O tym, czym dla firmy może skończyć się wpisanie na amerykańską czarną listę, której dalszą konsekwencją są różne sankcje i ograniczenia, bardzo boleśnie przekonał się Huawei, czy wcześniej ZTE. Kiedy Donald Trump opuszczał Biały Dom, rzutem na taśmę chciał podobny los zgotować innemu chińskiemu koncernowi, Xiaomi. Zarząd giganta zdecydował się kontratakować i jego prawnicy pozwali amerykański rząd, zarzucając mu bezprawne i zupełnie niekonstytucyjne działania. Ruch okazał się skuteczny, a jego skutki mogą wykraczać poza sprawę samego Xiaomi.
Stany Zjednoczone przegrywają z Xiaomi i wycofują firmę z czarnej listy
Xiaomi już nie jest CCMC...
Cała sprawa miała swój początek w ostatnim tygodniu urzędowania poprzedniego prezydenta Stanów Zjednoczonych, gdy Departament Obrony wpisał Xiaomi na czarną listę, która ograniczała lub uniemożliwiała współpracę amerykańskich firm z chińskim gigantem. Xiaomi zostało określone jako firma typu „Communist Chinese Military Company”, czyli firmą działającą pod dyktando chińskiego wojska.
Przeciwko temu Xiaomi zareagowało pozwem, twierdząc, że z chińskim wojskiem nie mają wręcz żadnych powiązań (w co tak naprawdę raczej ciężko uwierzyć). Xiaomi najpierw uzyskało w sądzie zawieszenie wspomnianej decyzji, a po kolejnych rozprawach Departament Obrony wywiesił białą flagę i ogłosił, że wykreśli z niej chińską firmą, a oba podmioty usiądą teraz do stołu i na drodze negocjacji zakończą cały spór.
Najwyraźniej ruch Trumpa i jego urzędników był posunięciem czysto populistycznym, niepopartym żadnymi dowodami (co nie znaczy, że Xiaomi jest zupełnie czyste, ale prawdopodobnie nie zadbano o udokumentowanie ewentualnych powiązań). Jednocześnie Xiaomi wygląda, że podchodzi do sprawy ugodowo, licząc zapewne, że dzięki większej otwartości unikną podobnych sytuacji w przyszłości. Akcje Xiaomi wzrosły po podaniu tej informacji o 6%.
Ważniejsi niż Xiaomi
Według amerykańskich dziennikarzy co najmniej kilka z objętych podobnym nadzorem firm rozważa pójście w ślady Xiaomi i złożenie tego typu pozwów. Wśród firm dotkniętych przez Stany różnymi ograniczeniami jest jednak firma, której ewentualna wygrana z amerykańską administracją może oznaczać ogromne zmiany w całym technologicznym świecie.
Mowa o SMIC, czyli największym chińskim producencie półprzewodników, któremu zablokowano jakiś czas temu możliwość zakupu maszyn umożliwiających produkcję układów w najnowocześniejszych procesach litograficznych. Wybrnięcie przez Chiny z pułapki zapóźnienia w tej dziedzinie jest jednym z najważniejszych zadań dla Państwa Środka, na które przeznaczane są ogromne pieniądze. Byłbym bardzo zaskoczony, gdyby chińska firma nie spróbowała, choć na jakiś czas usunąć tych obostrzeń.
Gdyby jej się to udało, i w tym czasie zdołała sfinalizować zakup i przewiezienie maszyny holenderskiej firmy ASML, która ponoć była gotowa już kilkanaście miesięcy temu, mogłoby to popchnąć chińską branżę procesorową o kilka lat do przodu. Specjalistów podkupionych między innymi tajwańskiemu TSMC u siebie już mają. Możliwe zresztą, że to jakaś inna chińska firma może pokusić się o próbę takiego zakupu, licząc, że w takich warunkach prawnych automatyzm nakładania sankcji już nie zadziała.
Co zrobi wujek Sam?
Pozostaje więc pytanie, co zrobią teraz Amerykanie. Biden, wbrew nadziejom polityków Państwa Środka, nie osłabił antychińskiego kursu wytyczonego przez poprzednika. Całkiem możliwe, że Departament Obrony przełykając bieżącą porażkę, chce się teraz lepiej przygotować od strony prawnej do kolejnych rund konfliktu. Wydaje się, że to właśnie podejście do sprawy SMIC i sprzęty ASML pokaże, na ile zdeterminowany jest Biden i Departament Obrony, i jakich środków użyją, żeby przewagę na tym polu utrzymać. Szczególnie, że aktualny kryzys całego tego sektora nadaje mu jeszcze większe znaczenie.
Źródło: [1]
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu