Od kilku dni narastało w Sieci podekscytowanie związane z konferencją WWDC, wczoraj można było obserwować apogeum tego zjawiska. Jedni ludzie pisali, ...
Skąd pomysł, że Apple każdą imprezą zmieni świat?
Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...
Od kilku dni narastało w Sieci podekscytowanie związane z konferencją WWDC, wczoraj można było obserwować apogeum tego zjawiska. Jedni ludzie pisali, czego można się spodziewać po imprezie, inni z pasją komentowali. Sytuacja właściwa tylko dla Apple? Nie, to samo dzieje się przed podobnymi wydarzeniami organizowanymi przez Microsoft czy Google. Na pierwszy rzut oka nic nowego, ale odnoszę wrażenie, że z każdą kolejną imprezą rosną wymagania i przeświadczenie, iż tym razem korporacja X zmieni świat.
Wczoraj przez cały dzień śledziłem doniesienia dotyczące WWDC. W tym kontekście lepiej użyć jednak słowa "plotki". Bo to były plotki, spekulacje i domysły: co też przygotowała korporacja z Cupertino? Jak bardzo nas zaskoczy i jaką rewolucję zaserwuje? Jak bardzo ludziom opadną szczęki? Poprzeczka wieszana coraz wyżej, wymienia się coraz więcej segmentów rynku, w których firma miałaby się pojawić i pokazać światu, że potrafi, że i tu zamierza powalczyć.
Ten mechanizm w ostatnich dniach był nakręcany przez znawców i fanów Apple, ale przecież wcześniej obserwowaliśmy podobne zachowanie przed konferencją Google I/O, a jeszcze wcześniej paznokcie obgryzali nerwowo fani Microsoftu: co też pokaże gigant z Redmond? Czy nowy Windows zmieni nasze życie i sprawi, że Ziemia zacznie się kręcić w drugą stronę? Nie zrozumcie mnie źle, nie drwię z firm - bardziej z przeświadczenia niektórych komentujących/fanów, że za chwilę nastąpi coś wielkiego. Potem często słychać jęk zawodu.
Najczęściej nie wynika on z tego, że korporacje nie przygotowały się odpowiednio do premiery, że przez trzy godziny prezentowały ludziom coś niewyobrażalnie słabego. Problem polega po prostu na tym, że ludzie chcą być za każdym razem wbijani w fotel i najpierw sami nakręcają swoje oczekiwania, podsycają nadzieje, a potem mają żal, że nie są one spełniane. Nie rozumieją przy tym, że co kilka kwartałów nie da się stworzyć całkowicie nowych, bardzo świeżych produktów. A już tym bardziej technologii na miarę przełomu.
Czy Apple zmieniło wczorajszą konferencją branżę IT, a szerzej nasze życie? Raczej nie. Czy Apple przygotowało produkty, które powinny ucieszyć klientów i zapewnić firmie zyski? Tutaj odpowiedź powinna już brzmieć "tak". Podobnie można podsumować konferencję Google - nie ma sensu liczyć na nowości na miarę nowego systemu operacyjnego czy iPhone'a, bo do takich prezentacji dochodzi raz na kilka lat. I też nie wiadomo od razu, czy to wypali, czy patrzymy na rzecz, która namiesza w biznesie.
Nie namawiam do tego, by bić brawo korporacjom, gdy tylko na scenie pojawi się jakiś pracownik i powie, że jest dobrze - krytyka jest wskazana, gdy widać, że firma nie ma pomysłu, że goni własny ogon. Trzeba jednak odróżniać ewolucję i dopracowywanie produktów od wciskania ludziom kitu. Tego pierwszego nie można dla zasady nazywać nudą i wtórnością. Należy przy tym pamiętać, że najprostszym sposobem na uniknięcie rozczarowań jest... trzeźwe podejście do tematu i bycie odpornym na plotki. Powtórzę: co kilka kwartałów nie da się zmienić świata. Ba, w tym czasie trudno drastycznie przebudować własną ofertę...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu