Świat

Wielki sukces SpaceX - rakieta Falcon 9 wylądowała na barce

Maciej Sikorski
Wielki sukces SpaceX - rakieta Falcon 9 wylądowała na barce
20

SpaceX znowu zadziwia - firmie Elona Muska udało się dokonać kolejnej ważnej rzeczy. W ramach misji przeprowadzonej parę dni temu nie tylko dostarczono ładunek do stacji ISS, ale też odzyskano rakietę Falcon 9. Ta ostatnia w końcu wylądowała na barce unoszącej się na Atlantyku i nie eksplodowała. To zapowiedź o wiele niższych kosztów ekspansji w przestrzeni kosmicznej. Będzie taniej i szybciej, a docelowo pewnie też dalej - Musk podobno coraz bardziej myśli o locie na Marsa i dopracowuje swój plan.

Falcon 9 wylądował

Firma próbowała tego wcześniej, ale te podejścia nie kończyły się zbyt dobrze, w Sieci można oglądać filmy, na których widać eksplodującą rakietę stworzoną przez SpaceX. Jakiś czas temu informowałem, że amerykańska firma w końcu zaliczyła udaną próbę posadzenia rakiety na stacjonarnym lądowisku, ale podobny manewr na barce był ciągle misją niezaliczoną. To zmieniło się kilka dni temu: sukces był pełen, Dragon 9, czyli kapsuła z ładunkiem dotarła do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, a Falcon 9 został posadzony na barce.

Oznacza to, że plan Muska i spółki staje się faktem: realnych kształtów nabiera wizja odzyskiwania wszystkich członów wystrzelonych w przestrzeń kosmiczną. A jeżeli możliwe jest ich odzyskanie, to realne staje się także ponowne użycie. Co to oznacza? Przede wszystkim, poważną redukcję kosztów - stworzenie jednej rakiety Falcon 9 to wydatek rzędu 60 mln dolarów. Góra pieniędzy, która ma być wydawana na jednorazowy sprzęt? Straszne marnotrawstwo, bariera sprawiająca, że podbój kosmosu, nawet tego bliższego, okołoziemskiego, staje się dla większości państw i firm nieosiągalny.

Wielokrotne użycie rakiety poważnie obniża koszty, jednocześnie skraca czas oczekiwania na dostarczenie rakiety zdolnej do lotu - po powrocie, przeglądzie i ewentualnym remoncie, nadaje się do ponownego użycia. Rakieta zaczyna działać niczym samolot. Właśnie o to chodziło Muskowi. Dlaczego tak ważne było lądowanie na barce? Ponieważ to zwiększa bezpieczeństwo i możliwości w zakresie odzyskiwania rakiet. Warto przy tym dodać, że bezzałogowa barka nosi nazwę Of Course I Still Love You - zapisze się ona w historii podboju przestrzeni kosmicznej.

SpaceX wyruszy na Marsa za 12 lat?

Jeżeli kolejne eksperymenty i konkretne próby potwierdzą, że system wymyślony przez SpaceX działa, to biznes zacznie się rozkręcać. Powinna rosnąć liczba lotów, co oznacza coraz większe wpływy do kasy firmy. To z kolei umożliwi realizację kolejnej części planu, czyli stworzenie statku Red Dragon. W następnej dekadzie miałby on wylądować na Marsie. Ale nie byłby pusty - na pokładzie znajdowałaby się załoga, która rozpoczęłaby badanie, a potem także zasiedlanie Czerwonej Planety.

Falcon 9 wylądował

Firma próbowała tego wcześniej, ale te podejścia nie kończyły się zbyt dobrze, w Sieci można oglądać filmy, na których widać eksplodującą rakietę stworzoną przez SpaceX. Jakiś czas temu informowałem, że amerykańska firma w końcu zaliczyła udaną próbę posadzenia rakiety na stacjonarnym lądowisku, ale podobny manewr na barce był ciągle misją niezaliczoną. To zmieniło się kilka dni temu: sukces był pełen, Dragon 9, czyli kapsuła z ładunkiem dotarła do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, a Falcon 9 został posadzony na barce.

Oznacza to, że plan Muska i spółki staje się faktem: realnych kształtów nabiera wizja odzyskiwania wszystkich członów wystrzelonych w przestrzeń kosmiczną. A jeżeli możliwe jest ich odzyskanie, to realne staje się także ponowne użycie. Co to oznacza? Przede wszystkim, poważną redukcję kosztów - stworzenie jednej rakiety Falcon 9 to wydatek rzędu 60 mln dolarów. Góra pieniędzy, która ma być wydawana na jednorazowy sprzęt? Straszne marnotrawstwo, bariera sprawiająca, że podbój kosmosu, nawet tego bliższego, okołoziemskiego, staje się dla większości państw i firm nieosiągalny.

Wielokrotne użycie rakiety poważnie obniża koszty, jednocześnie skraca czas oczekiwania na dostarczenie rakiety zdolnej do lotu - po powrocie, przeglądzie i ewentualnym remoncie, nadaje się do ponownego użycia. Rakieta zaczyna działać niczym samolot. Właśnie o to chodziło Muskowi. Dlaczego tak ważne było lądowanie na barce? Ponieważ to zwiększa bezpieczeństwo i możliwości w zakresie odzyskiwania rakiet. Warto przy tym dodać, że bezzałogowa barka nosi nazwę Of Course I Still Love You - zapisze się ona w historii podboju przestrzeni kosmicznej.

SpaceX wyruszy na Marsa za 12 lat?

Jeżeli kolejne eksperymenty i konkretne próby potwierdzą, że system wymyślony przez SpaceX działa, to biznes zacznie się rozkręcać. Powinna rosnąć liczba lotów, co oznacza coraz większe wpływy do kasy firmy. To z kolei umożliwi realizację kolejnej części planu, czyli stworzenie statku Red Dragon. W następnej dekadzie miałby on wylądować na Marsie. Ale nie byłby pusty - na pokładzie znajdowałaby się załoga, która rozpoczęłaby badanie, a potem także zasiedlanie Czerwonej Planety.

To przestaje brzmieć niczym scenariusz filmu SF, a realnych kształtów plan nabierze ponoć już za kilka miesiecy - pojawiają się plotki, z których wynika, że jesienią Elon Musk przedstawi harmonogram wyprawy na Marsa. Nie mówimy o zabawach w stylu Mars One czy obozie organizowanym w okolicach Tarnowa, lecz o wysłaniu ludzi w kierunku innej planety Układu Słonecznego. Za niewiele ponad dekadę. Marzenia Muska najwyraźniej zaczną się spełniać i biznesmen znajdzie się w wąskim gronie ludzi, którzy pozwolili ludzkości "wybyć" poza Ziemię.

Nie dziwi, że do Muska i Space X płyną gratulacje, że słowa uznania wyraża m.in. prezydent USA. Amerykanie, którzy w ostatnich latach mocno wyhamowali na polu podboju kosmosu, wracają do gry. Ale tym razem nakręcają to prywatne firmy, a nie państwo. Sukcesy SpaceX czy Blue Origin pozwalają sądzić, że Amerykanie nie oddadzą tej przestrzeni Rosjanom, którzy plany mają ambitne, ale jednocześnie są nękani przez kryzys finansowy czy Chińczykom, dla których dominacja w kosmosie byłaby dowodem na to, że stali się najpotężniejszym mocarstwem świata. Amerykanie wciąż mają tu wiele do powiedzenia.

Grafika tytułowa: facebook.com

To przestaje brzmieć niczym scenariusz filmu SF, a realnych kształtów plan nabierze ponoć już za kilka miesiecy - pojawiają się plotki, z których wynika, że jesienią Elon Musk przedstawi harmonogram wyprawy na Marsa. Nie mówimy o zabawach w stylu Mars One czy obozie organizowanym w okolicach Tarnowa, lecz o wysłaniu ludzi w kierunku innej planety Układu Słonecznego. Za niewiele ponad dekadę. Marzenia Muska najwyraźniej zaczną się spełniać i biznesmen znajdzie się w wąskim gronie ludzi, którzy pozwolili ludzkości "wybyć" poza Ziemię.

Falcon 9 wylądował

Firma próbowała tego wcześniej, ale te podejścia nie kończyły się zbyt dobrze, w Sieci można oglądać filmy, na których widać eksplodującą rakietę stworzoną przez SpaceX. Jakiś czas temu informowałem, że amerykańska firma w końcu zaliczyła udaną próbę posadzenia rakiety na stacjonarnym lądowisku, ale podobny manewr na barce był ciągle misją niezaliczoną. To zmieniło się kilka dni temu: sukces był pełen, Dragon 9, czyli kapsuła z ładunkiem dotarła do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, a Falcon 9 został posadzony na barce.

Oznacza to, że plan Muska i spółki staje się faktem: realnych kształtów nabiera wizja odzyskiwania wszystkich członów wystrzelonych w przestrzeń kosmiczną. A jeżeli możliwe jest ich odzyskanie, to realne staje się także ponowne użycie. Co to oznacza? Przede wszystkim, poważną redukcję kosztów - stworzenie jednej rakiety Falcon 9 to wydatek rzędu 60 mln dolarów. Góra pieniędzy, która ma być wydawana na jednorazowy sprzęt? Straszne marnotrawstwo, bariera sprawiająca, że podbój kosmosu, nawet tego bliższego, okołoziemskiego, staje się dla większości państw i firm nieosiągalny.

Wielokrotne użycie rakiety poważnie obniża koszty, jednocześnie skraca czas oczekiwania na dostarczenie rakiety zdolnej do lotu - po powrocie, przeglądzie i ewentualnym remoncie, nadaje się do ponownego użycia. Rakieta zaczyna działać niczym samolot. Właśnie o to chodziło Muskowi. Dlaczego tak ważne było lądowanie na barce? Ponieważ to zwiększa bezpieczeństwo i możliwości w zakresie odzyskiwania rakiet. Warto przy tym dodać, że bezzałogowa barka nosi nazwę Of Course I Still Love You - zapisze się ona w historii podboju przestrzeni kosmicznej.

SpaceX wyruszy na Marsa za 12 lat?

Jeżeli kolejne eksperymenty i konkretne próby potwierdzą, że system wymyślony przez SpaceX działa, to biznes zacznie się rozkręcać. Powinna rosnąć liczba lotów, co oznacza coraz większe wpływy do kasy firmy. To z kolei umożliwi realizację kolejnej części planu, czyli stworzenie statku Red Dragon. W następnej dekadzie miałby on wylądować na Marsie. Ale nie byłby pusty - na pokładzie znajdowałaby się załoga, która rozpoczęłaby badanie, a potem także zasiedlanie Czerwonej Planety.

To przestaje brzmieć niczym scenariusz filmu SF, a realnych kształtów plan nabierze ponoć już za kilka miesiecy - pojawiają się plotki, z których wynika, że jesienią Elon Musk przedstawi harmonogram wyprawy na Marsa. Nie mówimy o zabawach w stylu Mars One czy obozie organizowanym w okolicach Tarnowa, lecz o wysłaniu ludzi w kierunku innej planety Układu Słonecznego. Za niewiele ponad dekadę. Marzenia Muska najwyraźniej zaczną się spełniać i biznesmen znajdzie się w wąskim gronie ludzi, którzy pozwolili ludzkości "wybyć" poza Ziemię.

Nie dziwi, że do Muska i Space X płyną gratulacje, że słowa uznania wyraża m.in. prezydent USA. Amerykanie, którzy w ostatnich latach mocno wyhamowali na polu podboju kosmosu, wracają do gry. Ale tym razem nakręcają to prywatne firmy, a nie państwo. Sukcesy SpaceX czy Blue Origin pozwalają sądzić, że Amerykanie nie oddadzą tej przestrzeni Rosjanom, którzy plany mają ambitne, ale jednocześnie są nękani przez kryzys finansowy czy Chińczykom, dla których dominacja w kosmosie byłaby dowodem na to, że stali się najpotężniejszym mocarstwem świata. Amerykanie wciąż mają tu wiele do powiedzenia.

Grafika tytułowa: facebook.com

Nie dziwi, że do Muska i Space X płyną gratulacje, że słowa uznania wyraża m.in. prezydent USA. Amerykanie, którzy w ostatnich latach mocno wyhamowali na polu podboju kosmosu, wracają do gry. Ale tym razem nakręcają to prywatne firmy, a nie państwo. Sukcesy SpaceX czy Blue Origin pozwalają sądzić, że Amerykanie nie oddadzą tej przestrzeni Rosjanom, którzy plany mają ambitne, ale jednocześnie są nękani przez kryzys finansowy czy Chińczykom, dla których dominacja w kosmosie byłaby dowodem na to, że stali się najpotężniejszym mocarstwem świata. Amerykanie wciąż mają tu wiele do powiedzenia.

Grafika tytułowa: facebook.com

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu