Jednym z najciekawszych rozdziałów zimnej wojny był wyścig kosmiczny: USA i ZSRR próbowały udowodnić przeciwnikowi, że podbój kosmosu idzie im lepiej....
Jednym z najciekawszych rozdziałów zimnej wojny był wyścig kosmiczny: USA i ZSRR próbowały udowodnić przeciwnikowi, że podbój kosmosu idzie im lepiej. Czytając niektóre doniesienia z tej branży można odnieść wrażenie, że mamy zimną wojnę 2.0. Efekty mogą być przeróżne, a wśród nich znajdziemy wynajmowanie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Przynajmniej jej rosyjskiej części.
W wyścigu kosmicznym w XX wieku brały udział przede wszystkim dwa kraje, szerzej dwa obozy. Teraz graczy jest więcej, każde państwo, które chce zaznaczyć swoją siłę na Ziemi, próbuje, z lepszym lub gorszym skutkiem, prężyć muskuły w kosmosie. Jeśli nie ma realnych działań, to przynajmniej są zapowiedzi i plany. Czytamy zatem o poczynaniach Amerykanów, krajów UE, Japonii, Indii, Chin... i Rosji oczywiście. Rosjanie coraz głośniej mówią o swoich kosmicznych aspiracjach - im gorzej radzi sobie ich gospodarka w wyniku nałożonych sankcji i perturbacji na rynku ropy, tym mocniej zapewniają, że celem jest Księżyc albo Mars. Stosunkowo nieodległym celem. Mechanizm szokujący nie jest, przypomina ten sprzed kilku dekad.
Program kosmiczny zakładający np. eksplorację Księżyca przewiduje stworzenie własnej stacji kosmicznej. To baza wypadowa na naturalnego satelitę Ziemi. O zamiarze budowania przez Rosjan własnej stacji zrobiło się głośno pod koniec ubiegłego roku. Przedstawiciele odpowiednich organów (Roskosmos) stwierdzili wprost, że taka opcja jest brana pod uwagę. Robi się ciekawie. Jeszcze bardziej uwagę przykuwa wątek związany ze skutkami wspominanych kroków podjętych (ewentualnie) przez naszego wielkiego sąsiada: co z Międzynarodową Stacją Kosmiczną (ISS)?
Rosjanie będą uczestniczyć w tym projekcie przynajmniej do roku 2020, wstrzymują teraz decyzję w sprawie pozostania w nim do roku 2024. Jeśli nawet postanowią budować własną stację, to jeszcze przez minimum pięć lat będą musieli inwestować w ISS. Tu koszty, tam koszty - to jak płacenie czynszu za dwa mieszkania, przy czym zamieszkuje się tylko jedno. Co robić w takiej sytuacji? Odsyłam do tytułu. Tak, Rosjanie nie wykluczają podobno opcji wynajmowania swojej części Stacji. Takim rozwiązaniem mogłoby się zainteresować inne państwo, pewnie pojawią się też chętni z sektora prywatnego.
Do głowy przychodzi m.in. turystyka kosmiczna, ale to tylko jedna z możliwości. Przecież można wskazać na kilka sektorów gospodarki, w których znajdą się firmy chcące skorzystać z opcji eksperymentowania, testowania, poszukiwania nowych rozwiązań w kosmosie. Przy atrakcyjnych warunkach spodziewałbym się kolejki chętnych. Jest jedno "ale" - zakładam, że taki scenariusz się nie spełni. Koszt budowy nowej, własnej stacji jest gigantyczny, a Rosja ma problemy finansowe. Ostatnie, czego jej teraz potrzeba, to kosztowny program kosmiczny. Zapowiedź rozwodu z NASA i działania na własną rękę to raczej jedna z kart, które mają skłonić Amerykanów do zmiany ich polityki wobec największego państwa świata. W tym przypadku niczego nie można być jednak pewnym - nie należy wykluczać, że informacja o przestrzeni do wynajęcia w ISS jednak trafi do niektórych firm...
Źródło grafiki: youtube.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu