Kalendarium

Tajemniczy eksperyment Marynarki i zdenerwowany artysta

Maciej Sikorski
Tajemniczy eksperyment Marynarki i zdenerwowany artysta
Reklama

Od początku roku minęło już ponad 300 dni, do jego zakończenia pozostały ponad dwa miesiące - w tym czasie w Kalendarium wyląduje pewnie sporo ciekawo...

Od początku roku minęło już ponad 300 dni, do jego zakończenia pozostały ponad dwa miesiące - w tym czasie w Kalendarium wyląduje pewnie sporo ciekawostek z przeszłości. Jedne oczywiste i dobrze znane, inne kojarzone wyłącznie przez pasjonatów konkretnego zagadnienia. Z tej drugiej grupy mam dzisiaj do zaoferowania Eksperyment Filadelfia.

Reklama

Znikający statek

Możliwe, że za chwilę tuzin osób napisze, że nie wie, jak mogłem nie słyszeć wcześniej o Projekcie Filadelfia, ale jednak przyznam się do tego, iż o sprawie przeczytałem wczoraj po raz pierwszy. I jestem jeszcze przed lekturą konkretnych materiałów, oglądaniem filmów, które powstały na ten temat (jeden znajdziecie poniżej). Wierzę, że jeśli pojawi się wśród Czytelników ktoś zainteresowany sprawą i zorientowany w niej, to dorzuci ciekawy komentarz. Na razie krótkie nakreślenie historii, której głównym bohaterem jest okręt USS Eldridge.

28 października 1943 roku Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych miała przeprowadzić eksperyment umożliwiający zbadanie właściwości jednobiegunowego pola magnetycznego. Teoretyczne podstawy badań zapewnił podobno Einstein, miał on także wraz z innymi wybitnymi naukowcami zorganizować sam eksperyment. Co chciało osiągnąć wojsko? Celem było kamuflowanie obiektów - miały się stawać niewidzialne. Korzyści płynących z ewentualnego sukcesu chyba nie trzeba wyjaśniać. Niestety, próby miały się zakończyć tragicznie - część załogi zginęła, reszta zwariowała. Jednocześnie okazało się, że znikanie obiektów, a nawet ich teleportowanie jest możliwe. Przynajmniej tak twierdzą fani teorii spiskowych i paranauki - tylko oni wierzą w to, że do eksperymentu doszło i miał on swoje konsekwencje. Oficjalnie nic nie zaszło, rzesze naukowców każą pewnie puknąć się w głowę, gdy słyszą o tej historii. Chyba znalazłem rozrywkę na wolną chwilę.

Zimerman wchodzi na szczyt

Rok 1975 przyniósł zwycięstwo Krystiana Zimermana w IX Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina. Urodzony w Zabrzu pianista otworzył sobie wówczas drzwi do międzynarodowej kariery, wielkiej sławy, sporych pieniędzy i pomnika w historii muzyki. Artysta nie mieszka w Polce, rzadko też u nas koncertuje. Wspominam o nim m.in. dlatego, że od kilku kwartałów kojarzy mi się (a pewnie nie jestem wyjątkiem) z pewnym incydentem, do jakiego doszło podczas koncertu w niemieckim Essen. Różnie komentowano wówczas sprawę, a związek miała ona z filmowaniem wydarzenia przy użyciu smartfonu.

Jeden z widzów postanowił nakręcić komórką grę Zimermana, a ten zauważył poczynania domorosłego filmowca, poprosił go o przerwanie kręcenia i chwilę potem zdenerwowany przerwał koncert. Potem zszedł ze sceny, ale po jakimś czasie wrócił i stwierdził, że YouTube niszczy muzykę. O manifeście zrobiło się glośno. Trudno się temu dziwić. Z jednej strony rozumiem Zimermana, uważam, że miał pełne prawo tak postąpić i nie musiał się nawet tłumaczyć. Już sam fakt wyciągnięcia telefonu podczas koncertu i kręcenia filmu jest dziwnym pomysłem, jeśli potem ktoś wrzuca to do Sieci robi się podwójnie dziwnie i nieprzyjemnie. Zastanawiam się jednak, i to jest ta druga strona medalu, czy adresatem niechęci artysty powinien być YouTube? Pretensje należy mieć w pierwszej kolejności do widowni, która nie potrafi uszanować czyjejś ciężkiej pracy, zachować się podczas koncertu oraz po jego zakończeniu. Problemem nie jest tu YouTube, ale narastająca w ludziach chęć do sfilmowania i sfotografowania wszystkiego, co się rusza. A gdyby nie serwis Google trudno byłoby zapoznać się z takimi materiałami:

Noblista od fulerenów

Noblistów w naszym kalendarium pojawiło się już kilku, ale dla następnych też znajdziemy miejsce. Jednym z nich jest, a właściwie był, Richard Smalley żyjący w latach 1943-2005. To amerykański naukowiec, który w roku 1996 otrzymał wraz z Robertem Curlem i Haroldem Kroto Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii. Smalley w trakcie swojej pracy związany był z kilkoma uczelniami, zajmował się różnymi zagadnieniami z zakresu nauk ścisłych. Jednym z jego celów było szukanie tanich i czystych źródeł energii, zachęcał do tego także innych uczonych. Robił to nawet wtedy, gdy poważnie osłabiła go białaczka, która ostatecznie zabiła naukowca. Za co otrzymał Nobla? Za odkrycie (wraz z wymienioną dwójką naukowców) fulerenów, czyli cząsteczek składających się z parzystej liczby atomów węgla i tworzących zamkniętą bryłę. Więcej na ten temat znajdziecie pod tym adresem.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama