Felietony

Smartfon z 6-calowym ekranem nie robi już na mnie wrażenia. Noszę go w kieszeni

Tomasz Popielarczyk

Jestem dziennikarzem z wykształcenia, pasji i powo...

Reklama

W lutym 2014 roku zaczynałem swoją przygodę z Nexusem 4. Przesiadałem się z Xperii X10 i już wtedy targały mną pewne obawy. Ekran 4,7 cala był przecie...

W lutym 2014 roku zaczynałem swoją przygodę z Nexusem 4. Przesiadałem się z Xperii X10 i już wtedy targały mną pewne obawy. Ekran 4,7 cala był przecież dość duży - czy ja to na pewno zmieszczę w kieszeni? Potem poszło z górki: 5,2 cala w LG G2, a po nim 5,5 cala w LG G3. Dziś noszę w kieszeni Nexusa 6 i wiecie co? Wcale nie wydaje mi się wielki.

Reklama

Ok, trochę skłamałem. Na początku byłem bardzo niepewny tej decyzji, a do samego Nexusa 6 podchodziłem bardzo sceptycznie. Drogi, wielki i w ogóle jakiś taki "nienexusowy". W końcu doczekałem się sample'a testowego. Kilka dni później byłem już posiadaczem własnego N6. Nie żałuję.

Co przemawia za takim dużym, 6-calowym ekranem? Korzyści jest masa. Zacznijmy od tych najbardziej oczywistych. Przeglądanie stron www jest o niebo przyjemniejsze. Każdy artykuł ma bardziej wyraźny font, jednocześnie widoczna jest większa ilość tekstu, a w obrazki nie trzeba się wpatrywać z odległości kilku centymetrów. To samo można napisać o innych aplikacjach. O wiele fajniej tak się czyta artykuły zapisane w Pocket. O wiele przyjemniej wyglądają klipy wideo z YouTube'a (również dlatego, że Nexus 6 ma stereofoniczne głośniki na przodzie, ale to inna historia). Dużo cali to również świetnie wyglądające gry ze znacznie wygodniejszym sterowaniem (o ile sterowanie wirtualnym analogiem można nazwać wygodnym).

Mam duże dłonie. Obsługa klawiatury na 4 calach nie była dla mnie do końca komfortowa, choć w miarę szybko się przyzwyczaiłem. Dopiero teraz, na 6-calowym ekranie czuję, że wszystko ma odpowiednią wielkość i daje mi należyty komfort. Nie ma mowy o przypadkowym dotknięciu niewłaściwej literki lub nieprawidłowego przycisku. Zresztą już na 5,5-calowy LG G3 zdarzało się to sporadycznie.


Nexus 6 zaczął rywalizować z tabletem. Nie Galaxy Tabem S, gdzie ekran ma 10,5 cala, a z 8-calowym Nvidia Shield. Dotąd to głównie ten drugi służył do konsumpcji treści. Teraz to wszystko mogę robić równie przyjemnie i efektywnie na smartfonie. Nie czuję wielkiej różnicy, choć oczywiście w dalszym ciągu pozostaje pewien obszar czynności zarezerwowanych wyłącznie dla tabletu. Podobne odczucia ma zresztą Paweł, o czym pisał jakiś czas temu w swoim felietonie.

Nexus 6 jest inny niż wiele phabletów. Galaxy Note daje nam funkcje podziału ekranu między dwie aplikacje, a nawet możliwość uruchamiania niektórych programów w okienkach. Mało tego, możemy zmniejszać interfejs tak, by komfortowo obsługiwać go jedną dłonią. Tutaj tego wszystkiego nie ma, co niektórych może rozczarowywać. Szczerze mówiąc, dla mnie nie robi większej różnicy - nie widzę w tym praktycznego zastosowania, a do multitaskingu wystarcza mi po prostu przełączanie się między programami, na co 3 GB RAM-u akurat w zupełności wystarczają.

Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Nexus 6 bez problemu mieści się w kieszeni. Uprzedzam, że nie noszę ekstremalnie luźnych spodni - wręcz przeciwnie (nie, nie mówię o rurkach). Nie mam najmniejszych problemów na tym polu - również, gdy sytuacja wymaga zawiązania sznurówki buta. Nexus 6 nie robi już na mnie wrażenia. Chyba żaden 6-calowy smartfon już by nie zrobił. Ta granica płynnie się przesunęła.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama