YouTube

Szukasz utalentowanych ludzi? YouTube jest ich pełen

Paweł Winiarski
Szukasz utalentowanych ludzi? YouTube jest ich pełen
Reklama

Internet to świetne miejsce na pokazanie swojego talentu. Przekonały się o tym miliony widzów, kiedy na łamach serwisu YouTube jak grzyby po deszczu z...

Internet to świetne miejsce na pokazanie swojego talentu. Przekonały się o tym miliony widzów, kiedy na łamach serwisu YouTube jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się filmy prezentujące zarówno niecodzienne umiejętności jak i budzące podziw opanowanie instrumentów.

Reklama

Mówi się, że człowiek nie jest w stanie polizać łokcia. „Ale podobno na innym osiedlu jest dziewczyna, która to potrafi”. Tak niegdyś obalało się mity. Miało to oczywiście swój urok, a z dzieciaka, który potrafił zrobić coś teoretycznie niemożliwego, robiono bohatera. Do czasu, aż dostaliśmy YouTube. I choć coś wydaje się nieprawdopodobne, dla wielu dziwne, gdzieś po drugiej stronie kuli ziemskiej jest ktoś, kto to potrafi i postanowił swoją umiejętność nagrać, a następnie pokazać światu.

Bycie przeciętniakiem nigdy nie było tak przykre

To nie jest tak, że wraz z popularyzacją sieci nagle na świecie zaczęły pojawiać się uzdolnieni ludzie, czy osoby, które przekraczają granice ustalone przez normalność. Chodzi tylko i wyłącznie o możliwość pokazania się światu. Całemu i zupełnie za darmo. Przecież wystarczy tania kamera czy średniej klasy smartfon, darmowe konto na YouTube i już można zademonstrować coś niezwykłego. Jak na przykład nastolatka z tańczącymi brwiami, której niesamowity, trwający 37 sekund, nagrany kamerą w laptopie, występ od grudnia 2011 r. wyświetlono grubo ponad 53 miliony razy. Zapewne pojawiła się też w niezliczonej ilości zestawień niesamowitych osób, których w sieci też pełno.

Przykłady takich niecodziennych umiejętności mógłbym wymieniać i wymieniać. Ale to YouTube i na dobrą sprawę jedyną korzyścią z zamieszczenia tego typu materiałów w sieci są, poza popularnością, pieniądze z wyświetleń. Chyba, że występujący zdecyduje się na udział w którymś z talent show, które cieszą się dużą popularnością również u nas. I choć w dalszych etapach konkursu to już występy przygotowane profesjonalnie, z fajną oprawą muzyczną i wizualną, to wciąż większe wrażenie robi na mnie prosty, amatorski film, na którym ktoś – zupełnie bez spiny – wykonuje jakąś niesamowitą, karkołomną, a jednocześnie zabawną ewolucję gdzieś na małej sali gimnastycznej w wygwizdowie w USA. Ponadprzeciętność, łamanie granic wytrzymałości czy elastyczności ludzkiego ciała – to się podoba, ludzie chcą to oglądać nawet jeśli sami siedzą 8 godzin przy biurku, a ich największym wyzwaniem każdego dnia jest zwlec się z łóżka.

Oczywiście warto zwrócić tu uwagę na pozytywny aspekt tego typu nagrań. Pozytywny dla widza. Na pewno są ludzie, którzy po obejrzeniu czegoś zapierającego dech w piersiach stwierdzili, że też chcą się wybić ponad przeciętność, nauczyć czegoś niesamowitego, zainteresować na przykład akrobatyką, czy graniem na instrumencie. Bo skoro ktoś potrafi robić tak niesamowite rzeczy, to czemu ja miałbym nie być dobry w czymś zwyczajnym. Ale na tyle dobry, by móc być z siebie dumnym?

Odkładam gitarę na stojak

Gram, a raczej grałem na gitarze. Dziś z niegdysiejszych umiejętności niewiele już zostało, głównie z powodu braku czasu na ćwiczenia. Każdy, kto kiedykolwiek zabierał się za jakiś instrument doskonale wie, że słuch i talent to tylko fragment sukcesu, liczy się przede wszystkim ciężka praca, czyli codzienne, kilkugodzinne ćwiczenia. W przeciwnym wypadku nie da się opanować żadnego instrumentu. Był rok 2006, kiedy na YouTube pojawił się utwór „Drifting” nieznanego szerszej publiczności brodatego akustycznego gitarzysty amerykańskiego, Andy’ego McKee.

Po obejrzeniu trwającego lekko ponad 3 minuty numeru zbierałem z podłogi przysłowiową szczękę. Nigdy wcześniej nie widziałem żeby ktoś grał na gitarze w ten sposób. Bardzo efektownej wizualnie technice. Do tego z taką naturalnością, lekkością, gracją i wyczuciem rytmu. Właśnie wtedy zaczęła się dla Andy’ego kariera, a w sieci pojawiały jego kolejne utwory. Niedługo potem okazało się, że gitarzyści posiadający w domu kamery, zaczęli nagrywać swoje wersje „Drifting”. Potem wszystko zadziałało jak lawina i z każdym kolejnym miesiącem można było znaleźć nowych wirtuozów. Dla nich to też był przełom – z nikomu nieznanego miłośnika gitary stawali się postaciami na tyle charakterystycznymi, żeby grać koncerty, nagle znalazło się finansowe wsparcie dla ich płyt. Nagrywanie swoich umiejętności przez instrumentalistów nie było nowe – przecież wielu z nich posiadało w domach kamery VHS, nagrywało kasety demo, a te krążyły po środowisku gitarzystów wzbudzając zachwyt i zazdrość. Jednak to dopiero YouTube pokazał je całemu światu. I nie ważne, czy grasz, czy znajdujesz pasję w gotowaniu – możesz to obejrzeć i posłuchać.

Mam takie małe, wstydliwe hobby. Lubię sobie czasem usiąść przy komputerze, włączyć YouTube i poszukać gitarzystów, amatorów. Koniecznie amatorów, bo to z ich materiałów bije pasja i radość z grania. Często oglądam ich interpretacje znanych utworów lub zupełnie autorskie kompozycje, w których pokazują niezliczoną ilość sztuczek i swoje podejście do instrumentu. A efekt ich nagrań jest imponujący – kilkadziesiąt, kilkaset tysięcy wyświetleń. Skutek? Po jakimś czasie okazuje się, że zainteresował się nimi producent gitar, przystawek lub strun. Ów człowiek jest wtedy zapraszany na gitarowe targi, wspierany sprzętem, w zamian za to, że w filmach na jego kanale pojawia się krótka wzmianka o instrumencie lub ten po prostu jest jednym z bohaterów przesłanego materiału. Podejrzewam, że wiąże się to również korzyściami finansowymi. Chyba trudno o lepsze pojęcie „pracy, która cieszy”. Oczywiście wszystko to dotyczy nie tylko gitar, ale i innych instrumentów.

Reklama

Pomysł na biznes

Jednorazowe pokazanie, że potrafi się przeskoczyć z budynku na budynek, czy wykonać na rowerze 3 fikołki pod rząd raczej nie będzie sposobem na zarobek – przynajmniej w sieci. Ale bycie dobrym w czymś zwyczajnym już tak. Chociażby wspomniana przeze mnie w artykule o technologiach na siłowni Ewa Chodakowska. Sieć w jej wypadku jest ważna, ale to tylko część pracy. Internetowi muzycy nierzadko potrafią za pomocą swoich materiałów na YouTube zainteresować sobą duże zespoły, a potem ruszyć z nimi w trasę koncertową, z której przywiozą nie tylko mnóstwo doświadczenia, ale i realne pieniądze – a kto wie, może stanie się to ich codzienną pracą. A Krzysztof Gonciarz czy Rock? – popularni vlogerzy wystąpili niedawno w dużej kampanii Orange dotyczącej roamingu. O ile nie zaskoczył mnie Krzysiek wrzucający materiały z zagranicznego wyjazdu, o tyle jego obecność na billboardach w Warszawie już tak. Nie oszukujmy się, vlogerzy nie zrobili tego za przysłowiowy uśmiech. Dla nich więc publikowanie w sieci stało się, przynajmniej na jakiś czas, furtką do większych wyzwań medialnych. A ich talent? Przecież nie kręcą się na głowie i nie potrafią wyskoczyć z okna grając na gitarze Vivaldiego. Umieją jednak przykuć do ekranów monitorów dziesiątki czy setki tysięcy widzów. A to czasach, kiedy telewizję ogląda coraz mniej osób, szansa na realną karierę związaną z kampaniami reklamowymi.

Życzę więc cierpliwości w przebijaniu się przez tysiące nic nie wartych materiałów. Bo czasem pośród nich możecie znaleźć prawdziwe perełki.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama