Felietony

Świat nienaprawialnych rzeczy. Produkcja elektrośmieci z ekologią na ustach

Krzysztof Kurdyła

...

42

Koncerny lubią jednorazówki. Klej zamiast śrubek pozwala zaoszczędzić promil z każdego wydanego na produkcję centa, ułatwia magazynowanie i automatyzację procesów produkcji. Zepsuty produkt klient najczęściej wyrzuca, ponieważ naprawy są niemożliwe lub nieopłacalne.

Gdzie klient i ekologia?

Życie w świecie pełnym jednorazówek jest mocno irytujące dla osób pamiętających czasy, w których komputer i prawie każde urządzenie można było sobie rozłożyć na części składowe przy pomocy jednego, lub góra dwu śrubokrętów. Sam należę do tego pokolenia.

Skoro jednak produkcja jednorazówek jest tak bardzo korzystna finansowo, wystarczy zadbać, żeby korporacje z tak uzyskanej nadwyżki przychodów sfinansowały system umożliwiający ograniczenie ilości wspomnianych elektrośmieci i zapewniający pomoc klientom.

Serwisowanie jednorazówek

Usługi serwisowe dla jednorazówek (jak to brzmi), mogłoby na przykład wyglądać tak:

  • oddaję sprzęt do „serwisu”,
  • firma daje mi nowe / odnowione urządzenie
  • serwis sprawdza, co było zepsute i obciąża mnie za wirtualną wymianę takiej części
  • producent robi sobie recykling, odzysk w taki sposób, jak mu wygodnie.

Obciąża oczywiście uczciwie, a nie tak, jak robią to dziś niektóre firmy, gdy chcesz wymienić rozbite plecki telefonu. Firmy, żeby nie pójść z torbami, musiałaby oczywiście zadbać o to, aby ich urządzenia były jak najbardziej bezawaryjne, ale przecież nikt z nas nie wątpi, że i dziś tak robią...

Ten mechanizm rozwiązuje sprawę napraw pogwarancyjnych, pozostaje jeszcze kwestia uszkodzeń dokonanych przez klienta, takich jak choćby rozbicie ekranu. Tutaj konieczne byłoby wprowadzenie jakiejś korekty kosztów, klient dostawałby nowy sprzęt, ale wina za uszkodzenie też leżałaby w jego działaniach.

Z drugiej strony, korekta nie powinna być zbyt duża, skoro korporacja nie pozwala na wymianę pojedynczego elementu, np. klawiatury, ponieważ chce oszczędzić na procesie produkcji, niech bierze takie przypadki na klatę. W starym świecie klient po prostu wymieniłby za parędziesiąt złotych samą klawiaturę i dalej miał sprawny sprzęt.

Okres takiej ochrony mógłby zostać określony prawnie na jakimś, ekologicznie i konsumencko uzasadnionym poziomie, z możliwością przedłużania go przez samych producentów. Dlaczego odbierać im szansę pochwalenia się niezawodnością swoich urządzeń?

Powrót do (nie)normalności

To oczywiście utopia, firmy nie myślą robiąc jednorazówki ani o ekologii, ani o kliencie, tylko o wspomnianych oszczędnościach i ułatwieniach. Apple w okresie wprowadzaniu klejonych MacBooków ceny wręcz podnosiło. Dziś, jeśli kupujemy urządzenie, którego serwisowanie jest utrudnione lub niemożliwe, musimy liczyć się z tym, że po okresie gwarancyjnym możemy zostać z elektrośmieciem.

Jeśli będziemy mieć szczęście, w razie awarii jacyś nieautoryzowani magicy będą w stanie nam sprzęt na jakiś czas odratować, jeśli nie, trafi na śmietnik, nawet jeśli awaria okaże się trywialna. W efekcie takich działań nasza cywilizacja generuje nieprawdopodobne ilości nikomu niepotrzebnych elektrośmieci, pomimo że ich producenci są zieloni, eko i w ogóle.

Oczywiście na obsługę elektrośmieci idą dziś jakieś podatki, firmom zaczyna się narzucać opłaty recyclingowe, ale to tylko gra pozorów. Z podatków i opłat korzystają skarby nakładających je państw, niekoniecznie wydając zebrane pieniądze na ekologię. Firmy natomiast bez problemu przerzucają opłaty na klientów, ponieważ podatek rozkłada się równo na całym rynku.

Najprostszym rozwiązaniem byłby więc powrót do śrubek, ale odmieniające ekologię przez wszystkie przypadki korporacje jeśli nawet idą tą drogą, to tak, żeby ułatwić życie swoim serwisom, a nie klientom i planecie. Tanie (dla producenta) naprawy gwarancyjne i drogie (dla klienta) naprawy pogwarancyjne? Żyć, nie umierać.  Ekologia wygląda ładnie, ale tylko do czasu, gdy firmy nie muszą sięgnąć głębiej do swojego portfela.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu