Blisko 19 lat temu uruchomiono Xbox Live Marketplace, który później przemianowany został na Xbox Games Store. Kawał historii, wiele się przez ten czas podziało. Cyfrowa rewolucja trwa w najlepsze - i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miała zwolnić.
Tak: piractwo należy piętnować. Ale kiedyś wszyscy będziemy za nie wdzięczni
Wielokrotnie mówiło się o jej cieniach i blaskach. Sam należę do ogromnych miłośników cyfrowych zakupów. Właściwie jeżeli chodzi o popkulturę - rzadko kiedy nabywam ją już w innej formie, chyba że mogę to zrobić ZNACZNIE taniej, treści które mnie interesują nie są dostępne inaczej albo... po prostu w cyfrze nie mają za dużo sensu. Jednak fakt iż uwielbiam cyfrowe zakupy nie oznacza, że jestem w nie bezgranicznie zapatrzony i uważam, że inne formy powinny zniknąć. Wręcz przeciwnie - i wczorajsze zamknięcie sklepu z grami na Xboksa 360 dobitnie mi o tym przypomina.
Polecamy na Geekweek: Każdy Polak może kupić plecak militarny. Do gry wchodzi Biedronka
Zamknięto sklep, a wraz z nim - straciliśmy dostęp do części gier
Na pozór mowa tylko o zamknięciu cyfrowego sklepiku. Nie ma nad czym tu płakać, są nowsze, lepsze, jeszcze lepiej wyposażone - prawda? No niby prawda, ale w sumie to nie. Bo co by nie mówić: to kawał historii, która jest już nie do odzyskania. Wraz z zamknięciem wspomnianego sklepu bezpowrotnie straciliśmy dostęp do części gier, a także dodatków dla tych, które wydane zostały na płytach.
Nie da się ich oficjalnie kupić na Xboxa 360, a jeżeli był to tytuł na wyłączność tej konsoli Microsoftu i nie ma go nigdzie indziej — to pojawia się problem. Problem, odpowiedzią na który może być wyłącznie piractwo. Raz jeszcze doszliśmy do ściany ze smutnym podpisem: tylko piractwo nas uratuje.
Tylko piractwo nas uratuje, a ruch Microsoftu raz jeszcze to uwydatnił
Można się spierać i można dyskutować. Można szukać zamienników i nowszych wersji. Ale nie o nich tu mowa. Przez te wszystkie lata wielokrotnie widziałem jak różnie działały gry na innych platformach, a czasem różniły się niewielkimi niuansami na które zwracali uwagę wyłącznie najwięksi pasjonaci. Bo nie chodzi już o sam tytuł, a TO KONKRETNE wydanie. A po zamknięciu sklepu TEGO konkretnego wydania już nie ma. A może raczej: nie byłoby, gdyby nie piractwo i kopie zapasowe.
Microsoft dał nam sporo czasu na zakupy przed wielkim zamknięciem. Trąbił o tym gdzie się dało. Ale o ile ktoś dziś wiedział na czym mu zależy - mógł to zrobić. Młodsze pokolenie nie będzie miało takiej szansy. Szansy, którą miałem z zakupem moich ukochanych tytułów z Amigi, Super Nintendo czy Game Boya nawet kilkadziesiąt lat po ich oficjalnej premierze. Kupiłem, mam, cieszę się że działają (choć to jak długo podziałają to inna kwestia - ani kartridże, ani dyskietki, ani płyty CD nie są też wieczne).
I to sprowadza nas do smutnej prawdy na temat tego, że mimo iż piractwo należy piętnować, to bez niego wiele dóbr kultury by nie przetrwało w oryginalnej formie. Cyfrowa rewolucja stosunkowo niedawno się zaczęła i może jeszcze tego jakoś specjalnie nie odczuwamy, ale za kilka dekad będzie to widoczne jak na dłoni i wszyscy będziemy wdzięczni ludziom, którzy poświęcili czas i miejsce na dysku nim duże firmy bezpowrotnie wyciągnęły wtyczkę. Kiedyś Nintendo, teraz Microsoft... a w przyszłości cała reszta.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu