Rynek czeka na raport kwartalny Apple. Czeka i spekuluje. Tym razem nie mówi się jednak o tym, o ile procent urosną przychody i zyski - oczekiwane są spadki sprzedaży. Branżę przygotowała do tego sama firma, robią to także analitycy i media. Kwestią sporną nie jest nawet to, jak duży zjazd zaliczy gigant z Cupertino - podstawowe pytanie dotyczy tego, czy korporacja będzie w stanie ponownie wejść na drogę wzrostów? Mowa o jednorazowym potknięciu czy marszu w dół?
Sprzedaż Apple, jego wyniki za Q1 2016, przyciągają uwagę mediów od przynajmniej kilku dni - da się wyczuć nerwową atmosferę. Ale czy to powinno dziwić? Jeśli korporacja rzeczywiście zaliczy spadek przychodów i zysków, będzie to przerwanie świetnej passy: gigant poprawiał wyniki od 2003 roku, zaliczył 51 kwartałów wzrostu. Powtórzę: 2003 rok. Polska nie była jeszcze w UE, władzę sprawował u nas SLD, a media nad Wisłą żyły aferą Rywina. To nawet nie jest poprzednia epoka - to inna era. Dlatego rynek może to obserwować z zaciekawieniem.
iPhone nakręcał przez lata, co teraz?
iPhone nie pojawił się w 2003 roku, na ten sprzęt trzeba było poczekać jeszcze kilka lat, ale nie ulega wątpliwości, że w bieżącej dekadzie to on nakręcał wzrosty firmy. Dzisiaj sprzedaż Apple w 2/3 opiera się o smartfon. Od dawna podkreślano, że to, co stanowi o sile firmy, jednocześnie jest jej piętą achillesową. Bo gdy zacznie spadać sprzedaż smartfonu, mogą się zacząć sypać wyniki. Paradoksalnie na obecny zjazd wpływ miały doskonałe rezultaty sprzedaży smartfonów iPhone 6 oraz iPhone 6 Plus. Ten sprzęt wykręcił takie wyniki, że modelom przejściowym, tym z literą "S" w nazwie, trudno je poprawić.
Niedawno do oferty wprowadzono model SE, ale na wyniki pierwszego kwartału nie mógł on mieć dużego wpływu. Pytanie, jak będzie sobie radził w kolejnych kwartałach? I, co ważniejsze, jaki będzie iPhone 7? I jak zareagują na niego klienci? Od tego w dużej mierze zależy, czy za rok o tej porze media będą pisać o wzroście przychodów i zysków, czy też o dalszych spadkach. Jednocześnie trzeba napisać, że ciągle rosnąć nie można - rynek nie jest z gumy i ogólne wyniki sprzedaży smartfonów wyraźnie pokazują, że póki co biznes hamuje. Tym samym, nawet świetny iPhone 7 nie musi być hitem, który znowu wyniesie wykresy firmy na wyżyny. Chociaż z drugiej strony, one cały czas są na wyżynach - przecież sprzedaż Apple musi wzbudzać zazdrość u wszystkich firm, nie tylko u konkurencji.
Oczekiwanie na wyniki Apple to nie tylko oczekiwanie na potwierdzenie gorszych prognoz. Rynek czeka na odpowiedź na pytanie, czy firma jest w stanie jeszcze błysnąć? Zadowoli się tym, co ma czy zaskoczy nas czymś nowym? Tę niepewność widać w wynikach giełdowych firmy - w czasie, gdy Amazon i Alphabet rosną na giełdzie, Apple spada. Wpływ ma na to właśnie niepewna przyszłość. Niepewna pod względem spektakularnych wzrostów - raczej nie zmieni się to, że gracz zarabia miliardy dolarów.
Sprzedaż Apple to nie tylko sprzęt
Warto pamiętać o tym, że systematycznie rosną wpływy Apple ze sprzedaży usług, treści, oprogramowania. To wszystko nadal jest w cieniu iPhone'a, ale zaczyna się już wyróżniać na tle iPada czy Maca. Firma zbudowała bazę (pokaźną) użytkowników sprzętu, teraz może na niej regularnie zarabiać. I pytanie: zadowoli się kasą z tego tytułu? To ma być główny motor wzrostu? A może w rękawie jest jakiś as i robi on większe wrażenie niż Watch, duży iPad albo komputer w nowym kolorze? Zazwyczaj w tym kontekście mówi się o rzeczywistości wirtualnej/rozszerzonej oraz samochodzie elektrycznym/autonomicznym.
Oba te segmenty są już rozwijane przez inne firmy, więc Apple nie będzie pionierem. Ale rynek ciągle wierzy w tę firmę i jej zdolność do ustawianie biznesu pod siebie. Przypadek Watcha pokazał jednak, że magia Apple nie musi zawsze działać. Stąd wspomniana już niepewność. Mało prawdopodobne, by została ona rozwiana przy okazji ogłaszania wyników za poprzedni kwartał, lecz nie można tego wykluczać. Czekamy na raport...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu