NASA i United Launch Alliance nie mają dla nas dobrych wiadomości. Agencja wraz z partnerem informują o opóźnieniu pierwszego załogowego lotu rakiety nośnej Boeing CST-100 Starliner o co najmniej półtora tygodnia. Przyczyną opóźnienia jest konieczność wymiany wadliwego zaworu w rakiecie Atlas 5.
Misja Crew Flight Test ma być istotnym krokiem ku "powrotowi" ludzi do ekspansji w kosmosie. Opóźnienie spowodowało wykrycie wadliwego zaworu w górnej części rakiety Centaur, które wykryto podczas przygotowań do startu 6 maja. Ze względu na fakt, że ta usterka mogła zagrażać powodzeniu misji i życiu oraz zdrowiu załogi — zdecydowano się przełożyć początek misji na nieco dalszy termin.
Tory Bruno — dyrektor generalny ULA, podczas konferencji prasowej wskazał, że wibracje zaworu występowały z częstotliwością około 40 Hz. To zaś mogło mieć istotny wpływ na żywotność tego elementu, co stanowiło istotne zagrożenie dla bezpieczeństwa lotu. W rezultacie zespół ULA zdecydował się na wymianę zaworu, co jest niestety dość skomplikowaną procedurą, wymagającą kilku dni pracy. Starliner jest znany z wielu kłopotliwych w obsłudze kwestii — za tym statkiem ciągnie się również "smród" problemów jakościowych Boeinga, który niegdyś kojarzył się z amerykańską jakością oraz dokładnością w zakresie statków powietrznych. Ostatnie wydarzenia spowodowały jednak, że estyma, jaką cieszyła się ta firma — jest zwyczajnym kłamstwem. I niestety, Starliner też zdradza niemałe problemy z jakością jego wykonania. O tego typu rzeczach szeroko piszą eksperci — w tym nasz były redakcyjny kolega: Krzysztof Kurdyła.
Zespół ustalił nową datę startu na 17 maja o godzinie 18:16 czasu wschodniego — uwzględnia ona proces wymiany wadliwego elementu oraz konieczność przeprowadzenia kolejnych testów i przygotowania się do lotu. Mimo wszystko musimy liczyć się z ryzykiem wystąpienia dalszych opóźnień. Choćby dlatego, że Starliner zdaje się być nieco "przeklętym" projektem. Zarówno operatorzy misji, jak i załoga mają szczęście, że wadliwy zawór zidentyfikowano właśnie w trakcie przygotowań. Każdy element musi być starannie sprawdzony i zatwierdzony, aby zagwarantować bezpieczny lot.
Astronauci Butch Wilmore i Suni Williams, którzy wezmą udział w misji CFT, pozostaną w Kennedy Space Center na kwarantannie — gotowi do startu — i gdy tylko warunki techniczne będą sprzyjające, polecą w kosmos. I oby wszystko poszło dobrze, nie brakuje ekspertów, którzy z obawą patrzą na tę misję.
Aczkolwiek, jeżeli się uda — będziemy o krok bliżej do pełnoprawnego powrotu ludzkości do eksploracji kosmosu. Jako gatunek mamy również ambicje ku temu, aby nieco sobie naszą najbliższą okolicę wokół Ziemi... podporządkować. Na Księżycu chcemy ustanowić bazy, między ziemskimi orbitami ma kursować "kosmiczny autobus", a nasze marzenia sięgają Marsa i... jeszcze dalej. Życzmy misji CFT wszystkiego dobrego — żadnych większych opóźnień i tyle samo wylotów, co lądowań dla załogi.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu