Felietony

Blizzard, NBA, Apple, przestańcie głaskać Chiny po główce! Bierzcie przykład z South Parku

Weronika Makuch
Blizzard, NBA, Apple, przestańcie głaskać Chiny po główce! Bierzcie przykład z South Parku
Reklama

Sport, technologia, gry komputerowe. We wszystkich tych tematach nagle bardzo ważne stają się... Chiny.

Wokół Chin dzieje się ostatnio naprawdę dużo. Niestety nie są to dobre rzeczy. Wszystko toczy się o protesty w Hongkongu. Trwają już od dłuższego czasu i wciąż wzbudzają ogromne emocje. Jeszcze w sierpniu pisałam o aktorce odgrywającej Mulan, która wsparła działania policji w trakcie protestów. Wczoraj z kolei informowaliśmy was o banie nałożonym na e-sportowca za wspieranie protestujących. Wypowiadanie się w tym temacie przysparza wielu zwolenników, ale i wrogów. Chung „Blitzchung” Ng Wai, czyli zbanowany zawodnik, otrzymał wielkie wsparcie od społeczności zaognionej wokół Blizzarda. Gracze masowo zaczynają bojkotować firmę, otwieracie się z niej śmiejąc. Hasztag #BoycotBlizzard robi furorę. Sama firma zaliczyła nawet niewielki spadek na giełdzie.

Reklama

Internauci oczywiście zakpili z Blizzarda, tworząc z ich postaci symbol protestów w Hongkongu. Mei to jedna z postaci z Overwatcha. Pochodzi z Xi'an w Chinach. Gracze bardzo szybko zaczęli produkować przeróbki, rozpowszechniając je po sieci. Mei ma się kojarzyć z walką i to w jak najlepszy sposób. Tego Blizzard zapewne się nie spodziewał. Złośliwi dodają, że Chiny zapewne obrażą się na firmę, gdy połapią się, do kogo należy Mei.


W opozycji do Blizzarda stanęło Epic Games. Platforma oświadczyła, że absolutnie nie zakazuje graczom ani twórcom wypowiedzi politycznych. Popierają prawo każdego do wyrażania swoich poglądów na temat polityki i praw człowieka. Zaznaczyli, że nigdy nie ukaraliby gracza Fortnite'a za głośne wyrażanie tychże myśli. Oczywiście Epickowi należą się brawa, to bardzo dobra postawa, której powinni się mocno trzymać. Szkoda jednak, że takie rzeczy platformy stworzone do gier w ogóle muszą oświadczać i podejmować względem nich decyzje.

Każdy lizus powinien uczyć się od wielkich "fanów" Chin

Niezbyt ciekawie dzieje się teraz na linii NBA - Chiny. W piątek menedżer generalny Houston Rockets, Daryl Morey, zamieścił na swoim koncie na Twitterze obrazek zachęcający do walki o wolność i popieranie mieszkańców Hongkongu w protestach. Tweet jednak szybko został usunięty, a Morey wyraził ubolewanie za swój błąd, przepraszał, że na "tak skomplikowaną sytuację" jak ta w Hongkongu popatrzył tylko z jednej perspektywy. Chińczycy jednak nie są zachwyceni. . Ze współpracy z Houston Rockets wycofało się dwóch chińskich sponsorów: producent odzieży sportowej - Li-Ning i bank SPD Bank z Szanghaju. Państwowa chińska telewizja CCTV oświadczyła, że nie pokaże zaplanowanych transmisji z meczów Houston Rockets. Do tego wszystkiego swoje trzy grosze dorzuciło samo NBA, które zaczęło się potulnie kajać przed Chinami w obawie o utratę wielu milionów - zarówno zysku jak i fanów.

Nawet Apple dołączyło do tej próby przypodobania się Chinom. W przypadku ustawienia w iOS-ie Honkongu czy Makaku jako regionu domyślnego, tracimy dostęp do emoji z flagą Tajwanu. To niewiele, a jednak daje do myślenia. Flagi Tajwanu nie da się również użyć w systemie iOS także na terenie Chin kontynentalnych. Tam nie jest nawet wyświetlana, jeśli pojawi się w rozmowie czy na stronie.

Najwyższa pora powiedzieć DOŚĆ

Na szczęście nie tylko Epic Games buntuje się przeciwko Chinom. Podobnie zrobili twórcy South Parku. W pierwszym odcinku nowego sezonu tego kontrowersyjnego serialu bohaterowie trafią do chińskiego obozu pracy przymusowej. Tam spotykają Kubusia Puchatka, co jest nawiązaniem do zablokowania treści z nim związanych w Chinach po tym, jak w sieci zaczęto porównywać wyglądem prezydenta Xi Jinpinga do samego Kubusia. W tym samym odcinku zespół założony przez chłopców próbuje nakręcić o sobie film. Wciąż jednak muszą zmieniać scenariusz, aby spełnić wymogi chińskiej cenzury i zostać wyemitowanym na tamtejszym rynku. To z kolei kpina z twórców Hollywoood którzy samodzielnie usuwają ze swoich produkcji elementy niewygodne dla Pekinu, aby móc tam dystrybuować swój film. Chiny oczywiście się zdenerwowały i wyraziły to blokadą South Parku we wszystkich możliwych miejscach - również w internecie. Usuwano nawet komentarze na chińskich portalach społecznościowych, które dotyczyły serialu. Twórcy South Parku rzecz jasna bardzo się przejęli i odpowiedzieli Chinom w charakterystyczny dla siebie sposób.

Wszystko, co dzieje się wokół Hongkongu jest wręcz absurdalne. Kolejne wielkie firmy ze strachu przed Chinami wydają szkodliwe oświadczenia, chcąc przypodobać się tamtejszym władzom. Rynek chiński jest oczywiście ogromny i strach o utratę takich wpływów jest w pewien sposób zrozumiały, ale... No właśnie. Ale. Ludzie, podnoszący larum w sieci, wyraźnie dają wszystkim korporacjom do zrozumienia, że to nie jest dobra droga. Nie zawsze to pieniądz powinien stać na pierwszym miejscu, czasem warto spojrzeć przychylniej na coś więcej. Niestety, niewiele firm ich słucha. Chińskie złości wbiły się w umysły prezesów z całego świata bardzo mocno i wygląda na to, że tak łatwo stamtąd nie uciekną. Nie wiem, jak wielka tragedia musiałaby wydarzyć się w Hongkongu w związku z protestami, aby giganci się otrząsnęli. Obawiam się jednak, że żadna taka nie ma szans nawet zaistnieć, a wszystkie wielkie konglomeracje poczekają spokojnie, aż protesty zostaną stłumione i będą udawać, że nic się nigdy nie stało. Niestety.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama