Felietony

Mamy 2018 rok, a ja pokochałem smartfon z klawiaturą. Niestety, nie kupię reliktu przeszłości

Michał Pisarski
Mamy 2018 rok, a ja pokochałem smartfon z klawiaturą. Niestety, nie kupię reliktu przeszłości
24

Chciałem zaszaleć. Uciec od nudnej codzienności. Mogłem przysłowiowo rzucić wszystko i jechać w Bieszczady, ale wpadłem na inny pomysł - postanowiłem sprawdzić, jak w 2018 roku spisuje się telefon z fizyczną klawiaturą QWERTY.

Telefon z korbką. Komputer ze stacją dyskietek. Smartfon z klawiaturą. Pieśń przeszłości, prawda? Takich urządzeń raczej nikt już nie produkuje - chyba że dla wielbicieli retro, na potrzeby rekonstrukcji historycznych albo dla ZUS-u. Dość powiedzieć, że gdy szukałem w sieci zestawień najlepszych smartfonów z fizyczną QWERTY, pojawiały się w nich modele sprzed pięciu lat. W świecie technologii to taka archeologia, że do określenia dokładnie ich wieku trzeba używać datowania radiowęglowego. Istnieje jednak pewien wyjątek - sprzęt od BlackBerry.

I tak, w tej chwili korzystanie z telefonów tej marki można porównać do ekshumacji trupa, ale fakt faktem, koncern wciąż wypuszcza na rynek urządzenia z fizycznymi klawiaturami. Stwierdziłem, że sprawdzę jedno z nich - BlackBerry KEYone - i przekonam się, czy takie rozwiązanie ma jeszcze jakiekolwiek zalety.

Papa, wspaniały ekranie

Bo wad nie trzeba szukać daleko - ot, wystarczy sięgnąć wzrokiem ponad klawisze. Ekran KEYone ma proporcje 3:2, więc do oglądania filmów nadaje się równie dobrze, jak smartwatch. A że ponad połowa wyświetleń wideo w sieci pochodzi ze smartfonów, na pewno jest to poważny minus nie tylko dla mnie. Poza tym nie wszystkie funkcje mamy zawsze pod palcami, bo panel LCD zaczyna się znacznie wyżej, niż w przypadku innych telefonów. No ale nic - stwierdziłem, że jakoś przeżyję, nawet jeśli nie będę mógł oglądać śmiesznych zwierzątek we wspaniałym 18:9.

Wystarczy przywyknąć

Pierwsze chwile bolały. Prawda, ogarnęła mnie mała ekscytacja, bo wreszcie miałem w rękach smartfon różniący się drastycznie od wszystkich innych, ale korzystanie z niego nie należało do przyjemności. Dość powiedzieć, że przez dwa dni musiałem zmuszać się do tego, by odpisać komuś na wiadomość. Byłem nawet bliski stracenia znajomych - stwierdzili, że zrobiłem się oschły, bo nie chciało mi się wciskać ALT i szukać na klawiaturze znaków specjalnych do emotikon. Poza tym bolały mnie palce, nieprzyzwyczajone do heroicznego wysiłku, jakim niewątpliwie jest “klikanie guziczków”.

W końcu nadszedł jednak przełom - zacząłem doceniać to, że naprawdę coś wciskam, osiągnąłem prędkość zbliżoną do tej z klawiatur dotykowych, a dłuższe teksty konstruowało mi się bardziej komfortowo, niż za pomocą mojego ukochanego SwiftKey. Szczególnie, że sprzęt oferuje opcję automatycznego kończenia wyrazów, jeśli w odpowiednim momencie przesuniemy palec ku górze. Czad.

No i ekstra, tylko na razie doszliśmy do wniosku, że klawiatura szkodzi ekranowi, a w kwestii wygody pisania wiele zależy od przyzwyczajenia. No i nie każdy pisze na telefonie powieści. Czy istnieją jakieś inne plusy?

Mocarne skróty

Tak! Projektanci BlackBerry głupi nie są i postarali się o to, by wykorzystać możliwości KEYone do granic… możliwości. Najbardziej przypadły mi do gustu skróty klawiszowe. Wiem, że nakładki systemowe wielu producentów również oferują takie udogodnienia - można narysować palcem na ekranie syrenkę, żeby otworzyć Spotify, bizona by uruchomić Facebooka, albo stuknąć w LCD trzykrotnie knykciem i zajodłować, by przejść do listy subskrypcji na YouTube’ie. Ale gesty ekranowe to nie to samo, prawda?

W BlackBerry wszystko jest proste, intuicyjne i nie wymaga od użytkownika precyzji zegarmistrza. Skróty do ulubionych aplikacji i funkcji przypiszemy do każdego klawisza. Łatwo zapamiętać, że Y to YouTube, a N odpowiada za Netfliksa. Świetna sprawa. Błahostka, owszem, ale miła. Często gubię się w ikonkach i folderach na moim ekranie głównym, a w tym przypadku właściwie nie musiałem z niego korzystać.

Klawiatura na tron, ekran w odstawkę

I w ogóle niewiele korzystałem z jakiegokolwiek ekranu. Udogodnienia w BlackBerry KEYone sprawiły bowiem, że pacałem jego wyświetlacz zaskakująco rzadko. Doszedłem nawet do wniosku, że punktem centralnym tego modelu jest właśnie klawiatura - nie dlatego, że KEY wyróżnia się akurat tą cechą. Raczej dlatego, że to przede wszystkim za jej pomocą wchodziłem w interakcję z urządzeniem.

Bo wiecie, cała klawiatura działa jak touchpad. Zamiast przewijać strony internetowe czy menu aplikacji na ekranie, przy okazji zasłaniając sobie treść, smyrałem sobie radośnie po klawiszach. I było fajnie. Podobnych smaczków jest więcej: czytnik linii papilarnych został ukryty sprytnie w spacji,  podobnie jak na komputerze można używać kombinacji takich jak CTRL + C oraz CTRL + V i tak dalej.

Trzeba mieć coś z głową

Zdania na temat sensu zakupu telefonu z fizyczną klawiaturą nie zmieniłem, ale swoje nastawienie już tak. Żeby strzelić sobie takiego KEYone’a, trzeba mieć coś z głową. W pozytywnym sensie. Trudno przecież o inny sprzęt tak niedostosowany do obecnych realiów - do świata wideo i emotikon.

Mimo tego, niektórzy świadomie wybierają takie posunięcie  - na przykład popularny recenzent MrMobile, który ma dostęp do wszystkich najlepszych telefonów na rynku, a upodobał sobie akurat ten. Choć w sumie żeby nazwać się MrMobile też trzeba mieć coś z głową. W pozytywnym sensie ;)

W każdym razie, KEYone oczarował również mnie. Duże wyświetlacze z wąskimi ramkami są dla mnie zbyt ważne, bym z nich rezygnował, ale na pewno za tym modelem zatęsknię. Dlaczego? Bo przełączanie się pomiędzy apkami dawno nie sprawiało mi tyle przyjemności. Bo na żadnym innym telefonie nie pisałem tak ochoczo jak na tym. Bo po prostu urzekła mnie jego odmienność.

Na pewno rynek nie wróci już do fizycznych klawiatur, tak jak nie wróci do wspomnianych we wstępie telefonów na korbkę i stacji dyskietek. I dobrze, bo zwykłym użytkownikom takie rozwiązanie nie jest do szczęścia potrzebne. Ale cieszę się, że BlackBerry wypełnia specyficzną niszę, wciąż spełniając zachcianki fanatyków klikania. I mam nadzieję, że będzie to robić jeszcze przez lata.

Urzekający, ale nie na stałe

Sam chętnie sprawdziłbym nowszego Key2 i może nawet używał go jako drugiego, służbowego telefonu. Do tej roli nadaje się dla dziennikarza świetnie i prócz serii Galaxy Note nie ma właściwie sensownej konkurencji. Ale 3000 złotych na dodatkowy telefon nie wydam. Zresztą co ja gadam, nie mam nawet służbowego numeru telefonu.

Tak więc sami widzicie. BlackBerry z klawiaturą pociąga - łatwo ulec jego urokowi. Trzeba jednak wpisywać się w naprawdę wąziutką grupę odbiorców, by rzucić swoją stabilną, ładną i praktyczną Nokię czy tam innego Xiaomi, i oddać mu się bez reszty. Takich szaleńców jest niewielu i raczej ich nie przybędzie. Cóż, może firma zdecyduje się jeszcze na wypuszczenie następcy Priva z wysuwaną klawiaturą? Na taki kompromis zdecydowałbym się chyba łatwiej.

Za wypożyczenie telefonu dziękuję sklepowi X-Kom!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu