SpaceX do tej pory ten rok mogło uznać za bardzo udany, Crew Dragon poleciał na Międzynarodową Stację Kosmiczną i bezpiecznie wrócił, a Falcon Heavy zaliczył swój drugi, równie udany lot. Przywykliśmy też do tego, że firma niemal za każdym razem jest w stanie odzyskać pierwszy człon rakiety Falcon 9. Niestety teraz dobre wiadomości się kończą.
Oblatany Crew Dragon został zniszczony
Niestety dobra passa kiedyś musiała się skończyć. W zasadzie skończyła się nawet kilka dni wcześniej, bo środkowy człon rakiety Falcon Heavy, który bezpiecznie wylądował na barce na Oceanie Atlantyckim niestety nie dotarł do brzegu. Z powodu sztormu i wysokich fal, załoga barki nie zdołała zabezpieczyć swojego ładunku i rakieta przewróciła się i wpadła do morza. To kolejna lekcja dla SpaceX i Elona Muska, z której z pewnością wyciągną wnioski na przyszłość.
Pech spotkał również kapsułę Crew Dragon, która ledwie kilka tygodni temu wróciła z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Po pierwszym przeglądzie po wodowaniu rozpoczęły się testy, które miały ją przygotować do kolejnego testu. Ten miał polegać na odczepieniu kapsuły od rakiety nośnej Falcon 9 w czasie wznoszenia i bezpiecznym wylądowaniu w oceanie. To system, który w razie jakichkolwiek problemów z rakietą nośną, ma uratować astronautów przed śmiercią. SpaceX już w 2015 roku udowodniło, że 8 silników SuperDraco spełnia swoje zadanie i może wynieść kapsułę na bezpieczną wysokość i zapewnić miękkie lądowanie, teraz miało się to stać w trakcie lotu.
Niestety coś poszło nie tak. Po pierwszym przeglądzie, w minioną sobotę miał zostać przeprowadzony test silników. Crew Dragon zamontowany został na specjalnym podeście na lądowisku LZ-1 (Landing Zone 1) na Florydzie. Gdy rozpoczęło się odliczanie, na około 10 sekund przed odpalaniem silników SuperDraco, pojawiła się anomalia, której skutkiem był wybuch. Możecie zobaczyć go poniżej na wideo, które wyciekło do sieci i rzekomo przedstawia to zdarzenie (w 10 sekundzie).
Program załogowych lotów zostanie opóźniony
Do dnia dzisiejszego ani SpaceX ani Elon Musk nie podali oficjalnie przyczyn awarii. Trudno zatem wyrokować w tej chwili co było przyczyną wybuchu i jaki może mieć on wpływ na cały program komercyjnych lotów załogowych. Pewne jest, że z racji zniszczenia kapsuły, kwietniowy test się nie odbędzie. SpaceX musi przygotować nowy statek, ale co jeszcze ważniejsze, musi znaleźć i wyeliminować przyczynę tej awarii. Wypadek, przy którym na szczęście nikt nie został ranny, miał miejsce na lądzie, w czasie testów, więc podejrzewam, że danych do analizy nie brakuje. Pytanie tylko jak bardzo trzeba ingerować w sam projekt, aby ten problem rozwiązać.
Wygląda na to, że planowany obecnie na październik pierwszy załogowy lot Crew Dragona się nie odbędzie. To opóźni cały program o kolejne kilka miesięcy. NASA póki co dokupiła dwa kolejne miejsca dla swoich astronautów na statkach Sojuz, które będą wozić amerykanów na ISS jeszcze przynajmniej do września 2020 roku. Miejmy nadzieje, że amerykańska agencja oraz SpaceX opublikują niedługo więcej informacji na temat tego zdarzenia i jego wpływu na przyszłość programu załogowych lotów.
SpaceX ofiarą swoich sukcesów?
Jeszcze tydzień temu wydawało się, że to SpaceX jest wyraźnie przed Boeingiem w wyścigu o pierwszy załogowy lot. Teraz wygląda na to, że szansę się wyrównały, bo badanie przyczyn katastrofy Crew Dragona z pewnością trochę potrwa. Spółka Elona Muska walczy obecnie na wielu frontach i mam nadzieję, że przyczyną tej ostatniej awarii nie jest jakieś niedopatrzenie spowodowane pośpiechem. Gdy w tym samym czasie wysyłasz średnio co 2 tygodnie rakiety w kosmos, testujesz nową generację silników Raptor, budujesz statek kosmiczny Starship i jeszcze budujesz kolejne załogowe statki Crew Dragon, to nie trudno o błąd. Firma jednak już nie raz udowodniła, że potrafi wyciągać wnioski i miejmy nadzieje, że tym razem będzie podobnie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu