Felietony

Ktokolwiek pokaże taki smartfon, może liczyć na moje pieniądze

Jakub Szczęsny
Ktokolwiek pokaże taki smartfon, może liczyć na moje pieniądze
60

Nie tak całkiem ktokolwiek. Jeżeli na stworzenie i wypuszczenie na rynek takiego produktu zdecyduje się firma "Ping-ping" z Państwa Środka, to siłą rzeczy będę musiał powiedzieć: "pas". Brak dobrego wsparcia producenta oraz karkołomny proces sprowadzania urządzenia to dosyć spore przeszkody. Pomyślmy jednak o tym, że "telefon marzeń" wychodzi spod ręki działającego w Polsce twórcy.

Smartfon jaki jest każdy widzi. Ekran, głośnik do rozmów, "ten nieco głośniejszy", port do ładowania, duet aparatów. Tak po prawdzie, obecnie produkowane telefony komórkowe są po prostu... nudne. Tak nudne, że można je porównać do legendarnej, aczkolwiek mdłej i obrzydliwej według mnie sałatki jarzynowej na rodzinnych imprezach. Ani ona nie jest szczególnie wyrafinowana, ani przesadnie smaczna, ani "piękna". A i tak króluje w wielu polskich domach.

Podobnie jest właśnie ze smartfonami. Od kilku lat otrzymujemy dokładnie te same konstrukcje, ale w innych wariacjach producenckich. W ostatnim czasie pojawiły się dwie "poważne" rewolucje - ekrany doczekały się "notcha", wraz z tym znacznie zwiększono ich powierzchnię względem frontowego panelu. Mało było jednego aparatu z tyłu? Dołożono drugi. Fakt, w ciągu 5 lat postęp w dziedzinie mobilnej fotografii jest przeogromny i to trzeba rynkowi oddać. Tyle, że pewne kwestie zostały pozostawione samym sobie, a i świetne koncepty sprzed ostatecznego uformowania się typowej konstrukcji telefonu odeszły niesłusznie moim zdaniem w zapomnienie.

Kiedyś to były smartfony!

Tak, wiem, brnąc w tym kierunku narażam się na śmieszność z powodu zbytniej nostalgii. Sprawa ma się podobnie jak z rozmowami o motoryzacji w męskich kręgach: są obozy hurraoptymistyczne dla obecnych dokonań oraz te, które hołdują zwyczajnej, starej, niezniszczalnej i niezatapialnej motoryzacji, gdzie jeżeli coś się już zepsuło, to można to było na chwilę naprawić "na trytytkę", a jak ktoś miał nieco wprawy, to i z Wujaszkiem Zdzichem w jeden weekend usterkę naprawił.

Bo wiecie, kiedyś to rzeczywiście "były" smartfony. Okres przed uformowaniem się dwóch najważniejszych platform mobilnych to swego rodzaju El Dorado dla śmiałych i ciekawych konceptów. Przy okazji warto wskazać na swego rodzaju "potworki", które zasadniczo tylko "wyglądały". Walory użytkowe? Brak.

Jeden z takich potworków gościł również w mojej kieszeni: Samsung F210. Producent klękał na kolanach i zarzekał się, że jest to świetny sprzęt muzyczny, który nie tylko "gra", ale i wygląda. Powiem Wam, że niesamowicie żałowałem "eksperymentu" - Samsung zastąpił niesamowitą Nokię 6230i i kiedy zaczynałem naukę w gimnazjum, o mało nie napytałem sobie biedy właśnie przez dosyć osobliwą konstrukcję urządzenia. Okazało się, że "obrotowy ekran" F210, który dosłownie wyskakiwał prezentując klawiaturę alfanumeryczną przypominał... nóż. Musiałem się gęsto tłumaczyć, że to tylko głupi telefon, a wszelkie reklamacje należy kierować do Samsunga.

F210 muzyczny był... nie, nie był. Stawianie go obok ówczesnych "empetrójek" i "empeczwórek" było bezcelowe: urządzenie nie oferowało jacka 3,5 mm (była przejściówka - szach mat, Apple!), muzykę można było zapisać na ogromnej, jednogigowej przestrzeni dyskowej zdatnej do powiększenia dzięki kartom microSD. Dźwięk? Kontrowersyjny, nawet przy wykorzystaniu całkiem dobrych słuchawek. Ekran? Jak w empetrójce. Szybko rozstałem się z tym sprzętem, bo... nie miało mi nic ciekawego do zaoferowania.

Były też eksperymenty... udane

Mówcie co chcecie, ale bardzo żałuję niektórych konstrukcji. Żałuję, że przestały być kontynuowane, a rynek zanurzył się w irytującej mnie wtórności. Weźmy na tapet nawet takiego "głupiego" Samsunga Wave'a 533, który po pierwsze - miał paskudny ekran. Po drugie - proces odbierania rozmowy składał się z naciśnięcia przycisku, odczekania dłuższej chwili "aż urządzenie się namyśli" i dopiero z samej rozmowy (w skrócie - ciął się). Po trzecie - był plastikowy jak kartridże od Pegasusa. Miał za to coś, za co go uwielbiałem: klawiaturę QWERTY. I to wcale nie taką lichą.

Był bodaj "najbiedniejszym" przedstawicielem smartfonów, które oferowały pełną klawiaturę QWERTY. Jak dobrze było to rozwiązanie mogłem się przekonać dzięki pierwszym komunikatorom (których na Bada OS nie było wiele, ale udawało się coś znaleźć), wtedy były to jeszcze czasy, gdy niemal wszyscy korzystali z Gadu Gadu. Niestety, Wave 533 bardzo szybko się zestarzał, na dobre rozwinęły się smartfony, a ja krótko po tym dołączyłem do bojówki Windows Phone, z której odszedłem już jakiś czas temu.

QWERTY w pełnym wymiarze? Zamknij się i bierz moje pieniądze

Nokia E7 - według mnie jeden z piękniejszych telefonów z pełną klawiaturą QWERTY w historii. Czterocalowy ekran AMOLED, Symbian ^3 (z możliwością aktualizacji do Belle OS), świetny aparat fotograficzny... to była konstrukcja biznesowa pełną gębą. Sporo nawiązań do linii Communicator, nieśmiertelny design i kilka ciekawych dodatków: sprzęt można było podłączyć do telewizora, w gronie preinstalowanych programów znalazły się edytory plików pakietu Office... po prostu cud.

Chociaż nigdy nie miałem do czynienia z tym telefonem dłużej niż kilka dni, to do dziś wspominam go bodaj najlepiej z grona "niestandardowych" smartfonów. Dlaczego? Głównie przez zastosowanie pełnej klawiatury QWERTY, która uwierzcie mi, że usprawniała pracę. Od premiery E7 minęło już 7 lat - w tym czasie Nokia wykiwała Microsoft oddając przynoszący straty dział mobilny, powróciła w chwale i tworzy nowe produkty z Androidem - słabo różniące się od tego, co proponuje reszta stawki.

Ciągle czekam na "supersmartfona", ale pewnie się nie doczekam

Wiecie, sprzęt z topowymi bebechami, ze sporą baterią i z wysuwaną klawiaturą QWERTY. Nie wiem, może jestem koślawy, ale irytuje mnie wirtualna klawiatura, która: a) wcale nie jest superprecyzyjna, b) "wie lepiej" co chcę napisać i non stop bezmyślnie mnie poprawia. Przeboleć nie mogę mikrych w stosunku do reszty podzespołów baterii oraz parcia ku jak najmniejszym wymiarom sprzętów. Pal licho powierzchnię frontowego panelu, coraz szczuplejsze urządzenia to jak dla mnie porażka.

Tyle, że prawdopodobnie nie doczekam się takiego urządzenia. Producenci smartfonów prowadzą biznesy (ależ odkrycie!), które muszą na siebie zarobić. Te zarabiają natomiast wtedy, gdy sprzedają odpowiednio duże ilości produktów. Powiedzcie mi, kto poza mną kupiłby takiego "supersmartfona"? Kilku czytelników Antyweba, paru wyznawców "starej modły" w dziedzinie produkowania telefonów i ze dwie przypadkowe osoby, którym akurat konkretny model się spodobał?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu