Felietony

Jest tylko jeden powód, przez który nie mogę przekonać się do Spotify

Krzysztof Rojek
Jest tylko jeden powód, przez który nie mogę przekonać się do Spotify
65

Spotify to naprawdę świetna usługa, jednak jak dla mnie nie wyzbyła się jeszcze wszystkich swoich problemów. Jeden z nich irytuje mnie znacznie bardziej niż inne.

Fakt, że dziś możemy legalnie posłuchać każdej nowo wydanej płyty praktycznie za darmo jest dla kogoś takiego jak ja, który wychował się w jeszcze w erze walkmanów/discmanów, wręcz niesamowity. Muszę jednak przyznać, że na samym początku nie byłem wielkim fanem usług streamingu muzyki. W ciągu tych kilku lat, jakie Spotify spędziło na polskim rynku, dałem się jednak przekonać i dziś korzystam ze streamingu znacznie częściej, niż bym się o to posądzał jeszcze jakiś czas temu. Nie znaczy to jednak, że Spotify jest usługą idealną. Co to to nie. Co więcej - zaryzykuję stwierdzenie nawet, że uwagi, jakie miałem do tego serwisu na samym początku jego istnienia wciąż są aktualne. Jest jednak jedna rzecz, która irytuje mnie w tym serwisie zdecydowanie bardziej niż inne. Niestety - jest to problem dotyczący całej branży streamingu mediów.

Spotify - gdy twoja muzyka nie jest twoja

Głównym argumentem podnoszonym przez przeciwników streamingu jest fakt, że zgromadzone tam kolekcje nigdy nie będą naszą własnością. Szczerze? Z czasem przestało mnie to aż tak uwierać z kilku powodów. Po pierwsze, jeżeli alternatywą dla streamingu ma być piracenie treści, to te w świetle prawa także nigdy "nasze" nie będą. Po drugie - dokładnie taki sam mechanizm działa na platformach z grami takich jak Steam, gdzie tak naprawdę tylko "wypożyczamy" grę od dystrybutora. Jakoś nie przeszkadza to ludziom wydawać tam setek, albo i nawet tysięcy złotych, przy których 20 zł miesięcznego abonamentu Spotify wypada dosyć blado. Po trzecie, w momencie, w którym chcielibyśmy legalnie nabyć całą naszą kolekcję ze Spotify w postaci np. płyt CD, to spotkamy się nie tylko z zaporową ceną idącą w tysiace, albo i dziesiątki tysięcy złotych, ale też brakiem dostępności. Jeżeli ktoś choć raz w życiu chciał kupić jakąś płytę mniej mainstreamowego zespołu, ten wie o co chodzi. I tak, wiem, że kupując płyty zyskuje się też "coś więcej" - fizyczną kopię którą można komuś przekazać, sprzedać (z zyskiem) bądź zostawić np. dzieciom. Dlatego też sam, oprócz Spotify, mam pokaźną kolekcję płyt CD, winyli i kaset. Odnoszę wrażenie, że zaciekli antyfani tego serwisu jeszcze nie zrozumieli, że można słuchać muzyki z różnych źródeł. :)

Wracając do tematu. Jak już wspomniałem, nie boli mnie to, że moja muzyka na Spotify nie należy do mnie.

Boli mnie, że Spotify nie pozostawia mi wyboru

Kiedy zakładam słuchawki, wybieram zespół, a następnie płytę, którą chcę posłuchać, liczę na to, że za każdym razem doświadczenie ze słuchania danego utworu będzie takie samo. Niestety, Spotify (jak i inne platformy streamingowe) mają bardzo niemiły nawyk ingerowania w bibliotekę, która jest już w serwisie. Najlepszym tego przykładem, szczególnie w sferze muzyki rockowej / heavymetalowej jest moda na wszelkiego rodzaju remasterowanie krążków. Niestety, w wielu przypadkach numery poddane są remasterowi zgodnie z obowiązującymi trendami, a więc - podkręcana jest głośność, włączana jest mocna kompresja (w muzyce oznacza ona wyrównanie pomiędzy najcichszym a najgłośniejszym punktem utworu) a do przodu wysuwany jest wokal, kosztem warstwy instrumentalnej oczywiście. I to nawet byłoby do przełknięcia, gdyby na tym się skończyło. Niestety czasami czasami panów producentów ponosi wyobraźnia i nowe utwory brzmią nijak podobnie do swoich pierwowzorów. Pod remasterową gilotynę wpadło w ten sposób wiele moich ulubionych kapel - Scorpions, Iron Maiden, Saxon... przykłady można mnożyć. Ok, zgodzę się, że niektóre z tych remasterów są zrobione z głową, ale i tak wszystkie z nich mają jedną wspólna cechę.

Brzmią inaczej od pierwowzorów.

Jeżeli posłuchamy zremasterowanych i oryginalnych utworów Scorpionsów czy Deep Purple z lat 70'tych usłyszymy znaczną różnicę. Nowe kawałki w wielu miejscach zyskały na dynamice, jednak straciły coś dużo ważniejszego - swój jedyny i niepowtarzalny klimat. Remastery w wielu miejscach przeskakują ograniczenia techniczne tamtych lat, jednak nikt nie bierze pod uwagę, że to właśnie te ograniczenia nadały większości z tej muzyki charakteru. To mocno zmęczony Rickenbacker 4001 z włożonymi przetwornikami Gibsona Thunderbirda odpowiadał za niepodrabialne brzmienie Motörheadu. To zmodyfikowany stratocaster Murray'a ciagnął do przodu muzykę Maidenów. W muzyce tego okresu jest pewne analogowe piękno, które niestety wytwórnie muzyczne traktują często z buta, mając na celu dotarcie do "nowoczesnego" odbiorcy. 

Chcesz posłuchać oryginalnych nagrań? Buahahahaha!

Jeżeli tylko na rynku ukaże się zremasterowane wydanie danego krążka, Spotify na prośbę wydawcy podmieni je w naszej bibliotece nie pytając nas nawet o zdanie w tym temacie. Jak już wspomniałem, w ten sposób wielokrotnie obudziłem się w rzeczywistości w której nieraz cała dyskografia danej kapeli zaczęła brzmieć po prostu inaczej. I wiem, że zaraz pojawią się głosy, że mocno wyolbrzymiam problem. I będą miały rację. Jeżeli bowiem dla kogoś muzyka jest tylko czymś, co "leci w tle", pewnie nawet się takim drobiazgiem nie przejmie. Jeżeli jednak ktoś tak jak ja spędza wieczory na czytaniu biografii zespołów, analizowaniu stylu gry poszczególnych muzyków i kolekcjonowaniu informacji o sprzęcie który używali, taka zmiana będzie zauważalna. I niestety w 90 proc. przypadków będzie to zmiana na gorsze. Jeżeli dołożymy do tego fakt, że na Spotify non-stop występuje zjawisko czasowego znikania całych dyskografii, a w wielu miejscach ich biblioteka wciąż świeci pustkami (poszukajcie np. płyty "Geny" Perfectu. Tak, to ta z utworem "Niepokonani") mamy przepis na usługę, na której tak naprawdę nie mogę za bardzo polegać. Niestety często łapię się na tym, że wolę odkurzyć pliki, które pobrałem 10 lat temu z torrentów albo zgrałem z płyty CD, bądź też odpalić playliste na YT. Wszystko dlatego, że w ten sposób będę mógł posłuchać takiego brzmienia, jakie chcę.

Rozwiązanie tego problemu jest proste. Ale nie ma się go co spodziewać

Jestem świadomy, że mój problem jest raczej niszowy w kontekście działania całego serwisu, dlatego też nie liczę na to, że zarząd Spotify zrobi w tej kwestii cokolwiek. Serwis dzięki swojej polityce w końcu niedawno zaczął zarabiać, więc z najbliższej przyszłości raczej nie będzie chciał od niej odejść. Fakt ten niestety boli podwójnie, bo rozwiązanie omawianej dziś kwestii jest dziecinnie proste - dać użytkownikowi wybór, czego chce słuchać. Umieścić w bibliotece dwie wersje danego krążka - oryginał i remaster - i pozwolić użytkownikom zdecydować, którą wersję chcą dodać do swojej biblioteki. Ba, jeżeli producenci chcą promować nowe wydawnictwo, mogą nawet kazać Spotify wrzucić je na listę zasubskrybowanych przeze mnie albumów, jak kiedyś Apple zrobiło z albumem U2 na iTunes. Nawet takie "zaśmiecanie" playlist jest bowiem lepsze od po podmiany plików bez wiedzy użytkownika. Nie wierzę też, ze serwery Spotify są tak zapchane by nie zmieściły tych kilku dodatkowych płyt. Zwłaszcza, że serwis pozwala młodym zespołom wrzucać własną twórczość praktycznie bez żadnych ograniczeń. Jestem więc przekonany, że i na te dodatkowe albumy miejsce by się znalazło.

Wiem, że jednym z rozwiązań mojego problemu jest dodanie do aplikacji własnych plików. Jednak uważam, że w przypadku rozbudowanych dyskografii jest to po prostu bardzo czasochłonne. Nie zmienia to  też faktu, że pochodzenie części z nich nie jest "do końca" legalne. Rzeczywistość się jednak zmienia i być może niedługo pojawi się serwis, który po raz kolejny zmieni sposób konsumpcji medium jakim jest muzyka, tak jak Spotify zrobiło to 10 lat temu. Pozostaje czekać.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu