Wprawdzie w swoich dotychczasowych tekstach swoją krytykę usług pocztowych kierowałem bezpośrednio do Poczty Polskiej, jednak wiadomo, że zwykle za źle działające usługi obwinia się ostatnie ogniwo w tym łańcuchu, a więc listonoszy.
Teraz mi głupio, że tak narzekałem na listonoszy… Oto, dlaczego dostajecie zawsze awizo
Czytając też różne komentarze w sieci, można było odnieść wrażenie, że tak to właśnie działa. Zwykle za awiza w skrzynce pocztowej, mimo obecności w domu w czasie doręczenia, obwiniani są przez klientów sami listonosze - nawet nie chciało mu się wejść na piętro i zapukać do drzwi i tym podobne opinie są powszechne w polskiej sieci.
Czy jednak aby słusznie problemy z awizami adresujemy względem listonoszy? Przeczytałem dziś artykuł w Tygodniku Powszechnym (po założeniu konta można przeczytać za darmo), który odsłania nieco kulisy pracy listonosza w Polsce. Wprawdzie dość jednostronnie, bo tylko od tej złej strony, ale to, jakie warunki pracy mają listonosze, o czym autor artykułu dowiedział się bezpośrednio od nich, tłumaczy dość szeroko to, na co tak naprawdę narzekamy.
Pracując od kilku lat zdalnie, osobiście sam mogę to potwierdzić - to reguła. Mimo obecności w domu wielokrotnie sam musiałem udawać się do nie tak bliskiej placówki pocztowej po odbiór poleconego. Okazuje się jednak, że problem w głównej mierze nie leży po stronie samych listonoszy, ale systemu pracy z jakim muszą się mierzyć na co dzień.
Autor wspomnianego artykułu postanowił zgłosić się do Poczty Polskiej w procesie rekrutacji na stanowisko listonosza. We wstępnej rozmowie, dowiedział się o warunkach pracy, według których zwykle listonosze mogą „obsłużyć” swój rewir w trzy, cztery godziny i mają wolne. Jedynie w gorących okresach, na przykład przed świętami, osiem godzin nie wystarczy na rozniesienie wszystkich przesyłek oraz rozliczenie się z niedoręczonych. Wynagrodzenie? Na start 2,4 tys. zł na rękę, a w przypadku wykorzystania własnego samochodu dodatkowo 1,1 zł kilometrówki.
Zanim przejdziemy do źródła powszechnych problemów z awizami, jedna z listonoszek wyjaśnia, iż te kilka godzin pracy w zwykłe dni to mit, często zdarzało się, iż z domu wychodziła po szóstej, w oddziale stawiała się o siódmej i półtorej godziny poświęcała na przygotowanie przesyłek do rozniesienia. Roznosiła je pomiędzy godziną 9 a 15, a po powrocie do oddziału poświęcała godzinę lekcyjną na raport z niedoręczonych.
Jeszcze gorzej to wygląda w przypadku tzw. „Rozbiórek” - tak nazywają listonosze sytuację, gdy dany listonosz choruje i jego rewir oprócz swojego muszą obstawić współpracownicy - bez dodatkowego wynagrodzenia.
W rozmowach z listonoszami przewija się też temat z kilometrówkami. Stawka 1,1 zł jest i tak niewspółmierna do rzeczywistych kosztów, a do tego listonosze mają narzucony maksymalny pułap kilometrów, które listonosz może wpisać jako przejechane. Tak więc już tutaj pojawia się pierwsze wyjaśnienie, które odnosi przynajmniej do jednego problemu - a więc braku drugiego doręczenia, w przypadku nieobecności odbiorcy podczas pierwszej wizyty listonosza.
Problem jest jednak dużo szerszy, bo listonosze na miarę XXI wieku wyposażeni zostali w tablety, na których możemy podpisywać odbiór poleconych, ale dodatkowo listonoszom wgrano w nie trasy, po których mają się poruszać. Z każdego większego odstępstwa od tego szlaku muszą się dokładnie tłumaczyć:
Tablet ma wbity tzw. szlak, czyli trasę, po której ma się poruszać listonosz i z każdego większego odstępstwa trzeba się tłumaczyć. Jak mam mieć kłopoty, bo wracam do kogoś, kogo wcześniej nie zastałem, to wolę wrzucić awizo.
To jeszcze nic, w przypadku zwykłych listów poleconych, praktyki listonoszów wymuszone przez system pracy sprawiają, że można się złapać za głowę:
Wiele razy awiza wypisywałam sobie jeszcze w urzędzie, przed wyjściem w teren. Adresata potem szlag trafiał, bo musiał latać po urzędach, chociaż był w domu. Przykra sprawa, ale jak widziałam, że mam w jeden dzień osiemdziesiąt poleconych z potwierdzeniem odbioru i ze dwie setki zwykłych poleconych, to z góry wiedziałam, że się nie wyrobię. No to setkę się od razu awizowało i już było łatwiej
Tak więc mamy już jak na dłoni odpowiedź, skąd te wszystkie awiza w naszych skrzynkach, mimo że w danym dniu doręczenia byliśmy w domach. Czy to tłumaczy listonoszy? W pewnym sensie tak, wystarczy choć przez chwile wczuć się w ich pracę, by zrozumieć, że z czasem też byśmy odpuścili i poddali się rozwiązaniom, które pozwolą nam wywiązać się z nałożonych obowiązków.
Ryba psuje się od głowy i to ona wymaga głębokiego przemyślenia tematu i stworzenia właściwych warunków pracy, co najważniejsze realnych i pozwalających na świadczenie usług, z których klienci końcowi byliby zadowoleni.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu