Co poszło nie tak?
Ten przypadek przypomina trochę bezsensowną walkę Apple z fizyką. Szwedzi stwierdzili, że nowe OZE zapełnią lukę po reaktorach R1 i R2 w elektrowni jądrowej Ringhals już dziś, bo przecież latem eksportują nadwyżki energii. Jak „pomyśleli”, tak zrobili, R2 wyłączono jeszcze w 2019, R1 wraz z końcem zeszłego roku. Były to najstarszych i „najsłabsze” reaktory z tej elektrowni, o mocy około 900 MW każdy.
Tymczasem nadeszły większe niż w ostatnich latach mrozy i okazało się, że optymistyczne założenia szlag trafił. Przy takich warunkach wydajność wiatraków czy turbin wodnych, a także linii przesyłowych poleciała na łeb, a zużycie wzrosło. Efekt? Krajowi zaczęło brakować energii, co spowodowało zatrzymanie dostaw dla części dużych zakładów produkcyjnych. Rządowa telewizja apeluje jednocześnie do obywateli o oszczędzanie energii, między innymi poprzez nie używanie odkurzaczy.
Sytuacja zmusiła Szwecję do rozpoczęcia importu „brudnej” energii m. in. z naszego kraju. Uruchomiono też rezerwową elektrownię zasilaną… olejem opałowym w Karlshamn (moc ok. 1000 MW). Tę ostatnią decyzję już zdążyły potępić zielone partie z tego kraju, potwierdzając oderwanie tego typu środowisk od jakichkolwiek realiów.
Mrzonki o OZE
Cała sytuacja pokazuje, że poza bardzo specyficznymi państwami jak Norwegia, OZE może na razie pełnić rolę tylko i wyłączanie pomocniczą. Dla każdego państwa, chcącego ograniczyć emisję zanieczyszczeń będących efektem spalania paliw kopalnych, jedynym racjonalnym i realnym wyborem na najbliższe kilkadziesiąt lat jest energia atomowa. Być może postęp techniczny umożliwi za jakiś czas znaczące zwiększenie udziału OZE w całym bilansie, ale na dziś, dla większych państw to po prostu mrzonka.
W poprzednim artykule podawałem przykład Niemiec, które po wyłączeniu kolejnych elektrowni atomowych musiały uruchomić ratunkowo elektrownie gazowe, teraz mamy jeszcze bardziej spektakularny przykład ze Szwecji. Czego w Polsce wymagałoby stworzenie energetyki opartej całkowicie o OZE, pokazuje porównanie obu krajów pod względem zużycia energii elektrycznej. Lepiej rozwinięta gospodarczo i infrastrukturalnie Szwecja zużywa rocznie ok. 141 TWh energii, a Polska ok. 165 TWh (z czego produkujemy ok. 150).
Należy pamiętać przy tym, że Szwecja ma ok. 4-krotnie mniej mieszkańców, co pokazuje, zakładając że będziemy krajem rozwijającym się, jak dużych przyrostów zużycia możemy spodziewać się w niedalekiej przyszłości. Jeśli więc bogatej Szwecji nie stać na szybkie zastąpienie atomu przez OZE, bez narażania stabilności kraju, nas nie będzie stać przez następne kilkadziesiąt lat.
Warto też zwrócić uwagę, że Szwedzi mają znacznie lepsze warunki naturalne dla elektrowni wodnych czy wiatrowych, a jednocześnie są w stanie przeznaczać ogromne pieniądze na budowę kolejnych tam i farm. W Polsce działania na taką skalę nie są po prostu możliwe.
Ciekawe, czy to doświadczenie nauczy szwedzki rząd, że optymizm to raczej średnia cecha przy kalkulacjach dotyczących tak strategicznej rzeczy, jaką jest produkcja energii elektrycznej. Ciągle działają tam 3 elektrownie atomowe z 6 reaktorami (2 w Ringhals, 3 w Forsmark oraz 1 w Oscarsamon) o łącznej mocy ok. 6700 MW (co przekłada się na ok. 35% produkcji rocznej). Ciekawe czy Szwedzi dalej liczą, że uda im się je wszystkie zamknąć do 2040 r., skoro pozbycie się reaktorów o mocy 1700 MW spowodowało taki dramat… Kto wie, każdy rodzaj fanatyzmu zaślepia, więc może dalej będą liczyć na to, że wyniki uzyskiwane chwilowo, przy dobrych warunkach pogodowych, to dobra podstawa do wyliczeń efektywności OZE?
Źródła: [1], [2], [3], „Energy in Sweden 2020 – An overview”
Więcej z kategorii Technologie:
- Fatalna passa Boeinga. Starliner w rozsypce, ostatnia szansa SLS 25 lutego
- Co ma technologia do pisania esejów? Okazuje się, że coraz więcej...
- Panasonic stworzył robotyczną pluszankę, puszcza bąki i wymaga subskrypcji...
- Łazik Perseverance wylądował na Marsie, co dalej?
- [Aktualizacja] 7 minut marsjańskiego terroru - dziś, kiedy i gdzie oglądać?