Recenzja

Tak grywalnej bijatyki dawno nie widziałem. Recenzja Street Fighter V

Paweł Winiarski
Tak grywalnej bijatyki dawno nie widziałem. Recenzja Street Fighter V
17

Uliczny Wojownik powraca. Czy jest w formie? Czy 7 lat od ostatniej odsłony wystarczyło, by nie powielać schematów czwartej części? Panie i Panowie, doczekaliśmy się - przed Wami Street Fighter V, pady w dłoń i stajemy do walki.

[zajawkiboczne]Mógłbym napisać, że słabo wspominam tylko pierwszego Street Fightera i nieudane, trójwymiarowe EX. Mógłbym też przybliżyć Wam historię serii, próbować wybrać najlepszą odsłonę lub powychwalać przejście na 2,5 D, które podobnie jak w przypadku Mortal Kombat wyszło serii na dobre. Myślę jednak, że każdy gracz wie czym jest Street Fighter i widział, jak dużą popularnością przez te wszystkie lata od premiery cieszyła się część czwarta. Na piątkę musiałem czekać 7 długich lat i choć nie wszystko jest tak, jak trzeba - było warto.

Ryu, Ken i Guile to dla mnie podstawowa trójka jeśli chodzi o serię Street Fighter i ze łzami w oczach godziłem się z tym, że amerykańskiego komandosa nie ma wśród wojowników obecnych w Street Fighterze V. Jest niby Nash, ale jednak zarówno brak motywu muzycznego Amerykanina jak i jego bujnej blond-czupryny był dla mnie smutną wiadomością. Cicho liczyłem też na to, że zestaw postaci będzie większy, dostaliśmy bowiem „jedynie” 16 wojowników - warto jednak zaznaczyć, że kolejne postacie będą się pojawiać w Street Fighter V w kolejnych miesiącach. I tu pojawia się kwestia mikropłatności od których zacznę recenzję najnowszej odsłony Ulicznego Wojownika. W grze będziecie mogli wydawać prawdziwe pieniądze albo zbierać wewnętrzną walutę przyznawaną za wygrane w kolejnych meczach sieciowych lub zaliczanie konkretnych rzeczy w trybie dla pojedynczego gracza.

Kto normalny zaczyna recenzję od mikropłatności? W takiej produkcji jak SFV robię to nie bez powodu - gra to bowiem…

Niepełny produkt

Kiepsko zaczynać od największego minusa, ale chcę żebyście wiedzieli o tym już od początku. Przedpremierowy Street Fighter V, którego ogrywałem nie pozwolił mi zaznajomić się ze wszystkimi rzeczami, jakie znajdą się w grze po premierze, a przynajmniej nie tak, jakbym tego chciał. Resetowane co chwila statystyki postaci sprawiły, że żadna wygrana w sieciowym starciu nie miała sensu, a zarobiona wirtualna waluta znikała bezpowrotnie. Cicho liczę na to, że to po prostu prace nad serwerami, które już od dnia premiery będą działać bez zarzutu. Nie mogłem również dobrze sprawdzić Salonu Walk, czyli miejsca, do którego będziecie mogli zapraszać przyjaciół, by potem pokazać im jak kręci się ćwierćkółka. Obejrzałem kilka powtórek, choć lista świeciła pustkami. Kiedy już jednak połączyłem się z sieciowymi przeciwnikami, trudno było się do czegoś przyczepić. Lagi jeśli się pojawiały, były marginalne i jeśli znajdziecie sobie kogoś z dobrym połączeniem (na szczęście można to ustawić w opcjach wyszukiwania), będzie się Wam grać naprawdę komfortowo. Widać, że bety się do czegoś przydały.

Ale to marudzenie na przedpremierowy dostęp do gry. Pomarudzę też trochę na grę jako taką. Niestety na chwilę obecną (jak i przez jakiś czas od premiery) na Street Fightera V trzeba będzie patrzeć jak na platformę, a nie finalny produkt. Platformę, która z miesiąca na miesiąc będzie ulepszana i uzupełniana. I nie chodzi tylko o postacie, wyłączony jeszcze sklep czy niedziałające opcje. SFV na pierwszy (drugi i trzeci też) rzut oka wydaje się być nieskończonym produktem - miejcie tego świadomość inwestując w grę swoje pieniądze.

Dość mocno rozczarował mnie tryb fabularny, choć słyszałem, że on również ma być dodany w przyszłości. Na chwilę obecną to jednak naprawdę kiepska opcja - każda z postaci dostaje bardzo krótką historyjkę i 3-5 walk, w dodatku bez możliwości zmiany poziomu trudności. Wszystko to postanowiono zaserwować na zmianę z kolorowymi planszami i głosem z offu. Słabiutko, szczególnie że seria ma w plecaku naprawdę fajne historie, bardzo żałuję, że nie udało się tego wpleść w grę.

Dlatego kiedy szybko zaliczycie wspomnianą „fabułę”, do razu uderzajcie do trybu przetrwania, który w zależności od wybranego poziomu trudności, składa się z różnej ilości starć. Gracie na jednym pasku zdrowia, a po każdym starciu macie możliwość dokupienia bonusa - to od Was zależy czy wybierzecie uzupełnienie paska zdrowia, wzmocnienie ciosu lub defensywy. Czasem jeden wybór może zdecydować o tym, czy na 25 walce polegniecie, czy uda Wam się dojść do końca, nie zapominajcie o tym.

Street Fighter V nie jest grą dla jednego gracza. To platforma do sieciowych starć i e-sportowych zmagań.

Kapitalny system walki

Czy SFV to gra tylko dla hardkorowych miłośników bijatyk? Nie. To może tylko dla casuali? Też nie. Capcomowi udało się znaleźć złoty środek, rezygnując z niektórych rozwiązań znanych z części czwartej. Odległość od przeciwnika przestała mieć tak duże znaczenie jak w SFIV. Zmniejszono rownież liczbę ciosów specjalnych (czy jak wolicie doładowanych), dzięki czemu gracz skupia się przede wszystkim na podstawowym zestawie dla każdej postaci i nie kombinuje tak bardzo z „superami”. Dzięki takiemu zabiegowi udało się nie tworzyć zamieszania, z którym musiały się liczyć osoby rozpoczynające swoją przygodę z częścią czwartą. Podstawy walki w SFV są proste, możecie śmiało wskoczyć do gry z tak zwanej ulicy i świetnie się bawić. Jednocześnie wejście na wyższy poziom oznacza godziny treningów, uczenia się technik, poznawania najlepszych strategii dla danej postaci. I to jest w SFV piękne - połączenie prostoty i skomplikowanego systemu w jeden, dzięki czemu gra nie odrzuci nikogo. Wielkie brawa, to moim zdaniem powód, przez który z czystym sumieniem mogę dać Street Fighterowi V koronę króla bijatyka. No i frajda z zabawy - obok niej nie można przejść obojętnie. Walczy się po prostu fantastycznie, szybko, dynamicznie - czuć ciosy, czuć błędy zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Dzięki temu wygrane starcie, szczególnie z drugim graczem, daje satysfakcję.

Dźwięk i obraz

Street Fighter V wygląda świetnie, zarówno jeśli chodzi o styl graficzny, jak i wykonanie. Modele postaci to małe dzieła sztuki, w które można wpatrywać się godzinami - szczególnie kiedy są w ruchu. Stałe 60 klatek animacji na sekundę (przynajmniej w wersji na PS4) nadaje grze niesamowitej dynamiki. Dodajcie do tego efekty świetlne (Critical Artsy, czyli Supery robią ogromne wrażenie), a dostaniecie taneczny festiwal, który świetnie się ogląda. Trochę boli brak fajnych animacji w poszczególnych lokacjach, ale z drugiej strony są one tak zaprojektowane, by niczym nie rozpraszać - podejrzewam, że cześć z Was oceni to na plus.

Znam na pamięć większość motywów muzycznych serii, a tematy Ryu, Kena i Guile’a mogę zanucić lub zagrać na gitarze w nocy o północy. Tego ostatniego niestety nie usłyszymy, ale utwory właściwe dla najlepszych przyjaciół, a jednocześnie największych rywali otrzymały nowe aranżacje. Bez zbędnego kombinowania - jest energicznie i gitarowo. Generalnie oprawa muzyczna Street Fighter V to moim zdaniem rzecz warta sprawdzenia nawet jeśli nie chcecie grać. Na zachętę motyw z menu, który już przy okazji wersji beta najpierw był przeze mnie wielokrotnie puszczany z poziomu gry, by później na stałe zagościć w formie youtubowego filmu.

Werdykt

Street Fighter V nie jest grą wybitną, choć jeśli chodzi o system walki, Capcom oddał w nasze ręce prawdziwego króla. Króla, którego trzeba jeszcze ubrać, ale to Capcom musi dotrzymać obietnic i rozwinąć produkt. To jedna z tych gier, która musi dojrzeć, przejść mutację, by ostatecznie wyrósł jej męski, gęsty zarost. Przede wszystkim jest to jednak gra nastawiona na sieciowe starcia i turnieje - miejcie to na uwadze decydując się na zakup. Brak trybu fabularnego, który tak świetnie sprawdzał się w ostatnich dwóch Mortalach może odstraszyć osoby stawiające na samotną zabawę - będziecie się tu nudzić. Jeśli jednak chcecie ćwiczyć, poznawać nowe strategie walki i stawiać czoła kolejnym przeciwnikom, Street Fighter V sprawdzi się wyśmienicie. System walki jest świetny - przystępny dla nowicjuszy chcących doskonalić swoje umiejętności, jednak odpowiednio wymagający, by przyciągnąć wymiataczy spędzających przy grze kilka godzin dziennie przez długie miesiące, jeśli nie lata. Wygląda świetni, nie sili się na udziwnienia, oferując czystą bijatykę mocno nastawioną na turniejowe starcia. W ostatecznym rozrachunku o rozczarowaniu nie ma mowy, ale ja wierzę, że Capcom będzie w ten tytuł inwestował i czas i pieniądze. Biorąc jednak pod uwagę, jak długo żyła część czwarta, tak właśnie będzie. I co najważniejsze, walczy się świetnie.

Ocena 8/10

Kup Street Fighter V w Empik.com. Kliknij!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

PCps4capcom