Po Godzinach

To mógł być dobry dokument medyczny. Ale jest... zbyt amerykański. "Szukając Diagnozy"

Jakub Szczęsny
To mógł być dobry dokument medyczny. Ale jest... zbyt amerykański. "Szukając Diagnozy"
Reklama

Od zawsze kręciły mnie seriale medyczne, a zatem obejrzałem wszystkie odcinki Ostrego Dyżuru i House M.D. Chirurdzy mnie jakoś nie porwali, bo tam było więcej seksu, związków i perypetii niż zagadek medycznych, a Siostra Jackie wydawała się być marną podróbką Gregory'ego House'a. Do "Szukając Diagnozy" podszedłem z dużymi oczekiwaniami, a seans zakończyłem z niemałym zawodem.

Siedem odcinków tego serialu dokumentalnego wciągnąłem w jeden wieczór, jednak nie byłem zadowolony. Trwające po około 45 minut historie osób, które cierpią na bardzo rzadkie, trudne do zdiagnozowania choroby może i są ciekawe, ale zdecydowanie za mało w nich "medycznego mięsa". Ci, którzy szukają tam wymagającej zaangażowania intelektualnego produkcji z pewnością się zawiodą: w momencie postawienia jednoznacznego rozpoznania, łapiemy się na tym, że niewiele wiemy na temat samych przypadków. A widz przecież też chciałby sobie pozgadywać, na cóż może chorować konkretna osoba?

Reklama

Czytaj również: Podłączanie internetu do telewizora? Wolałbym nie...

Tak, właśnie tego oczekiwałem po "Szukając Diagnozy". Że zasiądę przed telewizorem i wraz z Lisą Sanders będę zastanawiał się, czy takie i takie symptomy bardziej pasują do przewlekłej zapalnej polineuropatii demielinizacyjnej, czy też może lepszym typem są efekty uboczne przyjmowania leków przeciw nowotworowi układu krwiotwórczego. Widz nie ma na to czasu i nie uzyskuje ku temu żadnych istotnych danych. Jest jedynie krótki opis przypadku bez diagnostycznych smaczków.

Dokument skupia się na prawdziwych przypadkach. I to jest plus

Zresztą, nie mogło być inaczej. Dr Lisa Sanders zajmująca się diagnozowaniem ekstremalnie rzadkich przypadków prowadzi własną kolumnę w New York Times, gdzie zapoznaje czytelników z niewyjaśnionymi zagadkami medycznymi i prosi ich o pomoc. Zgłaszają się do niej nie tylko lekarze, ale i "pasjonaci", a także chore osoby z podobnymi symptomami. Każdy odcinek rozpoczyna się tak samo: widz zaznajamia się z pacjentem, a następnie Lisa Sanders pisze tekst do kolumny w NYT. Następnie czytelnicy proponują rozwiązania danego problemu.

W tej formule zwyczajnie zabrakło zaangażowania widzów w rozwikływanie zagadki. Po prostu nie ma na to czasu, a także brakuje mnóstwa danych. A przecież ten serial aż się o to prosi: dużo lepiej bym się bawił, gdybym przed ekranem siedział z kartką i długopisem i próbował wymyślić rozwiązanie "po swojemu". Gdybym trafił, cieszyłbym się jak dziecko, a w razie niepowodzenia - nauczyłbym się czegoś nowego.

Tymczasem, widać, że ten serial został stworzony dla mało wymagającego, biernego Amerykańskiego widza. Takiego, który zasiądzie przed telewizorem lub komputerem i spodziewa się niezobowiązującej rozrywki zahaczającej o trudne przypadki medyczne. I takiemu odbiorcy serial z pewnością się spodoba. Jednak, gdy tylko zaczniecie od "Szukając Diagnozy" oczekiwać czegoś więcej, będziecie zawodzić się na nowo wraz z każdym odcinkiem.

To mógł być dobry serial medyczny. Jest tylko mierny

Właśnie przez swoją "amerykańskość", ale może być i tak, że ja zwyczajnie oczekuję zbyt wiele od produkcji w serwisie Netflix. W House M.D zdarzało się, że widz próbował szukać wyjaśnień wraz z zespołem Gregory'ego House'a, bo miał tam dostęp do znacznie większej ilości danych o pacjencie - wszystko to zaś podane było w doskonale doprawionej otoczce. Niuanse diagnostyczne w "Szukając Diagnozy" potraktowano zaś nieco po macoszemu.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama