Apple

Znowu to samo: kolejki przed sklepami Apple. Ale o wymarzony telefon może być naprawdę trudno...

Maciej Sikorski
Znowu to samo: kolejki przed sklepami Apple. Ale o wymarzony telefon może być naprawdę trudno...
Reklama

No i nastał ten dzień. TEN dzień - rusza sprzedaż nowych smartfonów Apple. Przynajmniej rusza w tych krajach, które firma z Cupertino uznała za godne bycia w czołówce. I znowu obserwujemy to samo: kolejki, namioty, śpiwory, czytamy o brakach w magazynach, wielkim zainteresowaniu i dobrych prognozach. Niektórzy stwierdzą, że biznes zarządzany przez Tima Cooka pięknie to reżyseruje i mają trochę racji, ale prawda jest taka, że Apple naprawdę może mieć problemy z podażą: zaspokojenie takiego popytu przerosłoby każdą firmę...

Sprzedaż iPhone, jej początek, to od lat spore wydarzenie. Dla jednych coś dużego, niezłe przeżycie i spora frajda, dla drugich powód do żartów i kpin, dla większości pewnie... nie ma to większego znaczenia. Sprzedają telefon? Niech sprzedają. Ludzie stoją w kolejkach? Niech stoją - ich wybór, pieniądze i czas. Na mnie też nie obi to już większego wrażenia, ale z drugiej strony ciężko przejść obojętnie obok tego przejawu nowej, świeckiej tradycji. Śledzę zatem w mediach doniesienia z frontu i próbuję obstawić, jakie wyniki wykręci Apple tej jesieni. Odnoszę wrażenie, że na razie idzie dobrze, nawet bardzo dobrze.

Reklama

Apple poinformowało po premierze nowego sprzętu, że tym razem nie będzie się chwalić cząstkowymi wynikami po wprowadzeniu smartfonów na rynek - sprzedaż iPhone, jej rozmiar, staje się tajna. Korporacja przekonuje, że to z uwagi na rozbieżności między liczbami w komunikatach a rzeczywistością, ale złośliwi (realiści?) stwierdzą, że firma po prostu boi się, że będzie musiała poinformować o słabszych rezultatach, z te zaważą na dalszej sprzedaży. Przecież w ostatnich kwartałach obserwowaliśmy hamowanie sprzedaży, dynamicznych wzrostów już nie nie notowano i obawy wydają się być uzasadnione. Najświeższe doniesienia wskazują jednak, że klęska raczej nie nadejdzie.

Przed sklepami Apple znowu ustawiają się kolejki, tłumy biwakowiczów miejskich czekają na piątek 16 września. Korporacja informuje ich jednak, że mogą czekać na próżno - liczba dostępnych egzemplarzy nie jest ponoć oszałamiająca, a część modeli już się rozeszła w przedsprzedaży. Dotyczy to zarówno większego urządzenia, jak i smartfona z numerem 7 w kolorze jet black. Można oczywisćie stać w kolejce po inne wersje kolorystyczne mniejszego telefonu, można sprawdzać w innych sklepach czy u operatorów, ale najrozsądniej jest zamówić sprzęt w Sieci. Tyle, że będzie się na niego czekać kilka tygodni, a w niektórych przypadkach nawet parę miesięcy. Ajaj!

Szybko pojawią się głosy, że Apple robi to specjalnie. Starannie wyreżyserowane show, w którym wskazuje się na wielkie zainteresowanie, wzbudza się chęć posiadania sprzętu i to natychmiast, skłania się ludzi do walki o urządzenie. Sprzedaż iPhone staje się ringiem czy nawet polem bitwy. Niewiele firm potrafi to zorganizować w ten sposób - sztuka udawała się Xiaomi, ale tu chodziło bardziej o niechęć do nadprodukcji i trzymania sprzętu w magazynach. W przypadku Apple ten czynnik raczej odpada. Co więcej - brak telefonów nie musi być sztucznym problemem.

Trzeba wziąć pod uwagę, że nie mówimy o sprzedaży kilkudziesięciu czy kilkuset tysięcy sztuk. Mowa o milionach. A takich zapasów nie produkuje się w jedną noc. Nawet wielkie chińskie fabryki pracujące pełną parą nie są w stanie nadążyć z zamówieniami. Przecież tych smartfonów nie składają od stycznia, produkcja ruszyła relatywnie niedawno i trzeba sprostać dużym liczbom. Pojawia się zatem pewna wątpliwość: czy te braki nie obrócą się przeciw Apple? Przecież Samsung miał taki problem, nie przewidział, że popyt na model Edge będzie duży i stracił. Nie sądzę, by teraz się to powtórzyło - Apple to nie Samsung, klienci tej firm poczekają, będą przy tym kupować sprzęt w drugim obiegu (już czekam na aukcje czarnych słuchawek z mocno podbitą ceną). Warto przy tym zauważyć, że Koreańczycy zrobili Apple wielki prezent - alternatywą dla tych telefonów, tą najciekawszą w opinii wielu osób, był Note z numerem 7. Ten sprzęt jednak zaliczył większą wpadkę niż wyginające się smartfony Apple, oczekujący raczej podziękują. I będą czekać na słuchawki z nadgryzionym jabłkiem w logo.

Wyniki finansowe z czwartego kwartału mogą być naprawdę dobre...

PS Giełda wierzy w sukces siódemek:

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama