Technologie

Smartfon idealny, czyli... Czyli co?

Maciej Sikorski

Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...

Reklama

Smartfon idealny. To pojecie chodzi za mną od wczoraj, ściślej pisząc od lektury tekstu Tomasza, poświęconego nowej firmie na rynku mobilnym. Firmie z...

Smartfon idealny. To pojecie chodzi za mną od wczoraj, ściślej pisząc od lektury tekstu Tomasza, poświęconego nowej firmie na rynku mobilnym. Firmie ze sporymi ambicjami, a przynajmniej z ambitnym CEO. Napisałem ambitnym, ale równie dobrze moglibyśmy go nazwać buńczucznym, odważnym albo… naiwnym. Bo czy można stworzyć "smartfon idealny"? To nie wychodzi nawet na papierze, nie pomoże też superkomputer – samo pojęcie zalatuje niemożnością realizacji.

Reklama

Zacznę od tego, iż nie będę się odnosił wyłącznie do słów, marzeń i planów przywołanego CEO (dla porządku – to Pete Lau, szef firmy OnePlus). Na dobrą sprawę już zamykam jego temat, bo nie wiem, czy faktycznie ma w planach stworzenie smartfonu idealnego, czy po prostu dobrego (różnica jest spora), nie mam pojęcia, ile w tym marketingu, a ile przekonania o własnej sile i sporych możliwościach, które trzeba wykorzystać. O czym zatem będzie? O pojęciu "idealnego smartfonu". Pojęciu przywoływanemu przez niektórych producentów, dziennikarzy czy klientów. Marketingowców celowo nie wymieniam, bo to inna bajka.

Jaki jest przepis na smartfon idealny? A właściwie, na produkt idealny, bo przecież nie ma sensu ograniczać się do segmentu inteligentnych telefonów? Założyłbym się o spore pieniądze, że gdybyśmy odizolowali sto osób, położyli przed nimi kartkę papieru oraz długopis i poprosili o opis wymarzonego telefonu, to otrzymalibyśmy… sto różnych produktów. Część z nich różniłaby się od siebie w znacznym stopniu, inne miałyby bardzo wiele cech wspólnych, trafiłyby się też pewnie modele bliźniaczo podobne. Nie oznacza to jednak, że identyczne – szczególik sprawia, że smartfon idealny osoby A, nie jest smartfonem idealnym osoby B. Warto przy tym dodać, że kolor obudowy nie jest tu szczegółem i urasta do rangi bardzo ważnej cechy produktu.

Wyobraźmy sobie, że pracownicy producenta X postanawiają przejrzeć fora, blogi, serwisy itd. w poszukiwaniu przepisu na smartfon idealny. Czego się tam dowiedzą? Właściwie tylko tego, że urządzeń idealnych jest tyle, ilu potencjalnych klientów. A może nawet więcej, bo nie zabraknie osób niezdecydowanych, które tworząc sprzęt idealny podadzą opis pięciu produktów. Dla jednych najważniejsza będzie wydajność, drudzy wskażą na aparat, kolejni na możliwość uprawiania z gadżetem sportów ekstremalnych bez ryzyka, że urządzenie przestanie funkcjonować po pierwszym kontakcie z kilkoma kroplami wody czy większą dawką kurzu. To jednak dopiero poczatek przeprawy.

Jeden klient, dajmy mu na imię Piotrek, stwierdzi, że podstawę jego wymarzonego smartfonu stanowi dobra bateria. Dobra, czyli pojemna, zapewniająca długą pracę na jednym ładowaniu, gwarantująca mobilność, która powinna być cecha nadrzędną telefonu komórkowego. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę dzisiejsze możliwości technologiczne (nie będę zagłębiał się w to, czy mamy do czynienia ze spiskiem i celowym spowalnianiem rozwoju akumulatorów), to szybko okaże się, iż jedynym sposobem na poprawę pojemności baterii jest jej… fizyczne powiększenie. Oznacza to jednak konieczność pogrubienia smartfonu. Piotrek stwierdza, że nie ma z tym problemu – gruby telefon mu nie przeszkadza: jeżeli będzie działał dłużej niż jeden dzień, to może mieć i dwa, a nawet trzy centymetry grubości.

Tu pojawia się jednak drugi bohater, Krzysiek, który stwierdza kategorycznie, że nie wyobraża sobie tak grubego smartfonu. Bo priorytetem jest dla niego wygląd: mogę ładować telefon co 12 godzin, bo szczególnie mi to nie przeszkadza, ale nie pokażę się w towarzystwie z czymś brzydkim. Nawet, jeśli wszyscy będą mieli taki sam, idealny sprzęt. Kilka lat temu producenci dowiedzieli się z badań, że Krzyśków jest więcej niż Piotrków i postanowili zabrać się za wyszczuplanie smartfonów. Efekty widać gołym okiem: standardem staje się grubość smartfonu mniejsza niż 1 cm, rekordziści mogą się pochwalić naprawdę kosmicznymi wynikami. Firmy uszczęśliwiły Krzyśków, bo było ich więcej. Jednocześnie rozczarowały Piotrków, ale takie prawo dżungli: wygrywa silniejszy (w tym wypadku oznacza to po prostu liczniejszą grupę).

Załóżmy teraz, że producent X stworzy urządzenie, które pogodzi pragnienia Krzyśka i Piotrka: cienki model ze świetną baterią, wykonaną w zupełnie nowej technologii. Sprawa załatwiona? Raczej nie – przecież obaj mogą zacząć zwracać uwagę na inne komponenty i zabawa zacznie się od nowa. W ramach eksperymentu uznajmy jednak, że panowie dojdą do porozumienia w sprawie podzespołów. Co więcej, zgodzą się na ten sam system! Sprawa załatwiona? Nie do końca: w historii pojawia się kolejna postać, Monika, która stwierdza, że sprzętowo może i ok, ale platforma zdecydowanie nie ta. Być może stanie się to przyczynkiem do stworzenia idealnego mobilnego OS. Miałby on w sobie łączyć najlepsze cechy znanych nam już platform. Wyobrażacie sobie taki zabieg? Ja mam z tym problem, a założenie klęski opieram o treść komentarzy, które pojawiają się np. pod tekstami na AW i nierzadko stanowią elementy zaciętych i bardzo rozbudowanych dyskusji.

Podejrzewam, iż w dyskusji na temat smartfonu idealnego mógłby się pojawić wątek modułowych modeli: niech każdy sam stworzy sprzęt swoich marzeń. Nawet, gdyby było to wykonalne z technicznego punktu widzenia, a póki co nie jest i podejrzewam, że szybko się to nie zmieni, to nadal pozostaje kwestia oprogramowania. Przy okazji pojawia się nowe zagadnienie: odpowiedzialność. Czy przeciętny klient, taki jak ja, będzie chciał osobiście stworzyć urządzenie elektroniczne i odpowiadać za efekt swojej pracy? Podejrzewam, że nie – nawet, jeśli byłoby to proste i gwarantowało nagrodę w postaci wymarzonego smartfonu.

Reklama

Klient, który płaci za sprzęt, najczęściej nie chce brać odpowiedzialności za jego funkcjonowanie. Pieniądze wydaje się nie tylko na sam produkt, ale też na gwarancję udzielaną przez producenta. Niedawno pisałem o ludziach, dzielących smartfony na żółte i czerwone i jakoś nie wyobrażam sobie, by chcieli oni budować telefon po powrocie z pracy. Sam pewnie też bym się na to nie skusił. Podobnie będzie zresztą z budowaniem domu, konstruowaniem samochodu oraz produkcją wysokoprocentowego alkoholu. To ostatnie kusi najbardziej, ale zakazane i dość niebezpieczne. Ludzie lubią pojęcie wolności, ale odpowiedzialność już mniej do nich przemawia. Tymczasem tworzenie czegoś we własnym zakresie wiąże się już ze sporą dozą odpowiedzialności – idea modułowców w wydaniu powszechnym i masowym brzmi zatem dość utopijnie. Zwłaszcza, że i tak wiązałaby się z ograniczeniem do modułów dostępnych na rynku.

Wspomniany przed momentem pomysł modułowców można jednak zmodyfikować: co powiedzielibyście na smartfony robione na zamówienie? Klient nie ponosi odpowiedzialności, a może złożyć sprzęt marzeń. Niby wszystko ok, ale tu pojawia się motyw ceny – taki system zapewne poważnie podniósłby koszt urządzeń. I znowu idealny smartfon przestaje być idealny. Jeśli kogoś będzie stać na spełnienie swoich marzeń i producent będzie w stanie je zrealizować, to krótko po otrzymaniu urządzenia, klient stwierdzi zapewne, że to i owo mogło być inne, lepsze – po dwóch tygodniach (albo dwóch godzinach) czar pryska. Idealny smartfon, funkcjonujący w wyobraźni, znów zaczyna być obiektem pożądania i działa na użytkownika niczym święty Graal na rycerzy okrągłego stołu.

Reklama

Oferta smartfonów z pewnością nie jest doskonała i mogłaby być lepsza. Ale to powiemy o każdej ofercie w każdych realiach. Warto jednak mieć na uwadze, że klienci mogą dzisiaj przebierać w bardzo wielu modelach, sprowadzać je z odległych krajów od egzotycznych producentów, przeprowadzać różne eksperymenty. Modele różnią się ceną, wydajnością, funkcjami, formą, wyglądem... Z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Nie będzie to smartfon idealny, ale tylko dlatego, że taki sprzęt po prostu nie istnieje i nigdy się nie pojawi.

Źródło grafiki: gsminsider.com

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama