorzy przekonują, że to „eksperyment badawczy, a admin sam zgłosił ten profil jako stronę obrażającą uczucia”.

Facebook został zalany stronami, które obrażają Sylwię de Weydenthal. Masowo pojawiają się takie fanpejdże jak „Sylwia de Weydenthal gwałci małe dzieci”, „robi laskę Michnikowi” czy „wsadza patyki w dziecięce odbyty”. Wulgarne strony są zgłaszane nawet przez samych autorów, którzy chcą zobaczyć czy Facebook je usunie.

Pytanie zadane w tytule chodzi mi po głowie już od dłuższego czasu. Ostatnio powróciło, bo zostałem poinformowany o "śledztwie", które ujawniło prawdziwe oblicze szefowej polskiego Facebooka. Wyszło na jaw, że to "KODomitka". Mniej więcej tydzień temu Dziennik Narodowy donosił, że wykryto spisek: CENZURA! Tajemnica likwidowanych patriotycznych profili i promocji lewackich wreszcie rozwiązana

Już sam tytuł brzmi, jak wstęp do powieści szpiegowskiej i trzyma w napięciu. Ale i w rozwinięciu nie brakuje dramaturgii:

Od paru miesięcy trwa bezpardonowa walka administracji Facebooka z polskimi profilami patriotycznymi, a nawet z prywatnymi profilami działaczy. W ten sposób zniknęły m.in. strony Ruchu Narodowego, Marszu Niepodległości, Obozu Narodowo-Radykalnego i jego poszczególnych brygad. Czołowi działacze są notorycznie banowani czasowo lub permanentnie. Jednocześnie nie zdarza się, by znikały - pomimo wielu zgłoszeń - strony szkalując Naród Polski albo papieża św. Jana Pawła II (notabene istnieje powstałe ostatnio wydarzenie "Mistrzostwa Polski w szkalowaniu papieża”).[źródło]

Z kolejnego akapitu można się dowiedzieć, że dziennikarz śledczy Cezary "Trotyl" Gmyz rozwiązał tę zagadkę. Otóż ustalił on, że na czele rodzimego oddziału niebieskiego serwisu stoi Sylwia de Weydenthal - aktywna działaczka KOD.

Fiu fiu... Przyznam, że od tygodnia mnie to bawi - potrzebny był aż dziennikarz śledczy, by to ustalić. Intryga godna Bonda. Ciekaw jestem, czy był potrzebny specjalny sprzęt, siatka kontaktów oraz wielki budżet na przeprowadzenie tej akcji demaskatorskiej czy też redaktor Gmyz usłyszał coś w stylu: Ty, na manifestacji KOD była babka z Facebooka? Po czym zobaczył zdjęcie, wszedł na Linkedin i wszystko stało się jasne (na dobrą sprawę nie do końca jasne - Sylwia de Weydenthal nie jest szefową FB w Polsce, zajmuje stanowisko CEE Client Partner)...

Karty zostały odkryte: zły Facebook jest zły, bo kieruje nim lewactwo - i w Ameryce, i tu na miejscu, na polskiej ziemi. Klops. Na tyle duży i ciężkostrawny, że podjęto akcję trollingową:

Takiej awantury na Facebooku nie było od dawna. Internet obiega informacja, że „Sylwia de Weydenthal gwałci małe dzieci”. Autorzy przekonują, że to „eksperyment badawczy, a admin sam zgłosił ten profil jako stronę obrażającą uczucia”.

Facebook został zalany stronami, które obrażają Sylwię de Weydenthal. Masowo pojawiają się takie fanpejdże jak „Sylwia de Weydenthal gwałci małe dzieci”, „robi laskę Michnikowi” czy „wsadza patyki w dziecięce odbyty”. Wulgarne strony są zgłaszane nawet przez samych autorów, którzy chcą zobaczyć czy Facebook je usunie.

Nieszczęście pani Sylwii de Weydenthal polega na tym, że teraz po wpisaniu jej nazwiska w Google trafiamy właśnie na informacje o tych akcjach, dowiadujemy się z tytułów, że gwałci małe dzieci. Prawicowe środowiska są pewnie zachwycone, autorzy akcji mogą być z siebie dumni. Ciągle nie mogę jednak zrozumieć ich postępowania, swoistego rozdwojenia jaźni.

Facebookowi zarzuca się odchylenie w lewą stronę i na dobrą sprawę ciężko udowodnić, że tak nie jest. To firma z Doliny Krzemowej, w której "promuje się" raczej lewicowe postawy. Zuckerberg i jego bliscy współpracownicy raczej nie ukrywają swoich poglądów, firma prowadzi politykę dużej tolerancji, nie jest jej obce np. promowanie środowisk LGBT. Mają do tego prawo? No mają. Jeżeli przy tym przekonują, że są w 100% obiektywni, że nie trzymają żadnej ze stron, to można ich nazwać hipokrytami. I nie zdziwiłbym się, gdyby prawacy mówili: trzymamy się z dala od tego lewackiego środowiska. Tymczasem jest inaczej: prawacy za wszelką cenę chcą zaistnieć na Facebooku. Z amerykańskim szefem im raczej nie po drodze, polska szefowa to już w ich oczach kompromitacja totalna, jednak ciągnie niczym niedźwiedzia do miodu.

Jeżeli ktoś za mną nie przepada, daje mi to jasno do zrozumienia i ja też go nie lubię, to nie próbuję na siłę zaprzyjaźnić się z takimi człowiekiem, nie robię wszystkiego, by przebywać w jego towarzystwie i nie staram się, urządzać wspólnych zabaw w piaskownicy. A prawacy narzekają, odkrywają spisek, trollują, szydzą, piętnują i... chcą być na Facebooku. Dlaczego? Przecież powinni stronić od serwisu, znaleźć sobie inną platformę komunikacji, ewentualnie ją stworzyć. Tymczasem obserwujemy dwuznaczne zachowanie, które może świadczyć o konformizmie: trzeba ganić Facebooka za jego lewactwo, ale jednocześnie wykorzystywać, bo w ten sposób można dotrzeć do rzeszy ludzi. To z jego pomocą można promować treści, komunikować się i organizować, a nawet sprzedawać towar - np. patriotyczną odzież. Ten zły Facebook jest po prostu świetnym narzędziem do robienia biznesu i osiągania celu.

Żeby było jasne - ja nie bronię Facebooka (chociaż Sylwia de Weydenthal ma prawo robić, co jej się podoba), napiszę nawet, że czasem irytuje mnie postawa firmy, która święta nie jest i to na różnych polach. Prawaków też nie zamierzam krytykować za ich poglądy - wolny kraj i dopóki działają zgodnie z prawem, niech tropią lewactwo, jeśli to im sprawia przyjemności. Nie jestem natomiast w stanie zrozumieć, co ciągnie środowiska konserwatywne na FB, skoro to taki zły serwis, w którym szkaluje się papieża i cenzuruje prawdziwych patriotów...?

Nieszczęście pani Sylwii de Weydenthal polega na tym, że teraz po wpisaniu jej nazwiska w Google trafiamy właśnie na informacje o tych akcjach, dowiadujemy się z tytułów, że gwałci małe dzieci. Prawicowe środowiska są pewnie zachwycone, autorzy akcji mogą być z siebie dumni. Ciągle nie mogę jednak zrozumieć ich postępowania, swoistego rozdwojenia jaźni.

Facebookowi zarzuca się odchylenie w lewą stronę i na dobrą sprawę ciężko udowodnić, że tak nie jest. To firma z Doliny Krzemowej, w której "promuje się" raczej lewicowe postawy. Zuckerberg i jego bliscy współpracownicy raczej nie ukrywają swoich poglądów, firma prowadzi politykę dużej tolerancji, nie jest jej obce np. promowanie środowisk LGBT. Mają do tego prawo? No mają. Jeżeli przy tym przekonują, że są w 100% obiektywni, że nie trzymają żadnej ze stron, to można ich nazwać hipokrytami. I nie zdziwiłbym się, gdyby prawacy mówili: trzymamy się z dala od tego lewackiego środowiska. Tymczasem jest inaczej: prawacy za wszelką cenę chcą zaistnieć na Facebooku. Z amerykańskim szefem im raczej nie po drodze, polska szefowa to już w ich oczach kompromitacja totalna, jednak ciągnie niczym niedźwiedzia do miodu.

Jeżeli ktoś za mną nie przepada, daje mi to jasno do zrozumienia i ja też go nie lubię, to nie próbuję na siłę zaprzyjaźnić się z takimi człowiekiem, nie robię wszystkiego, by przebywać w jego towarzystwie i nie staram się, urządzać wspólnych zabaw w piaskownicy. A prawacy narzekają, odkrywają spisek, trollują, szydzą, piętnują i... chcą być na Facebooku. Dlaczego? Przecież powinni stronić od serwisu, znaleźć sobie inną platformę komunikacji, ewentualnie ją stworzyć. Tymczasem obserwujemy dwuznaczne zachowanie, które może świadczyć o konformizmie: trzeba ganić Facebooka za jego lewactwo, ale jednocześnie wykorzystywać, bo w ten sposób można dotrzeć do rzeszy ludzi. To z jego pomocą można promować treści, komunikować się i organizować, a nawet sprzedawać towar - np. patriotyczną odzież. Ten zły Facebook jest po prostu świetnym narzędziem do robienia biznesu i osiągania celu.

Pytanie zadane w tytule chodzi mi po głowie już od dłuższego czasu. Ostatnio powróciło, bo zostałem poinformowany o "śledztwie", które ujawniło prawdziwe oblicze szefowej polskiego Facebooka. Wyszło na jaw, że to "KODomitka". Mniej więcej tydzień temu Dziennik Narodowy donosił, że wykryto spisek: CENZURA! Tajemnica likwidowanych patriotycznych profili i promocji lewackich wreszcie rozwiązana

Już sam tytuł brzmi, jak wstęp do powieści szpiegowskiej i trzyma w napięciu. Ale i w rozwinięciu nie brakuje dramaturgii:

Od paru miesięcy trwa bezpardonowa walka administracji Facebooka z polskimi profilami patriotycznymi, a nawet z prywatnymi profilami działaczy. W ten sposób zniknęły m.in. strony Ruchu Narodowego, Marszu Niepodległości, Obozu Narodowo-Radykalnego i jego poszczególnych brygad. Czołowi działacze są notorycznie banowani czasowo lub permanentnie. Jednocześnie nie zdarza się, by znikały - pomimo wielu zgłoszeń - strony szkalując Naród Polski albo papieża św. Jana Pawła II (notabene istnieje powstałe ostatnio wydarzenie "Mistrzostwa Polski w szkalowaniu papieża”).[źródło]

Z kolejnego akapitu można się dowiedzieć, że dziennikarz śledczy Cezary "Trotyl" Gmyz rozwiązał tę zagadkę. Otóż ustalił on, że na czele rodzimego oddziału niebieskiego serwisu stoi Sylwia de Weydenthal - aktywna działaczka KOD.

Fiu fiu... Przyznam, że od tygodnia mnie to bawi - potrzebny był aż dziennikarz śledczy, by to ustalić. Intryga godna Bonda. Ciekaw jestem, czy był potrzebny specjalny sprzęt, siatka kontaktów oraz wielki budżet na przeprowadzenie tej akcji demaskatorskiej czy też redaktor Gmyz usłyszał coś w stylu: Ty, na manifestacji KOD była babka z Facebooka? Po czym zobaczył zdjęcie, wszedł na Linkedin i wszystko stało się jasne (na dobrą sprawę nie do końca jasne - Sylwia de Weydenthal nie jest szefową FB w Polsce, zajmuje stanowisko CEE Client Partner)...

Karty zostały odkryte: zły Facebook jest zły, bo kieruje nim lewactwo - i w Ameryce, i tu na miejscu, na polskiej ziemi. Klops. Na tyle duży i ciężkostrawny, że podjęto akcję trollingową:

Takiej awantury na Facebooku nie było od dawna. Internet obiega informacja, że „Sylwia de Weydenthal gwałci małe dzieci”. Autorzy przekonują, że to „eksperyment badawczy, a admin sam zgłosił ten profil jako stronę obrażającą uczucia”.

Facebook został zalany stronami, które obrażają Sylwię de Weydenthal. Masowo pojawiają się takie fanpejdże jak „Sylwia de Weydenthal gwałci małe dzieci”, „robi laskę Michnikowi” czy „wsadza patyki w dziecięce odbyty”. Wulgarne strony są zgłaszane nawet przez samych autorów, którzy chcą zobaczyć czy Facebook je usunie.

Nieszczęście pani Sylwii de Weydenthal polega na tym, że teraz po wpisaniu jej nazwiska w Google trafiamy właśnie na informacje o tych akcjach, dowiadujemy się z tytułów, że gwałci małe dzieci. Prawicowe środowiska są pewnie zachwycone, autorzy akcji mogą być z siebie dumni. Ciągle nie mogę jednak zrozumieć ich postępowania, swoistego rozdwojenia jaźni.

Facebookowi zarzuca się odchylenie w lewą stronę i na dobrą sprawę ciężko udowodnić, że tak nie jest. To firma z Doliny Krzemowej, w której "promuje się" raczej lewicowe postawy. Zuckerberg i jego bliscy współpracownicy raczej nie ukrywają swoich poglądów, firma prowadzi politykę dużej tolerancji, nie jest jej obce np. promowanie środowisk LGBT. Mają do tego prawo? No mają. Jeżeli przy tym przekonują, że są w 100% obiektywni, że nie trzymają żadnej ze stron, to można ich nazwać hipokrytami. I nie zdziwiłbym się, gdyby prawacy mówili: trzymamy się z dala od tego lewackiego środowiska. Tymczasem jest inaczej: prawacy za wszelką cenę chcą zaistnieć na Facebooku. Z amerykańskim szefem im raczej nie po drodze, polska szefowa to już w ich oczach kompromitacja totalna, jednak ciągnie niczym niedźwiedzia do miodu.

Jeżeli ktoś za mną nie przepada, daje mi to jasno do zrozumienia i ja też go nie lubię, to nie próbuję na siłę zaprzyjaźnić się z takimi człowiekiem, nie robię wszystkiego, by przebywać w jego towarzystwie i nie staram się, urządzać wspólnych zabaw w piaskownicy. A prawacy narzekają, odkrywają spisek, trollują, szydzą, piętnują i... chcą być na Facebooku. Dlaczego? Przecież powinni stronić od serwisu, znaleźć sobie inną platformę komunikacji, ewentualnie ją stworzyć. Tymczasem obserwujemy dwuznaczne zachowanie, które może świadczyć o konformizmie: trzeba ganić Facebooka za jego lewactwo, ale jednocześnie wykorzystywać, bo w ten sposób można dotrzeć do rzeszy ludzi. To z jego pomocą można promować treści, komunikować się i organizować, a nawet sprzedawać towar - np. patriotyczną odzież. Ten zły Facebook jest po prostu świetnym narzędziem do robienia biznesu i osiągania celu.

Żeby było jasne - ja nie bronię Facebooka (chociaż Sylwia de Weydenthal ma prawo robić, co jej się podoba), napiszę nawet, że czasem irytuje mnie postawa firmy, która święta nie jest i to na różnych polach. Prawaków też nie zamierzam krytykować za ich poglądy - wolny kraj i dopóki działają zgodnie z prawem, niech tropią lewactwo, jeśli to im sprawia przyjemności. Nie jestem natomiast w stanie zrozumieć, co ciągnie środowiska konserwatywne na FB, skoro to taki zły serwis, w którym szkaluje się papieża i cenzuruje prawdziwych patriotów...?

Żeby było jasne - ja nie bronię Facebooka (chociaż Sylwia de Weydenthal ma prawo robić, co jej się podoba), napiszę nawet, że czasem irytuje mnie postawa firmy, która święta nie jest i to na różnych polach. Prawaków też nie zamierzam krytykować za ich poglądy - wolny kraj i dopóki działają zgodnie z prawem, niech tropią lewactwo, jeśli to im sprawia przyjemności. Nie jestem natomiast w stanie zrozumieć, co ciągnie środowiska konserwatywne na FB, skoro to taki zły serwis, w którym szkaluje się papieża i cenzuruje prawdziwych patriotów...?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Facebookhot