Starliner odrobinę "zasiedział się" na orbicie. NASA poinformowała, że statek, który wystartował 5 czerwca i zadokował na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej dzień później, jest w na tyle dobrym stanie, że może pozostać na orbicie dłużej niż przewidywane 45 dni. W porządku. Tylko... po co?
Obecnie statek kosmiczny pozostaje zadokowany na ISS bez określonego terminu powrotu, planowane są dodatkowe testy i analizy awarii urządzeń. NASA oraz Boeing starają się wykoncypować, dlaczego niektóre silniki systemu kontroli reakcji miały problemy podczas dokowania oraz dlaczego doszło do wycieków helu. Testy przeprowadzone na orbicie 15 czerwca nie wykazały bezpośrednich przyczyn problemów, ale zauważono, że wycieki helu ustabilizowały się, a większość wadliwych silników jest gotowa do powrotu na Ziemię. Na 28 silników RCS, pięć działało nieprawidłowo, z czego jeden pozostanie wyłączony podczas uwolnienia się z ISS.
Moduł serwisowy Starlinera zostanie odrzucony przed powrotem na Ziemię, zespół więc pracuje zasadniczo bez presji czasowej. NASA planuje przeprowadzić dodatkowe testy silników już na Ziemi, w White Sands Test Facility, gdzie badacze postarają się zasymulować realne warunki lotu oraz manewru dokowania.
W międzyczasie astronauci: Butch Wilmore i Suni Williams wspierają załogę ISS w codziennych zadaniach. W ramach Crew Flight Test testują oni współpracę podsystemów z tymi na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oraz pomagają w jej konserwacji: do ich zadań należało sprawdzenie orbitalnej hydrauliki i przygotowanie sprzętu do serii misji NanoRacks.
Pierwszy lot Starlinera z grudnia 2019 roku zakończył się powodzeniem z powodu usterek oprogramowania, które uniemożliwiły dotarcie do ISS. Druga — z maja 2022 roku — zakończyła się już sukcesem, choć odnotowano pewne problemy z silnikami. Obecna jest natomiast kluczowym testem przed planowanymi sześciomiesięcznymi misjami rotacyjnymi na ISS, które mają rozpocząć się w 2025 roku.
Boeing współpracuje z NASA w kontekście analizy i rozwiązania problemów technicznych, dodatkowy czas na orbicie pozwoli na dokładniejsze testy. Misja CFT miała trwać około 10 dni, jednak z uwagi na awarie oraz konieczność wykonania badań i obliczeń została przedłużona. Według NASA, Starliner może pozostać na orbicie nawet do 210 dni — to jednak dotyczy przyszłych misji. Pozytywem jest fakt, iż baterie zasilające kapsułę wykazały się całkiem rozsądną wydajnością — stąd według agencji nie ma zbyt dużych problemów z przedłużeniem misji. Trzeba jednak przyznać, że nie wygląda to dobrze: całość miała zamknąć się w nieco ponad tydzień. Ze względu na opóźnienia sporo mówiło się m.in. o tym, że konieczna może być misja ratunkowa z udziałem SpaceX, które — rzekomo — ma być w pełni gotowe do podjęcia się takiego zadania.
Starliner jest jednym z dwóch statków kosmicznych autorstwa prywatnych firm, które doleciały z powodzeniem na ISS. Drugim to Crew Dragon od SpaceX, który na Stacji melduje się cyklicznie od 2019 roku i zyskał o wiele, wiele większe zaufanie w świecie podbojów kosmosu. Od tego, czy Starliner wróci na Ziemię, może zależeć certyfikacja pojazdu do cyklicznych lotów na Stację. Boeing jak na razie robi dobrą minę do złej gry i wspólnie z agencją stara się załatać bieżące problemy. Wszystko jest okrywane płaszczykiem "potrzebnych badań, analiz i obliczeń" - prawda jednak jest taka, że ta misja solidnie się przedłużyła i wszyscy zadają sobie pytania: jak długo jeszcze Starliner tam pobędzie i... co tak naprawdę się stało. Niektórzy uważają, że zarówno Boeing, jak i NASA nie mówią ludziom wszystkiego.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu