Ulga trwała dokładnie pięć sekund, czyli tyle, ile potrzebowałem, by zajrzeć do skrzyni, przy której zmarł profesor. Za szklanymi drzwiami zainstalowa...
Ulga trwała dokładnie pięć sekund, czyli tyle, ile potrzebowałem, by zajrzeć do skrzyni, przy której zmarł profesor. Za szklanymi drzwiami zainstalowany był serwer – serce komputerowego układu bazy. Na każdym jego elemencie widniał wyraźny nadruk „Made in China”... Nie wiem, jak długo płakałem. Przerwał mi trzask komunikatora.
To fragment opowiadania science fiction, jakie napisałem na początku XXI wieku, a za które otrzymałem w 2010 roku I miejsce w ogólnopolskim konkursie literackim.
Wspominam o nim przy okazji sobotniego wydarzenia, więc pozwólcie mi na małą retrospekcję. W 2003 roku zachęcony amerykańskimi badaniami Marsa wpadłem na szalony pomysł - co by było, gdyby to Chińczycy pierwsi dotarli na Czerwoną Planetę? Tak zrodziła się koncepcja tekstu, w którym Amerykanie wyruszają na Marsa i dopiero na miejscu przekonują się, że... ktoś wylądował tam przed nimi.
Nie czuję się drugim Zajdlem, ale fakt faktem, że w 2003 roku, parę miesięcy po wysłaniu tekstu do jednego z wydawnictw (gdzie odrzucono go jako antyamerykański), Chińczycy ogłosili światu, że w kosmos rusza statek Shenzhou 5 z człowiekiem na pokładzie!
Lot rozpoczął się 15 października 2003 roku, kiedy to o godzinie 9:00 (UTC +8), tylko z jednorocznym opóźnieniem do planu z 1992 roku i dokładnie 39 lat po tym, jak w Chinach eksplodowała pierwsza bomba atomowa, statek kosmiczny Shenzhou 5 z chińskim astronautą Yangiem Liwei (杨利伟) na pokładzie wystartował z kosmodromu Jiuquan. Ten 38-letni podpułkownik Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej został nazwany pierwszym taikonautą, w odróżnieniu od amerykańskiego astronauty czy rosyjskiego kosmonauty. Pojazd został wyniesiony w przestrzeń kosmiczną za pomocą rakiety Długi Marsz 2F. (źródło)
Oczywiście, choć było to wielkie zaskoczenie, chiński program kosmiczny nie był tajemnicą. Jego początek datuje się na 1956 rok. Jednakże Państwo Środka nigdy nie było brane pod uwagę w wyścigu, w którym startowały jedynie dwa mocarstwa - Stany Zjednoczone i Związek Radziecki.
Epokowe wydarzenie
W sobotę Polska zajęta była bieganiem po supermarketach i komentowaniem sytuacji Grzegorza Schetyny, ergo wielu ludziom po prostu umknął fakt, iż doszło do przełomowego wydarzenia. Po blisko czterech dekadach powierzchni Księżyca ponownie dotknął ludzki artefakt - tym razem była to chińska sonda Chang'e-3. Na jej pokładzie znalazł się łazik zwany Yutu, czyli Nefrytowy Królik.
Po 37 latach przerwy w bezpośrednich badaniach Księżyca na Srebrnym Globie znów wylądował instrument naukowy. Chiński lądownik Chang'e 3 i łazik wystartowały na początku grudnia, przez kilka dni znajdowały się na orbicie Księżyca, a dziś odbyło się lądowanie w Sinus Iridium (Zatoka Tęcz), gdzie właśnie wstaje dwutygodniowy księżycowy dzień. Chang'e 3 to kolejny etap chińskiej eksploracji Księżyca; w minionych latach orbitery Chang'e 1 (2007 - 2009) i Chang'e 2 (2010 - ) posłużyły jako test technologii kosmicznych Chińczyków. Obie misje powiodły się lepiej, niż się spodziewano i przygotowały podwaliny pod lądowanie na Księżycu. (źródło)
Po Księżycu stąpali już ludzie, ale i dotarło nań mnóstwo automatycznego sprzętu. W sumie na powierzchni naturalnego satelity Ziemi wylądowało 66 obiektów zarówno załogowych, jak i zrobotyzowanych. Pośród tych pierwszych najsłynniejszy jest moduł księżycowy amerykańskiej misji Apollo 11, w gronie tych drugich prawdopodobnie radziecki Łunochod, który wyglądem przypominał nieco roboty z Cyberiady Lema. Do dziś na powierzchni spoczywają dwa wraki tego modelu.
Łunochod 1 działał sprawnie w ciągu dziewięciu dni księżycowych, tj. do 17 lipca 1971 roku. Aparatura przestała funkcjonować w czasie jedenastej nocy księżycowej, na skutek nadmiernego oziębienia układów. Ostateczne zakończenie pracy aparatury nastąpiło 4 października 1971. Czynny pozostał jedynie reflektor promieni laserowych (umieszczony na podstawie porozumienia francusko-radzieckiego). W tym okresie przejechał 10 540 m, umożliwił szczegółowe zbadanie powierzchni Księżyca na obszarze 80 000 m². Jego aparatura wykonał 206 zdjęć panoramicznych i ok. 20 000 zdjęć wąskokątnych. Wykonał też blisko 500 pomiarów twardości gruntu oraz 25 jego chemicznych analiz metodą spektroskopii rentgenowskiej. Przeprowadzono również badania kosmicznego promieniowania rentgenowskiego w warunkach całkowitego braku atmosfery. (źródło)
W sobotę na księżycowy grunt wytoczył się Nefrytowy Królik, by odebrać radzieckiemu łazikowi palmę pierwszeństwa. Ten przełomowy moment można było oglądać "na żywo"! Misja ma potrwać trzy miesiące. W tym czasie łazik będzie pobierał próbki gruntu, a także pełnił rolę mobilnego, zdalnie sterowanego obserwatorium astronomicznego.
W ostatnich kilkunastu latach odbywa się niejako restart badań Księżyca. Warunki są zupełnie inne niż przed kilkudziesięciu laty, kiedy sprawa miała znaczenie polityczne, a koszt i opłacalność miały drugorzędne znaczenie. Dziś (nawet w jednopartyjych Chinach) misje badawcze muszą być bardzo dobrze przygotowane i obiecujące, żeby wygrać konkurencję z innymi projektami badawczymi albo satelitami komercyjnymi, które przecież można wynieść na orbitę w tej samej rakiecie nośnej. (źródło)
Na co, po co?
Program badań kosmicznych nie przyniósł światu wiele. Skończyła się zimna wojna, a wraz z nią idea wojen gwiezdnych Reagana, wiec plany kosmicznych laserów poszły w zapomnienie. Możliwości konstruowania silników rozczarowały - okazało się, że nie jesteśmy w stanie stworzyć nic, co w sensownym czasie wyniosłoby człowieka nawet na sąsiednią planetę. Owszem, misja na Marsa teoretycznie jest możliwa, pytanie jednak, czy ma sens... Terraformacja to wciąż jedynie fantastyczna wizja, a budowanie baz, by kilka osób mogło żyć w niegościnnych warunkach, mija się z celem...
Po co więc sięgać poza orbitę? Dla surowców naturalnych, których Układ Słoneczny może być pełen. Kopalnie minerałów na powierzchni asteroid, księżyców czy planet powoli przestają być jedynie fantastyczną wizją. Co więcej, sam Księżyc ma nam naprawdę wiele do zaoferowania!
Hel-3 to jeden z izotopów helu. W skład jego jądra wchodzą dwa protony i jeden neutron. W powszechnie występującym helu-4 mamy do czynienia z dwoma neutronami. Hel-3 w reakcji z deuterem wytwarza olbrzymie ilości energii. W przeciwieństwie jednak do energii atomowej, nie powstają przy tym niemal żadne szkodliwe odpady. Naukowcy szacują, że na Ziemi jest jedynie 10 kilogramów helu-3, natomiast z przywiezionych z Księżyca próbek wiemy, że znajdują się tam olbrzymie ilości tego gazu. Jeden z akademików ocenia, iż na Księżycu w postaci helu-3 znajduje się 10-krotnie więcej energii niż są jej w stanie dostarczyć wszystkie paliwa kopalne na Ziemi. Amerykański naukowiec, Lawrence Taylor poinformował, że do zapewnienia na rok energii elektrycznej całym Stanom Zjednoczonym, wystarczyłoby 25 ton helu-3. Co prawda na jego komercyjne zastosowanie musimy poczekać jeszcze, jak twierdzą uczeni, około 50 lat, jednak wyścig już się rozpoczął. (źródło)
Tajkonauci
Chiny potwierdziły w sobotę, iż są trzecim wielkim graczem w wyścigu kosmicznym. Czy prześcigną konkurentów? Czy ruszą załogowo na Marsa? Tak to wymyśliłem w swoim opowiadaniu, ale pamiętajcie - to tylko fantastyka...
* * *
PS. W mediach znajdziecie informację, że łazik (Jade Rabbit) zwał się Księżycowy Królik, Jadeitowy Królik lub Jaspisowy Królik. Wszystkie te nazwy są efektem błędnego tłumaczenia. O Księżycu już nawet nie wspominam, ale jadeit to po angielsku jadeite, jaspis to jasper, a nefryt to właśnie jade.
Fotografia w nagłówku: Peter PARKS
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu