Z jednej strony Microsoft, z drugiej TikTok przy którego głowie widzimy lufę pistoletu trzymanego przez Trumpa. O ile działania Amerykanów są logiczne i sensowne z biznesowego punktu widzenia, o tyle etycznie wygląda to słabo. Okazuje się, że pracownicy giganta z Redmond nie chcą tego typu biznesu. Co zrobi Satya? Oto jest pytanie
Ostatnio Bill Gates dość mocno wypowiadał się na temat potencjalnego przejęcia TikToka przez Microsoft, określił je zatrutym kielichem. Wyraźnie zaznaczał, że transakcja oraz to co nastąpi po niej nie będzie ani łatwe, ani proste. Składa się na to wiele czynników. Zacznijmy od przebiegu samego procesu, który jest dość kontrowersyjny. W końcu mamy do czynienia z sytuacją w której władze kraju szantażują ByteDance mówiąc "albo dacie się przejąć albo wypad z naszego kraju". Dodatkowo Donald Trump jasno zakomunikował, że oczekuje stosownej wpłaty do państwowej kieszeni co brzmi trochę jak oficjalna prośba o wręczenie łapówki. Jako wisienkę na torcie dodam, że początkowo przejęcie miało kosztować ok. 5 miliardów dolarów, teraz mowa o kwotach od 25 do nawet 40 miliardów. Jak się na to spojrzy to trzeba przyznać, że Gates ma sporo racji z tym co mówi.
Niezadowoleni pracownicy
Właśnie w tym kontekście zainteresowała mnie publikacja na temat wewnętrznej ankiety, a raczej mikroskopijnej próbki nastrojów panujących w Microsoft. Żeby to dobrze zrozumieć, musicie mieć świadomość, że Satya Nadella (aktualny CEO) cieszy się bardzo dobrą opinią i szacunkiem wewnątrz firmy. Pracownicy i akcjonariusze ufają jego decyzjom. Jednak na lśniącej zbroi pojawiła się rysa. 63% ankietowanych stwierdziło, że Microsoft nie powinien kupować TikToka, nie w takim otoczeniu. Tylko 18% opowiedziało się za dokonaniem przejęcia.
Niestety w ankiecie wzięło udział jedynie 250 osób, co przy 150 tysiącach pracowników sprawia, że ta próbka w żaden sposób nie jest miarodajna, jednak ja osobiście uważam, że coś jest na rzeczy i to z dwóch powodów.
To nie wygląda jak czysty biznes
Przede wszystkim ten biznes jest "lewy". Rozumiem intencje każdej ze stron, TikToka, Microsoftu, a nawet Trumpa. To co robią Amerykanie wygląda logicznie, a nawet słusznie, z kolei gigant z Redmond wykorzystuje sytuacje. Jednak nie zmienia faktu, że jedna ze stron ma przystawiony pistolet do głowy. Nie jest to najlepsza pozycja negocjacyjna i na pewno nie buduje dobrego PR wśród osób, które chcą postępować "dobrze".
Przez wielu w firmie i poza nią, cały ten biznes może być postrzegany jako nieetyczny, a to może znacząco odbić się na morale pracowników.
Świadomi pracownicy
Drugi powód to dość charakterystyczne (specyficzne?) zachowanie pracowników Microsoftu. Oni nie boją się zbuntować przeciwko swoim zwierzchnikom i powiedzieć stanowczego "nie". W lutym 2019 roku świat obiegła wiadomość o otwartym sprzeciwie, gdy Microsoft podpisał wart blisko pół miliarda kontrakt z armią Stanów Zjednoczonych, a przecież MS nie powiedział, że będzie produkować broń.
Gigant z Redmond miał dostarczyć i pomagać w rozwoju specjalistycznego oprogramowania w oparciu o technologię znaną z HoloLens, jednak dla pracowników to było za dużo. Uznali, że nie chcą w jakikolwiek sposób pomagać w zabijaniu ludzi.
Nie zawsze chodzi o pieniądze
Podobne przypadki otwartego sprzeciwu czy buntu można mnożyć nie tylko w Microsoft. Google zmagało się z podobną sytuacją w 2018 kiedy to miało stworzyć dedykowany, cenzurowany silnik wyszukiwania dla rządu Chin. Zrezygnowali również (pod naciskiem pracowników) z przedłużenia kontraktu z Departamentem Obrony w zakresie dostarczania narzędzi opartych o sztuczną inteligencję.
Nadal mam świadomość, że próbka 250 osób ze 150 000 nie jest reprezentatywna. Równocześnie wiem, że potęga firm takich jak Microsoft wynika nie tylko z tego, że mają doskonały marketing, ale z tego, że pracują u nich najlepsi inżynierowi i twórcy z których zdaniem i opinią muszą się liczyć. Historia pokazała, że pieniądze nie zawsze są najważniejsze i może się okazać, że zatoczy ona koło. Co wtedy zrobi Microsoft? Tutaj nawet nie mam zamiaru zgadywać. Cała ta sytuacja z przejęciem TikToka to jedna wielka szara strefa i nie mamy bladego pojęcia co dzieje się za kulisami. To co pewne, to to, że niezależnie od wyniku, będzie ona analizowana jeszcze przez długi czas po ostatecznej decyzji.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu