Felietony

Skąd pomysł, że Apple każdą imprezą zmieni świat?

Maciej Sikorski

Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...

24

Od kilku dni narastało w Sieci podekscytowanie związane z konferencją WWDC, wczoraj można było obserwować apogeum tego zjawiska. Jedni ludzie pisali, czego można się spodziewać po imprezie, inni z pasją komentowali. Sytuacja właściwa tylko dla Apple? Nie, to samo dzieje się przed podobnymi wydarzeni...

Od kilku dni narastało w Sieci podekscytowanie związane z konferencją WWDC, wczoraj można było obserwować apogeum tego zjawiska. Jedni ludzie pisali, czego można się spodziewać po imprezie, inni z pasją komentowali. Sytuacja właściwa tylko dla Apple? Nie, to samo dzieje się przed podobnymi wydarzeniami organizowanymi przez Microsoft czy Google. Na pierwszy rzut oka nic nowego, ale odnoszę wrażenie, że z każdą kolejną imprezą rosną wymagania i przeświadczenie, iż tym razem korporacja X zmieni świat.

Wczoraj przez cały dzień śledziłem doniesienia dotyczące WWDC. W tym kontekście lepiej użyć jednak słowa "plotki". Bo to były plotki, spekulacje i domysły: co też przygotowała korporacja z Cupertino? Jak bardzo nas zaskoczy i jaką rewolucję zaserwuje? Jak bardzo ludziom opadną szczęki? Poprzeczka wieszana coraz wyżej, wymienia się coraz więcej segmentów rynku, w których firma miałaby się pojawić i pokazać światu, że potrafi, że i tu zamierza powalczyć.

Ten mechanizm w ostatnich dniach był nakręcany przez znawców i fanów Apple, ale przecież wcześniej obserwowaliśmy podobne zachowanie przed konferencją Google I/O, a jeszcze wcześniej paznokcie obgryzali nerwowo fani Microsoftu: co też pokaże gigant z Redmond? Czy nowy Windows zmieni nasze życie i sprawi, że Ziemia zacznie się kręcić w drugą stronę? Nie zrozumcie mnie źle, nie drwię z firm - bardziej z przeświadczenia niektórych komentujących/fanów, że za chwilę nastąpi coś wielkiego. Potem często słychać jęk zawodu.

Najczęściej nie wynika on z tego, że korporacje nie przygotowały się odpowiednio do premiery, że przez trzy godziny prezentowały ludziom coś niewyobrażalnie słabego. Problem polega po prostu na tym, że ludzie chcą być za każdym razem wbijani w fotel i najpierw sami nakręcają swoje oczekiwania, podsycają nadzieje, a potem mają żal, że nie są one spełniane. Nie rozumieją przy tym, że co kilka kwartałów nie da się stworzyć całkowicie nowych, bardzo świeżych produktów. A już tym bardziej technologii na miarę przełomu.

Czy Apple zmieniło wczorajszą konferencją branżę IT, a szerzej nasze życie? Raczej nie. Czy Apple przygotowało produkty, które powinny ucieszyć klientów i zapewnić firmie zyski? Tutaj odpowiedź powinna już brzmieć "tak". Podobnie można podsumować konferencję Google - nie ma sensu liczyć na nowości na miarę nowego systemu operacyjnego czy iPhone'a, bo do takich prezentacji dochodzi raz na kilka lat. I też nie wiadomo od razu, czy to wypali, czy patrzymy na rzecz, która namiesza w biznesie.

Nie namawiam do tego, by bić brawo korporacjom, gdy tylko na scenie pojawi się jakiś pracownik i powie, że jest dobrze - krytyka jest wskazana, gdy widać, że firma nie ma pomysłu, że goni własny ogon. Trzeba jednak odróżniać ewolucję i dopracowywanie produktów od wciskania ludziom kitu. Tego pierwszego nie można dla zasady nazywać nudą i wtórnością. Należy przy tym pamiętać, że najprostszym sposobem na uniknięcie rozczarowań jest... trzeźwe podejście do tematu i bycie odpornym na plotki. Powtórzę: co kilka kwartałów nie da się zmienić świata. Ba, w tym czasie trudno drastycznie przebudować własną ofertę...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

konferencjaplotkipremiera