"Skarb Narodów" to jedna z marek, do której wracam dość regularnie i darzę niemałą sympatią. Obydwa filmy z Nicolasem Cage'em to czysta rozrywka okraszona ciekawymi zagadkami historycznymi i świetnym humorem. Nowy serial "Skarb Narodów: Na skraju jutra" to zupełnie inna... bajka.
Od premiery "Skarbu Narodów" mija 18 lat. Od premiery sequela "Skarb Narodów: Księga Tajemnic" nieco mniej, bo 15, ale to i tak ogrom czasu, bo cały ten okres wyczekiwaliśmy pewnego ruchu i zastanawialiśmy się, czy Disney zdoła nakręcić trzeci film z tą samą obsadą: Nicolasem Cage'em, Dianą Kruger i Justinem Bartha. Tak się nie stało, a w pewnym momencie było jasne, że Cage do roli Bena Gatesa nie wróci. Czy przygotowanie nowej produkcji bez jego udziału miałoby sens?
Wiele osób na pewno odpowiedziałoby, że nie, ale Disney nie pozwala w ostatnich latach marnować się znanym tytułom ze swojego portfolio. Odkurzono więc "Skarb Narodów", akcję umieszczono w czasach obecnych i postawiono na młodą krew. Zupełnie nowa ekipa wspierana przez weterana wyrusza na podobne przygody, co bohaterowie ulubionych filmów. To niby to samo, ale jednak coś zupełnie innego.
Skarb narodów: Na skraju historii - nowy serial na Disney+
Wprowadzenie do serialu jest dość charakterystyczne, a twórcy robili wszystko, by widz poczuł się jak u siebie. Już od pierwszych scen mamy do czynienia z największą zagadką ludzkości, ukrytymi skarbami i niemałą dawką akcji. Oczywistością jest to, że (przedstawione w kilku scenach) wydarzenia z 2001 roku bardzo szybko wpłyną na tych, których losy będziemy śledzić w całej serii. Wśród czwórki głównych bohaterów jest Jess, która straciła ojca w tajemniczych okolicznościach, a 20 lat później dziewczyna wykazuje smykałkę do rozwiązywania zagadek.
Jej najbliżsi przyjaciele i współlokatorzy nadają na podobnych falach, a oglądając kolejne minuty serialu trudno nie odnieść wrażenia, że starano się zachować między nimi podobną dynamikę, jak udało się to zrobić w filmach z Gatesem, Chase i Poolem. Gdyby z bliska przyjrzeć się strukturze i fabule "Skarbu Narodów", to bez problemu wyłapalibyśmy pewne połączenia z gatunkiem teen drama, ale nie było to tak klarowne, ponieważ śledziliśmy losy dorosłych ludzi zakochujących się w sobie lub starających się kogoś uwieść. Tutaj tego rodzaju wątki są podane wręcz na tacy, a to wpływa też na odbiór całości.
Wracają znane twarze z filmów, ale...
Nie napiszę bowiem, że intryga czy sposoby rozwiązywania kolejnych zagadek i łamigłówek rażą w oczy lub irytują. Wręcz przeciwnie, bo dają nawet sporo frajdy i po prostu bawią. Atutem serialu jest też angaż Justina Bartha i Harvey'a Keitela, których znamy z filmów, a także Catheriny Zety-Jones. Dodają oni powagi i fachowości temu projektowi, bo gdyby nie znajome i cenione twarze, gromadka dwudziestoparolatków nie zatrzymałaby mnie przed ekranem. Większość produkcji typu treasure hunt opiera się na tych samych filarach i to przede wszystkim bohaterowie sprawiają, że z przyjemnością kontynuujemy seans.
Czy Skarb Narodów bez Nicolasa Cage'a to Skarb Narodów?
Może pod względem rzemiosła młodym aktorom niczego nie brakuje, ale nie będę bał się napisać, że "Skarb Narodów" to Nicolas Cage, a Nicolas Cage to "Skarb Narodów". To jego powiązanie z historią, to jego relacje z rodziną, to jego charakter i osobowość sprawiały, że całość grała tak dobrze.
"Skarb narodów: Na skraju historii" nie jest serialem złym, bo i pomysł na fabułę i egzekucja tego planu stoją na co najmniej satysfakcjonującym poziomie, ale nic nie stało jednak na przeszkodzie, by całą tę serię nazwać zupełnie inaczej. Delikatne nawiązania do filmowych hitów to zbyt mało, by obudzić tamte emocje, a i dla nowych widzów paczka poszukiwaczy skarbów będzie zbyt mało charyzmatyczna i intrygująca, by młodsze osoby mogły wspominać seans serialu tak dobrze, jak widzowie pamiętający premierę "Skarbu Narodów".
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu