Wygląda na to, że zbliża się nowa era kontroli pracowników. Kolejne startupy pracują nad rozwiązaniami, które dostarczą jeszcze więcej informacji na temat tego co, gdzie, kiedy i jak robimy w pracy.
Sposoby kontroli pracowników zmieniają się co jakiś czas. Wszystko podyktowane jest miejscem, branżą, ale też rozwojem technologii. Wciąż jest wiele zakładów pracy, w których ludzie wpisują się do zeszytów. Inni odbijają karty w specjalnych urządzeniach, a kolejni... nie muszą tego robić. Bo pracodawca dobrze wie kiedy, gdzie, i jak spędzamy czas. Choćby dlatego, że logujemy się do naszego komputera — a te już nie mają przed pracodawcami tajemnic, wiedzą kiedy-i-co robimy. Albo korzystamy z jednego ze współczesnych rozwiązań, które... wyglądają jeszcze inaczej, a śledzenie z nimi jest bardziej efektywne!
Różne podejście
A w tych pojawia się stopniowo coraz więcej. Jedni tworzą je z przekonaniem, że dzięki nim budynki staną się bardziej smart — i tak działa m.in. Enlighted. Ich rozwiązania opierają się na niewielkich sensorach, które w czasie rzeczywistym serwują administracji cały pakiet informacji związanych z samym funkcjonowaniem budynku. Gdzie, jak, o której — spotkać można najwięcej ludzi. To pozwala efektywniej zarządzać m.in. oświetleniem czy klimatyzacją, w ostatecznym rozrachunku pozwalając ciąć koszty.
https://vimeo.com/173781509
Na rynku działają już także projekty takie jak te od Humanyze, co do którego można mieć jednak nieco więcej wątpliwości. Tutaj nie chodzi już o żadne czujniki montowane w biurze, a o plakietki, z których korzystają pracownicy. Te wyposażone są w cały zestaw elektronicznych elementów: czujniki NFC, RFID, Bluetooth, akcelerometr, mikrofony, a nawet detektor fal podczerwieni. Biura zaś pełne są beaconów, dzięki czemu miejsce pobytu pracownika nie jest żadną tajemnicą — na wypadek, jakby kamery miały nie wystarczać.
Po co to wszystko?
Dla lepszej kontroli i możliwości poprawienia wyników — no przecież! Jednakowoż takie metody jednoznacznie zaczynają kojarzyć się z tajemniczym Wielkim Bratem. Choć... rozmów nagrywać w ten sposób nie można. Jednak wszystkie dane rejestrowane przez plakietki Humanyze przekazywane są do centrali, gdzie można je zobaczyć w szerszej perspektywie. Administrator wie czy pracownicy są zestresowani (to dzięki mikrofonom i wykrywaniu przez nie tonu czy głośności w jakich prowadzone były dialogi), wie gdzie i kiedy przebywają, a także czy chętnie rozmawiają ze współpracownikami. Naturalnie od śledzenia w świetle prawa musi istnieć wolna strefa — na tę składają się toalety.
Wszystkie te dane pozwolą pracodawcom na lepsze zaprojektowanie biur czy szeroko pojętą optymalizację działań. Ale także automatycznie dają im w garść ogromne ilości danych o pracownikach, które pewnie część wolałaby zachować dla siebie — z różnych powodów.
I tutaj pojawia się pytanie: śledzenie i przesada, a może naturalna kolej rzeczy? W świecie, gdzie wszystko pędzi jak szalone, trzeba jakoś umieć sobie radzić? Na oficjalnej stronie Humanyze znajdziemy kilka studiów przypadków, w których możemy doczytać jak pracodawcy wykorzystali dane z czytników. Dość zaskakujące są jednak wyniki jednego z badań, z którego wynika że 7/10 z przepytanych nie ma problemów z tym, że ich pracodawca będzie wiedział, gdzie aktualnie przebywają. Więcej o metodzie, próbce i innych odpowiedziach związanych ze śledzeniem w trakcie pracy przeczytacie tutaj.
Korzystanie z takich rozwiązań niesie też za sobą całą moc zagrożeń. Co w przypadku jakichkolwiek dziur, ataku hakerów, czy po prostu fałszowania danych? Jak zwykle autorzy obiecują złote góry, ale jak bywa w praktyce — wszyscy wiemy...
Grafika: 1.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu