Gry

Wzdychamy do gier, które już nie wrócą

Artur Janczak

...

Reklama

Wiele osób często powtarza, że obecne gry nie są już takie, jak kiedyś. Wszystko się zmienia. Technologia, upodobania, sprzęt, rynek i wiele więcej. To, co lata temu dawało nam radość, odeszło bezpowrotnie, a najnowsze produkcje nie potrafią konkretnych graczy tak samo zaangażować. Mówi się, że to już nie ten klimat, nie ta rozgrywka, nie ta zabawa. Pogoń za coraz to lepszą grafiką sprawia, że zaczyna brakować czystej przyjemności z samego grania. Dziesiątki DLC, mikrotransakcje, wielo gigabajtowe aktualizacje i problemy z serwerami. Dzisiejsze tytuły borykają się z zupełnie innymi problemami niż 10-15 lat temu. Wzdychamy do retro, które powodowało uśmiech na twarzy, oferując wiele niezapomnianych godzin. Wystarczyło iść do sklepu i kupić wypatrzoną produkcję, aby później zatracić się w pikselowym świecie. Te czasy już nie wrócą i trzeba się z tym pogodzić.

W nostalgii tkwi siła

Często zdarza mi się wzdychać do ulubionych gier sprzed lat i zastanawiać się, czemu tego typu produkcji już nie ma. W końcu spędziłem z nimi nieraz setki godzin, a teraz podobnych tytułów ze świecą szukać. Mam natomiast dziesiątki tysięcy indyków, pożeraczy pieniędzy w postaci dzieł F2P i wszechobecne średniaki za kilka złotych. Mimo to brakuje mi starych japońskich RPG-ów, dawnych strategii i platformówek 2,5D. Oczywiście, podobne gry nadal wychodzą, ale nie mają w sobie tego “czegoś”. Sam nie wiem, kiedy dokładnie zacząłem interesować się innymi gatunkami, w które zagrywam się do dziś. Oferowały inne doświadczenia, których próżno szukać w retro tytułach z dzieciństwa. Wciągnęło mnie Call of Duty, Half-Life 2, God of War, Shadow of Colossus i tak dalej.

Reklama

Teraz najwięcej czasu poświęcam Destiny 2, CS:GO, StarCraft: Remastered, a w planach jest jeszcze Wiedźmin 3. Wszystkie z nich to naprawdę udane gry i nie licząc SC, to są to nowe tytuły czyli te ,,złe”, niby bez tego “czegoś” co kiedyś. Dają masę radości i bawię się przy nich równie dobrze, jak przy Final Fantasy Tactics, Populous 3: The Beginning czy Gex. Nie na darmo wspomniałem tutaj o produkcie Blizzarda, który zresztą niedawno opisałem na łamach Antyweb. Wspaniały RTS, który dostał drugie życie i ma szansę trafić do zupełnie świeżych odbiorców. Niestety, niekoniecznie tak musi być.


Spory problem ze starymi grami jest taki, że wiele zastosowanych w nich rozwiązań nie miałoby dzisiaj sensu. Oczywiście, są wyjątki od tej reguły, a część pomysłów jest ponadczasowa, co zresztą udowodniła trylogia Crasha. Tylko trzeba wziąć pod uwagę, że dane serie nie zniknęły ot, tak sobie. Nic nie jest wieczne. Masa deweloperów próbowała ciągnąć konkretne marki dalej, ale polegli, gdyż odbiorcy woleli bawić się przy innych tytułach. Twórcy też mają swoje granice i nie da się w nieskończoność robić podobnych projektów. Można znaleźć na to całkiem rozsądne kontrargumenty w postaci Mario, Zeldy, Fify, Final Fantasy czy Resident Evil. Te tasiemce są nadal produkowane, więc czemu inne nie mogą?

Wspomniane marki bardzo mocno się zmieniły w ciągu 20 lat. To nie jest przecież tak, że nowy Mario jest taki, jak na konsoli NES, a REVII jak pierwszy Resident. Nie zawsze też były to wielkie hity, bo miały swoje wzloty i upadki. Na ich szczęście stoją za nimi naprawdę duże firmy, które zarabiały na wielu innych produkcjach. Natomiast tytułów, które są z nami od dawna, wcale tak dużo nie ma. Jeżeli rzeczywiście dane klasyki były tak dobre, to czemu dziś ich z nami nie ma?

Pieniądz rządzi światem

To, co nam się podobało, a nawet i wielu naszym znajomym niekoniecznie przypadło do gustu reszcie graczy. Taki Gothic jest w Polsce uwielbiany, a poza Europą nigdzie nie zdobył tak oddanej społeczności. Dzisiaj to tylko duch i miłe wspomnienie, a jego miejsce zajął Wiedźmin, Dragon Age czy Skyrim. Na swej drodze napotkałem masę interesujących projektów, które skradły moje serce, ale chyba tylko moje. Bo w rezultacie sprzedały się słabo, niekoniecznie zebrały dobre oceny lub nie były w stanie pokonać konkurencji. Każdy z nas w takie tytuły grał i do dziś wspomina je z uśmiechem na twarzy.

Niestety, bez dobrej sprzedaży nie ma co liczyć na kontynuację. Możesz być utalentowanym studiem, a i tak wydawca doprowadzi do twojej zagłady. Pozdrawiam Electronic Arts! Nic więc dziwnego, że często stawia się na takie rozwiązania, które mają duże szanse na sukces. Teraz numerem jeden jest dodawanie lub tworzenie rzeczy na zasadach Battle Royale, a jeszcze niedawno to były MOBY w stylu LoL-a i DOTA 2. Trendy się zmieniają i trzeba za nimi nadążyć, jeżeli mamy się liczyć w biznesie. Na szczęście, to nie jest jakieś rozwiązanie bez wyjścia.


Reklama

Siła tkwi w ludziach

Jedni mogą uważać Kickstartera i podobne twory za wielkie zło. Nie dziwię się. To właśnie tam nie raz i nie dwa oszukano tysiące ludzi, ale to też źródło powrotów dawnych gier, za którymi tylu z Was tęskni. Miłośnicy Baldura, Wasteland czy Tromenta raczej nie mają powodów do narzekań. Za sprawą ludzi o podobnych gustach mamy przecież teraz Wasteland 2, Pillars of Eternity czy Torment Tides of Numenera. Jeżeli zarabiający miliony wydawcy nie chcą inwestować, to zawsze można wziąć sprawy w swoje ręce. Wiąże się to z pewnym ryzykiem, ale to niska cena, jeżeli uda się doprowadzić zbiórkę do końca i doczekać finalizacji wyczekiwanego tytułu. Równie dobrze można być frajerem (czytaj Artur Janczak), który wsparł Franko 2. Świat nie jest idealny.

Mimo to można się cieszyć właśnie tymi grami, co kiedyś. Co z tego, że połowa z nich nawet w połowie nie jest tak udana. Po prostu pewne rzeczy musiały również umrzeć śmiercią naturalną. Nie wiem, czy słyszeliście, ale wraca Shenmue i na pewno będzie wielkim hitem! Żyjemy w czasach, gdzie można coś wskrzesić i cieszyć się tym. Niestety, nie tyczy to wszystkich marek. Pisałem o Legend of Legaia, naprawdę dobry jRPG, który w swoich czasach nie miał szans z konkurencją. Jeżeli ktoś wydałby podobną grę dzisiaj, to w ogóle byłby strzał w kolano. Dlaczego? Ja wiem, że ludzie mają różne gusta i nie pokrywają się z moim. Nauczyłem się z tym żyć, a jeżeli do czegoś tak bardzo wzdycham, to albo uderzam w serwisy ze zbiórkami, albo kupuję jakieś klasyki. Możliwości jest naprawdę wiele.

Reklama


Dobrze, że nie ma takich gier, jak kiedyś

Wszystko musi mieć swój koniec. Nie chciałbym w nieskończoność grać w te same gatunkowo produkcje. Moje gusta się zmieniają, a jeżeli mam ochotę na retro, to rynek tylko czeka na moje pieniądze. Mamy GoG, mamy stare marki w nowszych odsłonach, a poza tym, codziennie wychodzi mnóstwo nowych projektów. Trzeba też trochę zaryzykować, wyjść ze swojej strefy komfortu i spróbować nowych rzeczy. Nigdy nie wiadomo, czy dane dzieło nie przypadnie Wam do gustu.

Kilka lat temu taki Oxenfree zostałby przeze mnie zignorowany, a niedawno byłem nim zachwycony. Kto by pomyślał. Zamiast narzekać lepiej działać. Wiem, że nie wszystkie gry uda się kupić, bo kosztują powyżej 300 zł i wysyłają je sklepy o dziwnej do wymówienia nazwie. Sam czasami pluje sobie w brodę, że sprzedałem dane tytuły, ale mam nauczkę. Obserwowanie serwisów aukcyjnych, proszenie znajomych udających się w różne zakątki świata i dodanie do ulubionych stron z promocjami to także nie są najgorsze rozwiązania. Mamy w czym wybierać, gier są tysiące i zawsze można znaleźć coś dla siebie. Świat nie stoi w miejscu i my również musimy iść naprzód. Jeżeli jednak ktoś nie chce, alternatyw nie brakuje i nie mówcie, że ich nie ma, bo są.

O czynnikach, które wpłynęły na to, że „takich gier jak kiedyś już się nie robi” można by pewnie napisać grubą książkę. Powodów jest wiele, ale warto się zastanowić, czy nie były one poprawne? Brakuje Wam GTA z lotu ptaka? Brakuje Wam ograniczonych przez sprzęt produkcji? Brakuje Wam tytułów z błędami, których nie dało się naprawić? Mnie trochę tak, ale zaraz włączę Destiny 2 i o tym zapomnę, a jak produkt Bungie mnie znudzi, to czeka na mnie gigantyczna kupka wstydu, gdzie jest mnóstwo dobrych tytułów. Nie mówcie, że przeszliście wszystko i nie ma czego nadrabiać. Zawsze coś się znajdzie.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama