Felietony

Lata zbierania filmów na płytach. Czy mam czego żałować?

Konrad Kozłowski
Lata zbierania filmów na płytach. Czy mam czego żałować?
Reklama

Era streamingu nastała i debiut Disney+ doskonale to pokazuje. Czy wobec tego po zainwestowaniu niemałych pieniędzy w kolekcję filmów na DVD, później Blu-ray, a teraz 4K UHD Blu-ray żałuję wydanej gotówki?

Nie potrafię dokładnie policzyć od ilu lat zbieram filmy na płytach, bo u kresu panowania VHS-ów już zaczęły pojawiać się pierwsze DVD na moich półkach. Nie kupuję stosami, ani na kilogramy - wręcz przeciwnie, z coraz większą selekcją podchodzę do zakupów. Przestałem nawet uzupełniać niektóre braki ze względu na deficyty w sklepach lub astronomiczne ceny niektórych wydań. Nie jestem typowym kolekcjonerem, o ile taki istnieje, ponieważ potrafię niektóre wydania odpuścić, by za innymi uganiać się w każdy możliwy sposób. Zdarzały się sytuacje, gdy sprzyjało mi szczęście i udawało się zdobyć pożądany film w konkretnej wersji, innym razem musiałem obejść się smakiem z różnych powodów. Wolę nawet nie podsumowywać dziś ani liczby filmów, płyt czy wydanych pieniędzy, choć zdarza mi się sprawdzić, czy posiadana przeze mnie wersja filmu nie zyskała na wartości. Czasami tak jest, a czasami okazuje się, że niepotrzebnie realizowałem pre-odera i dziś mógłbym na spokojnie zapłacić sporo mniej.

Reklama

Obserwując to, co dzieje się ze streamingiem, coraz bardziej upewniam się w przekonaniu, że nie kupuję wystarczająco filmów. Pomimo rosnących katalogów, wciąż atrakcyjnych cen, nowych graczy i coraz lepszej jakości materiałów online, jest coś czego po zakończeniu subskrypcji mieć nie będę. I nie mówię tu nawet o możliwości przejrzenia filmów na półce, otwarcia pudełek i przyglądania się poszczególnym wydaniom, ale o czymś bardziej praktycznym. Mam na myśli niezależność i wartości dodane. Jednorazowy zakup sprawia, że nie przejmuję się wzrostami cen abonamentów, rotacją ofert ani problemami z połączeniem internetowym. Często zyskuję też coś więcej, bo nierzadko w pudełku znajdę płytę z dodatkami, które pozwolą mi się zagłębić w daną produkcję czy historię w jeszcze większym stopniu. Owszem, duża część, jeśli nie wszystkie te dodatki lądują później na YouTubie, ale czasami dodawane są na nieoficjalnie lub na pobocznych kanałach i dotarcie do całego kompletu materiałów bonusowych do łatwych nie należy.

Z drugiej strony kupowanie filmów stało się passe jak nigdy wcześniej. Topniejące liczby regałów z pudełkami w dotychczasowych świątyniach dla kolekcjonerów pokazuje, że już tylko online opłaca się handlować czymś tak przestarzałym, jak nośniki fizyczne. Mało kto w poszukiwaniu filmu na wieczór czy weekend zmierza dziś do sklepu. Nie robi tego prawie nikt, bo niemal przez cały czas w dłoni trzymamy narzędzie pozwalające dotrzeć do wszystkich wymarzonych produkcji w ciągu kilkunastu sekund (nawet jeśli nie będą legalnie dostępne w naszym kraju).

Coraz atrakcyjniejsze stają się też serwisy VOD, które zaczynają przewyższać pod pewnym względem wydania kolekcjonerskie filmów. Mimo, że wersje IMAX Enhanced mają swoje problemy, to wybrane filmy Marvela w takim formacie zobaczymy tylko na Disney+. Nie ma żadnych planów przygotowania nowego wydania na płycie któregokolwiek z tych tytułów, choć z pewnością byłaby to spora szansa na pewne wpływy do budżetu giganta. Wygląda jednak na to, że po pierwsze: prognozowane przychody nie potrafiły zmobilizować studia, po drugie: firma pragnie przekonać też oddanych fanów do platformy VOD, za którą będą regularnie płacić.

Jeśli miałbym czegokolwiek żałować, to pominięcie niektórych promocji czy wydań, które odpowiednio się nie powtórzą i nie będą już dostępne w cywilizowanych cenach. Często wynikało to z natłoku innych wydatków lub zwykłego rozsądku, którego przy robieniu zakupów nie może zabraknąć, ale po pewnym czasie chyba u każdego zbieracza pojawią się pewne refleksje, że takie jednorazowe nadwyrężenie budżetu można było zrekompensować w inny sposób, by dziś nie wyrzucać sobie braku posiadania jednego czy drugiego wydania. Nikt nie może mieć wszystkiego i chyba z tym faktem należy się pogodzić już na początku przygody z jakimkolwiek rodzajem kolekcjonerstwa. Pomimo okresów, gdy przestawałem śledzić nowości i nie dokonywałem jakichkolwiek zakupów, zawsze powracam do tej pasji. W posiadaniu czegokolwiek dostrzegam coraz większą wartość obserwując to, jak zależni stajemy się od abonamentów albo płacimy za cyfrowe dobra tylko je wypożyczając.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama