Zacznę wprost: jeśli jesteście rodzicami chrzestnymi dziecka, które niedługo przystąpi do Pierwszej Komunii Świętej, to biada Wam. A właściwie Waszym ...
Zacznę wprost: jeśli jesteście rodzicami chrzestnymi dziecka, które niedługo przystąpi do Pierwszej Komunii Świętej, to biada Wam. A właściwie Waszym portfelom. W światach wirtualnym i rzeczywistym przygotowania do "okresu komunijnego" weszły już w fazę dojrzewającą. Oznacza to, iż w najbliższym czasie będziemy bombardowani tekstami na temat prezentów wartych uwagi, wszelkiej maści poradami, reklamami, banerami, plakatami… Kiermasz ruszył – karty płatnicze i gotówka pójdą w ruch.
Rok temu zadzwonił znajomy z prośbą, która wtedy wydawała mi się dziwna: Cześć, ty siedzisz w tych wszystkich gadżetach i pewnie wiesz więcej niż ja, więc doradź jakiś dobry tablet. Tylko wiesz, nie taki z Biedronki – coś lepszego, żeby dzieciak miał z niego pożytek i żeby wstydu nie było. Moje zdziwienie minęło, gdy zacząłem się zagłębiać w temat i baczniej przyglądać informacjom, jakie pojawiają się w Sieci na przełomie kwietnia i maja. Okazuje się, że w tym okresie publikuje się całkiem sporo poradników zakupowych, zestawień, recenzji "sprzętu komunijnego" itp. A to jedynie czubek góry lodowej.
W tym roku otrzymałem podobny telefon, a dodatkowo przeszedłem się ulicą, na której bardzo eksponowano konieczność załatwiania spraw komunijnych (oczywiście w sklepach sąsiadujących z tą ulicą). Swoistą "kropką nad i" są wspomniane teksty dotyczące owego wydarzenia, wszelkie badania na temat potrzeb i oczekiwań dzisiejszych dzieci, a także przybierająca na sile fala pytań o prezenty na portalach i forach internetowych. Wszystkie te czynniki przekonały mnie ostatecznie, że mamy już do czynienia z biznesem "przez duże B".
Jeszcze kilka lat temu prawdziwy szał zakupów towarzyszył przede wszystkim okresowi poprzedzającemu Boże Narodzenie. Potem dorzucano kolejne okazje, by zrobić na tym interes, a okres komunijny stał się dla handlu prawdziwym motorem napędowym. Piszę o tym na AW, ponieważ od kilku lat najbardziej rozpowszechnionymi prezentami dla dzieci jest sprzęt elektroniczny. Laptopy, aparaty fotograficzne, tablety, smartfony, konsole – popyt na te produkty wzrasta w dość nietypowym okresie, a producenci i sklepy mają powody do radości.
Całe zjawisko jest dość dziwne, a nawet trochę zabawne. Pod tekstami na temat prezentów komunijnych wręczanych dzisiaj dzieciom bardzo często pojawiają się setki komentarzy w stylu: "dostałem zegarek oraz złoty krzyżyk i byłem zadowolony" albo "mnie podarowano rower i biblię/słownik, które posiadam do dzisiaj i nie wyobrażam sobie lepszego prezentu". Zazwyczaj wpisom tym towarzyszą oczywiście stwierdzenia, że dzisiaj pierwsza komunia to jakieś szaleństwo i nie wiadomo kogo na to stać. Ogólnie rzecz ujmując: ludzie są zniesmaczeni obecnym "trendem komunijnym".
Jednocześnie na rożnego typu forach ludzie piszą o quadach, komputerach i smartfonach jako o najlepszych propozycjach na tę doniosłą okazję. Trudno stwierdzić czy wynika to z jakiegoś masowego rozdwojenia jaźni, czy ingerencji szeptaczy zatrudnianych przez firmy dla podbicia swoich zysków. Efekt jest jednak taki, że na przestrzeni kilku dni byłem wiele razy przekonywany przez tytuły tekstów, iż tablet to dzisiaj numer jeden wśród prezentów wręczanych po wyjściu z kościoła. Powoli zaczynam w tym dostrzegać pewną logikę i chytry plan.
Portal publikuje tekst, z którego wynika, że coraz większym zainteresowaniem zaczynają się cieszyć tablety. W komentarzach wrzawa i dyskusja. Ludzie przekonują, że to szaleństwo (z różnych powodów – jedni podchodzą do sprawy w sposób religijny, innych bulwersuje konsumpcjonizm, inni muszą się zmierzyć z komunijnymi wydatkami i wylewają żale z powodu nieuchronnego uszczuplenia portfela), ale jednocześnie analizują całą sprawę i spora część z nich zaczyna powoli godzić się z tym faktem. W tym samym czasie dzieciaki, które mają przystąpić do komunii rozprawiają na temat tego wydarzenia w gronie kolegów i pojawia się oczywiście kwestia prezentów. Któreś z nich rzuca hasło "tablet", a po powrocie do domów młodzi internauci sprawdzają, co na ten temat mówi Sieć.
Z tekstów zamieszczonych w Internecie też dowiadują się, że najlepszy będzie tablet (ewentualnie smartfon albo laptop), więc sprawa staje się jasna. Wtedy przychodzi czas na badania rynku, z których wynika, że dzieci chcą tabletów. Portale piszą o rezultatach badań i znów podnosi się krzyk, choć ludzie są już powoli oswojeni z wizją zakupu tabletu za srogie pieniądze. W końcu je kupują, a portale zapraszają wówczas przedstawiciela większego sklepu do rozmowy na temat zakupów komunijnych. Ten stwierdza, że ostatnio sporym zainteresowaniem cieszyły się... tablety. W przyszłym roku sprawa jest przesądzona – zaczęła się moda na tablety i pewnie szybko się nie skończy. Trzeba kupić tablet. Jeżeli na rynku pojawi się jakiś nowy gadżet (np. inteligentny zegarek), to zapewne w krótkim czasie zostanie uwzględniony we wspomnianym mechanizmie.
Wykryłem już cały spisek i powinienem zapewne zmienić tożsamość, by nie ulec dziwnemu wypadkowi w drodze do piekarni. Nim to jednak nastąpi warto zadać sobie pytanie, czy owe tablety faktycznie są takim przekleństwem, jak chce to widzieć spora część użytkowników Sieci? Po pierwsze, nie będę nikogo namawiał, by zamiast smartfonu kupił Żywoty świętych albo pozłacany krzyż z kryształami Swarovski (nie wiem, na ile jesteście zaznajomieni z tematem, ale ja wczoraj odkryłem, iż zagadnienie prezentów komunijnych zapewnia rozrywkę na długie godziny – to co można kupić w Sieci w związku z tym wydarzeniem nierzadko szokuje, rozbraja, wzbudza uśmiech, a nawet gromki śmiech). Każdy jest panem swojego portfela i jeśli ktoś doszedł do wniosku, że warto zainwestować w tablet albo smartfon to jedyną przeszkodę dostrzegam w rodzicach, którzy nieprzychylnym okiem patrzą na takie prezenty.
Po drugie, w porównaniu z quadem (to jednak dość niebezpieczny prezent), kopertą z pieniędzmi albo szeroką gamą bardzo oryginalnych prezentów, tablet należy uznać za sensowny wybór. Może on służyć młodemu człowiekowi nie tylko do rozrywki, ale też do nauki (niektórzy stwierdzą, że ostatnie zdanie powinno być zbudowane odwrotnie i prym winna wieść nauka, ale nie ma się co oszukiwać – chyba wszyscy wiedzą, jak jest). Owa nauka prawdopodobnie nie będzie się opierała jedynie na jej wymiarze czysto szkolnym – młody człowiek zaznajomi się z nowymi technologiami, które mogą go rozwinąć i stać się jego pasją. Skoro celem nadrzędnym jest odpowiednie wykształcenie kolejnych pokoleń, to trzeba to robić wielowymiarowo.
Dziecko może sensownie korzystać z tabletu i sporo na tym zyskać, ale przyda się kontrola, by nie straciło kontaktu z rzeczywistością albo nie puściło rodziców z torbami (wiele osób przekonało się już, jak bolesne mogą się okazać mikropłatności w grach). Wszak wszystko jest dla ludzi – także tych młodych. Warto jednak pamiętać o umiarze. Nie będę krytykował kupowania tabletów i innych gadżetów w ramach prezentu komunijnego. Choć trochę dziwi mnie to zjawisko, a zachowanie niektórych ludzi (coś w stylu nie chcę, ale muszę) po prostu bawi, to trudno doszukiwać się w tym zgnilizny moralnej oraz ingerencji szatana (profil tego typu pewnie już istnieje na FB). Ot, mamy kapitalizm, a niektórzy robią użytek z okazji, które się nadarzają. Skoro ludzie chcą lub, jak twierdzą, muszą w tym uczestniczyć, to niech się dzieje wola Nieba…
Źródła grafik: biznes.interia.pl, digitaltrends.com, photosbythunder.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu