Felietony

Tak: piractwo należy piętnować. Ale kiedyś wszyscy będziemy za nie wdzięczni

Kamil Świtalski
Tak: piractwo należy piętnować. Ale kiedyś wszyscy będziemy za nie wdzięczni

Blisko 19 lat temu uruchomiono Xbox Live Marketplace, który później przemianowany został na Xbox Games Store. Kawał historii, wiele się przez ten czas podziało. Cyfrowa rewolucja trwa w najlepsze - i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miała zwolnić. 

Wielokrotnie mówiło się o jej cieniach i blaskach. Sam należę do ogromnych miłośników cyfrowych zakupów. Właściwie jeżeli chodzi o popkulturę - rzadko kiedy nabywam ją już w innej formie, chyba że mogę to zrobić ZNACZNIE taniej, treści które mnie interesują nie są dostępne inaczej albo... po prostu w cyfrze nie mają za dużo sensu. Jednak fakt iż uwielbiam cyfrowe zakupy nie oznacza, że jestem w nie bezgranicznie zapatrzony i uważam, że inne formy powinny zniknąć. Wręcz przeciwnie - i wczorajsze zamknięcie sklepu z grami na Xboksa 360 dobitnie mi o tym przypomina.

Polecamy na Geekweek: Każdy Polak może kupić plecak militarny. Do gry wchodzi Biedronka

Źródło: Unsplash @rohanphoto

Zamknięto sklep, a wraz z nim - straciliśmy dostęp do części gier

Na pozór mowa tylko o zamknięciu cyfrowego sklepiku. Nie ma nad czym tu płakać, są nowsze, lepsze, jeszcze lepiej wyposażone - prawda? No niby prawda, ale w sumie to nie. Bo co by nie mówić: to kawał historii, która jest już nie do odzyskania. Wraz z zamknięciem wspomnianego sklepu bezpowrotnie straciliśmy dostęp do części gier, a także dodatków dla tych, które wydane zostały na płytach.

Nie da się ich oficjalnie kupić na Xboxa 360, a jeżeli był to tytuł na wyłączność tej konsoli Microsoftu i nie ma go nigdzie indziej — to pojawia się problem. Problem, odpowiedzią na który może być wyłącznie piractwo. Raz jeszcze doszliśmy do ściany ze smutnym podpisem: tylko piractwo nas uratuje.

Tylko piractwo nas uratuje, a ruch Microsoftu raz jeszcze to uwydatnił

Można się spierać i można dyskutować. Można szukać zamienników i nowszych wersji. Ale nie o nich tu mowa. Przez te wszystkie lata wielokrotnie widziałem jak różnie działały gry na innych platformach, a czasem różniły się niewielkimi niuansami na które zwracali uwagę wyłącznie najwięksi pasjonaci. Bo nie chodzi już o sam tytuł, a TO KONKRETNE wydanie. A po zamknięciu sklepu TEGO konkretnego wydania już nie ma. A może raczej: nie byłoby, gdyby nie piractwo i kopie zapasowe.

Microsoft dał nam sporo czasu na zakupy przed wielkim zamknięciem. Trąbił o tym gdzie się dało. Ale o ile ktoś dziś wiedział na czym mu zależy - mógł to zrobić. Młodsze pokolenie nie będzie miało takiej szansy. Szansy, którą miałem z zakupem moich ukochanych tytułów z Amigi, Super Nintendo czy Game Boya nawet kilkadziesiąt lat po ich oficjalnej premierze. Kupiłem, mam, cieszę się że działają (choć to jak długo podziałają to inna kwestia - ani kartridże, ani dyskietki, ani płyty CD nie są też wieczne).

I to sprowadza nas do smutnej prawdy na temat tego, że mimo iż piractwo należy piętnować, to bez niego wiele dóbr kultury by nie przetrwało w oryginalnej formie. Cyfrowa rewolucja stosunkowo niedawno się zaczęła i może jeszcze tego jakoś specjalnie nie odczuwamy, ale za kilka dekad będzie to widoczne jak na dłoni i wszyscy będziemy wdzięczni ludziom, którzy poświęcili czas i miejsce na dysku nim duże firmy bezpowrotnie wyciągnęły wtyczkę. Kiedyś Nintendo, teraz Microsoft... a w przyszłości cała reszta.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu