Pomimo wyraźnego rozdzielenia szczepionek, już kilka dni po ich pojawieniu się część osób uznała się za ważniejszych niż lekarze, pielęgniarki i ratownicy medyczni. I dodatkowo - ta sama grupa zdaje się nie widzieć, jakie ich działania mają skutki.
18 celebrytów zaszczepionych poza kolejnością. Jak bardzo ci ludzie są krótkowzroczni?
Mamy to. W końcu. Po wielu miesiącach ciężkiej pracy udało się nam (w sensie - ludzkości) uzyskać szczepionkę przeciw wirusowi SARS-CoV-2. Wieść to o tyle dobra, że nastrój dookoła koronawirusa zmienił się bardzo mocno. Jeszcze niedawno łatwo było negować istnienie zagrożenia, ponieważ wiele osób nie miało w swoim kręgu znajomych/rodziny nikogo chorego. Dziś takich osób ze świecą szukać. W naszej redakcji zachorowałem ja i Kuba Szczęsny. Jego "recenzję" możecie przeczytać tutaj, ja chorobę przeszedłem dosyć podobnie do intensywnej grypy. Minus katar, plus długofalowe osłabienie organizmu. I tak uważam się za szczęściarza, ponieważ nie potrzebowałem hospitalizacji, a pamiętajmy, że w tym momencie choroba wysłała na tamten świat już ekwiwalent całej (!) populacji Warszawy (1,84 mln osób). Dlatego właśnie szczepionka, która ma szansę być skuteczna, to w tym momencie świetna informacja. Drugą świetną informacją jest to, że mamy tę szczepionkę w Polsce, a trzecią - że miłościwie nam panujący wydają się póki co dosyć rozsądnie chcieć nią gospodarować, przy ograniczonej dostępności w pierwszej kolejności szczepiąc tych, którzy naprawdę bardzo, ale to bardzo jej potrzebują - lekarzy, pielęgniarki i ratowników medycznych. Niestety, jesteśmy w Polsce i tutaj nic nie może pójść zgodnie z planem.
Kolejka? Jaka kolejka? Mentalny PRL i bomisienależyzm wiecznie żywy
Od razu chciałbym przeprosić za taki tytuł, ale przysięgam, że to byłą pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, kiedy tylko usłyszałem, że tuż po pojawieniu się szczepionki w kraju już znalazła się grupa, która otwarcie złamała przepisy i wepchnęła się przed obowiązującą kolejkę, efektywnie uważająca się za ważniejszą niż osoby w "grupie zero". Tą grupą okazało się kilkanaście osób (głównie aktorów i celebrytów) w tym m.in. Krystyna Janda, a także europoseł i były premier Leszek Miller. Chciałbym, żeby to zabrzmiało dobitnie. Koronawirus może być śmiertelny. Codziennie w Polsce umiera na niego od 50 do nawet 500 osób. Oczywiście, za chwilę w komentarzach usłyszę, że jest to liczba zawyżona albo zaniżona, zależy kogo spytać, ale nie to jest sednem sprawy. Istotną rzeczą jest to, że ograniczone zapasy szczepionki są dysponowane w taki a nie inny sposób, ponieważ 17 proc. zakażeń koronawirusem w naszym kraju to medycy i personel medyczny. I ja wiem, że z rynku zostało "zabrane" zaledwie kilkanaście jednostek, ale chodzi mi o sam fakt. Pielęgniarka czy ratownik medyczny może nie otrzymać szczepionki, która pozwoli mu wykonywać swoją pracę bezpiecznie, ponieważ aktor, polityk bądź inna osoba wpływowa arbitralnie stwierdziła, że jej życie i zdrowie jest ważniejsze.
Nie żyłem i nie wychowałem się w poprzednim ustroju, znam go tylko z opowieści, więc poprawcie mnie jeżeli się pomylę, ale taki schemat działania jednoznacznie kojarzy mi się z PRL. Z sytuacją, w której w państwie nieprzyjaznym, z represyjnym prawem trzeba było kombinować, by tylko ugrać coś dla siebie. Z czasami, gdzie oszukanie państwa i władzy było formą sztuki i czymś, czym można było się chwalić. Z czasami, gdzie takie oszukiwanie ułatwiał wyraźny podział na naród i "bezkarną" władzę. Mam wrażenie, że niestety w dużej części ludzi takie myślenie wciąż pokutuje. Nie widzę innego powodu, dla którego ktoś mógłby nie widzieć, że zabierając dawkę szczepionki przeznaczoną dla medyków efektywnie przyczynia się do tego, że koronawirus zostanie z narodem na dłużej i wymienić bezpieczeństwo medyka na swoje własne.
Akcja promocyjna? Recepta? Błagam, nie róbcie ze mnie debila
Im więcej czasu mija od wypłynięcia afery na światło dzienne, tym więcej wersji wydarzeń współistnieje ze sobą sprawiając, że mi, jako zwykłemu, szaremu obywatelowi coraz trudniej się w nich połapać. Dlatego nie chcę tu wydawać osądu nad tym co się rzeczywiście stało za zamkniętymi drzwiami Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, bo tego pewnie nigdy się nie dowiemy. Chcę jedynie stwierdzić, że wszystkie wersje wydarzeń podawane przez osoby uwikłane w aferę brzmią dla mnie jednakowo nieprawdopodobnie. Zaczynając od najpopularniejszej wersji, czyli tej w której do Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego trafiło "450 dodatkowych dawek szczepień - niezależnie od puli przeznaczonych dla etapu zerowego akcji - które musiały być wykorzystane jeszcze w tym roku. Z puli dodatkowych dawek zaszczepionych zostało 300 pracowników szpitali WUM oraz grupa 150 osób obejmująca rodziny pracowników, pacjentów będących pod opieką szpitali i placówek WUM, w tym znane postaci kultury i sztuki (18 osób), które zgodziły się zostać ambasadorami powszechnej akcji szczepień". Taki właśnie komunikat znalazł się na stronie WUM 30 grudnia, tuż przed tym, jak wiadomość z facebooka Krystyny Jandy rozgrzała internet. Pomijam już fakt, że szef Agencji Rezerw Materiałowych, czyli instytucji która wydawała szczepionki zaprzeczył istnieniu jakiejkolwiek dodatkowej puli. Mnie bardziej interesuje marketingowe uzasadnienie całej akcji. Jako ex-PR'owiec chciałbym w tym momencie zapytać o kilka rzeczy: Gdzie znajdują się jakiekolwiek informacje o tej akcji? Kto za nią stoi? Gdzie jest lista tych ambasadorów (WUM jej nie podaje) i na jakiej podstawie ich wybrano? Gdzie jest jakikolwiek happenig związany z tą akcją? Albo chociaż logo?
Innymi słowy: Jak "twórcy" tej akcji chcą dzięki niej przekonać Polaków do szczepienia się na Covid? O ile oczywiście są jacyś twórcy i jest jakaś "akcja", ponieważ osoby odpowiedzialne za faktyczną "akcję" czyli Narodowy Program Szczepień o celebrytach i politykach w kolejce nie wiedziały absolutnie nic. Pocieszne są też wypowiedzi niektórych aktorów, którym "po prostu" zaproponowano udział w akcji, którzy się zaszczepili i... to tyle. Nawet post na facebooku, który realnie mógłby się przyczynić do promocji, okazał się zbyt dużym wyzwaniem. Jednak jeszcze lepszym "trickiem" popisał się dla mnie Leszek Miller, według słów którego o tym, że może się zaszczepić dowiedział się, kiedy dzwonił po receptę. Dlaczego tylko on? Dlaczego nie mój ojciec, który niedługo będzie w bardzo podobnym wieku? Dlaczego takiej propozycji nie dostali inni seniorzy? Nie chcę się tu wyzłaszczać, bo i wykorzystywanie swoich koneksji do polepszenia swojego stanu bytowania nie jest w tym kraju niczym nowym, jednak już dawno temu nikt nie zrobił tego w tak ordynarny sposób.
"Przepraszam panie marszałku, ja bez żadnego trybu"
Poglądy polityczne Krystyny Jandy, a tym bardziej Leszka Millera, są szeroko znane. Przez ostatnie 48 godzin wystarczyło w dowolnym momencie dnia odpalić TVP Info, by zobaczyć, jak wielkie używanie na tym fakcie ma ekipa rządowa. W głównym wydaniu magazynu informacyjnego przez 20 minut wypowiadało się na ten temat trzech niezależnych ekspertów (i to tylko przypadek, że wszyscy byli z tygodnika "Sieci") i było to 20 minut urabiania opinii na temat elit, klik i "stowarzyszeń koleżeńskich", które rzekomo wciąż czują się w kraju bezkarnie. W opozycyjnej telewizji oponuje opozycja, która zarzuca rządowi, że ten nie umie nawet policzyć i poprawnie rozdzielić tak ważnego środka, jakim jest szczepionka. Tutaj pojawiają się też zarzuty, że w innym szpitalu poza kolejnością zaszczepieni zostali także politycy PiS. Obie strony konflikt od razu upolityczniły, czy to dlatego, że chcą ugrać na tym parę procent w sondażach, czy tez - ponieważ nie umiały nadać mu innej narracji. A pomija się tu najważniejszy morał - gdyby Krystyna Janda i Leszek Miller sami nie przyznali się do szczepień, cała sprawa prawdopodobnie nigdy nie wyszłaby na światło dzienne, co w umysłach wielu osób może przerodzić się w ciche przyzwolenie na podobne incydenty. To jednak będzie tzw. "pół biedy", bo w finalnym rozrachunku im więcej zaszczepionych tym lepiej. Gorzej, jeżeli fakt zaszczepienia się przez aktorów zostanie wykorzystany przez przeciwników szczepień.
Jak bardzo ci ludzie są krótkowzroczni?
Ja wiem, że sprawę jako całość bardzo szybko można zamieść pod dywan, ponieważ wymierne skutki utraty 18 jednostek szczepionki w skali kraju będą raczej niewielkie. Zastanawia mnie jednak tylko, co myśleli sobie ludzie, jak Krystyna Janda czy Leszek Miller, którzy powinni być w czołówce intelektualnej elity naszego narodu. Jak bardzo musieli nie widzieć, że przy ograniczonej liczbie szczepionek "zabierają" możliwość zaszczepienia się pracownikom medycznym? Jak bardzo musieli nie widzieć tego, że ich poskładane na kolanie tłumaczenia bardzo szybko zostaną podważone? Jak bardzo musieli nie widzieć, że ich wepchnięcie się w kolejkę może zaszkodzić akcji szczepienia zamiast jej pomóc, doprowadzając do kolejnego konfliktu politycznego? Ja rozumiem - ci ludzie bali się o własne życie i zdrowie i tej motywacji nie osądzam. Jednak jak bardzo krótkowzrocznym trzeba być by nie widzieć, jakie skutki może wywołać ich działanie?
Jak bardzo?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu