Po co pracujemy? Gdybym przeprowadził wśród ludzi sondę na ten temat, zapewne najwyżej punktowaną odpowiedzią byłaby: "żeby mieć pieniądze". Nic w tym...
Internetowe pożegnanie z pracodawcą
Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...
Po co pracujemy? Gdybym przeprowadził wśród ludzi sondę na ten temat, zapewne najwyżej punktowaną odpowiedzią byłaby: "żeby mieć pieniądze". Nic w tym dziwnego - jest to nasza podstawowa motywacja, by wstawać wcześnie rano, przejść przez zakładową bramę, czy też oszklone drzwi w biurowcu. Niektórzy pracują również dla przyjemności, rozwijania swoich pasji. Mało kto chyba pracuje z nudów, prawda? Zatrudnienie to nie tylko cykliczne akty odbijania zakładowych kart, regulaminowe osiem godzin i samo wykonywanie pracy. To także kontakty z osobą, która nam możliwość zarobkowania dała.
Przeklęty Internet
Dobry znajomy rodziny ma średnią firmę, w której zainteresowani mogą znaleźć oferty pracy za granicą, głównie w branży spożywczej. Jest jakby "pośrednikiem", wynajmuje swoich pracowników w dużych zakładach, przy okazji dba o ich zakwaterowanie oraz wyżywienie. Utrzymuje kontakty z firmami zagranicznymi, by dać możliwość dorobienia sobie nieco więcej - w Polsce kokosów przecież się nie zbija. Zwłaszcza przy prostych pracach fizycznych typu: "tu sprzątnij, to przerzuć tutaj, tu zrób tak". Ci, którzy nie znajdują szczęścia w kraju, próbują na zachodzie.
Rozmawia ze mną i tatą. Skarży się na rotację wśród pracowników. Pracują na krótkich umowach, często po pierwszej wypłacie "uciekają" i trzeba szukać nowych osób do jednego zakładu. Nierzadko trzeba przenosić starszych stażem tam, gdzie występują braki. Gdyby tylko o to chodziło - według niego byłoby dobrze. Mimo braku skarg, dbania o odpowiednie warunki noclegu, dobrego kontaktu z wewnątrzfirmowymi "brygadzistami" oraz terminowych wypłat w Internecie uprawiany jest swoisty festiwal "gorzkich żali". Że kradnie, że oszukuje na wypłatach, że ta nowa "beemka" to pewnie za to, co ludziom wydarł. Mówi, że negocjuje wyższe ceny z zakładami, bo pracownik z reguły jest wybredny. Naturalnie, pójdzie tam, gdzie więcej płacą.
W Internecie puszczają hamulce
Pracując w mediach codziennie mam styczność z tym, jak wygląda komunikacja przypadkowych "dusz" w Internecie. Celowo mówię "dusze", bo w zdecydowanej mniejszości są ludzie, którzy pod komentarzami podpisują się z imienia i nazwiska. Nie muszę chyba nikomu udowadniać tego, że taki człowiek z reguły jest mniej skory do napisania wulgarnego, nienawistnego komentarza, niż osoba, która nie podpisze się wcale. I o ile "anonimowość" działa głównie na korzyść komentującego, tak nie ma to znaczenia dla adresata takiego wykwitu. Czy napisze to anonim, czy też nie - boli tak samo. Wiem po sobie - jeszcze trochę brakuje mi do perka stalowe pośladki.
Dużo gorzej mają pracodawcy właśnie, bowiem wcale nie tak mało osób jeszcze przed złożeniem papierów czyta komentarze w Internecie. Na co trafia? Absolutne pomieszanie z poplątaniem, doprawione suto dziegciem, gdzieniegdzie oblane miodem. Z moich obserwacji wynika, że najwięcej nieprzychylnych komentarzy jest tam, gdzie zaciągają się mniej wykwalifikowane osoby. Tam również najwięcej jest skarg na szacunek do pracownika, skromne wypłaty i atmosferę w pracy. Zaraz podniosą się głosy, że przecież to powszechne - ludzie niewykształceni są najczęściej "gnojeni" przez pracodawców, krojeni na wypłatach i straszeni. Szacunek do pracownika to temat na inny artykuł, zapewne niepasujący absolutnie do Antyweba. Mogę jednak rzec ze swoich poprzednich doświadczeń w tej kwestii - lichutko z tym w naszym kraju. Szczególnie w miejscach, gdzie pracuje właśnie mniej wykwalifikowana kadra.
Problem istnieje, ale w mniejszym już nieco nasileniu w firmach, gdzie pracują ludzie po dobrych studiach, rzeczywiście coś potrafiący. Satysfakcja z pracy jest - bo i robi się coś, co odpowiada naszym umiejętnościom za w większości wyższe wynagrodzenie. Często z tego powodu też przymyka się oko na słabą atmosferę wśród pracowników, czy też "widzimisię" szefostwa. Problem również istnieje w zamkniętych środowiskach, branżach, ale ma charakter ukryty. Jakiekolwiek narażenie się na niełaskę w branży zaowocować może późniejszymi problemami ze znalezieniem odpowiedniego miejsca do zagrzania, stąd też ludzie albo kryją się ze swoimi przemyśleniami, albo komentują takie sprawy po cichu, w zaufanym gronie. Rzadko w Internecie, gdzie w wypadku zamkniętych społeczności łatwo idzie rozpoznać, kto jest autorem danego wpisu.
Ach, ta wolność słowa
Nic nie mam do tego prawa - absolutnie. Jednak problemem jest to, gdy dana nam wolność staje się również narzędziem do wojowania. Najgłupsze, najbardziej nienawistne i ogólnie słabe wypowiedzi można podciągnąć pod "wolność". Ktoś zaraz powiem, że równie swobodnie możemy mówić o innych tematach, również o miejscach zatrudnienia, właścicielach firm, itp. Nierzadko jednak są to mające mało wspólnego z prawdą wpisy - niby pracodawca wyrzucił, bo człowiek upominał się o zaległą wypłatę. Nie do końca tak było - w miejscu noclegu, gdzie odpoczywali pracownicy obowiązywał absolutny zakaz picia alkoholu. Tymczasem właściciel motelu uskarżał się na notoryczne libacje w jednym z pokoi. Nie chcę jedynie bronić pracodawców - oni również wiele mają za uszami. Ale... jak w takim gąszczu szukać wiarygodnych wypowiedzi?
Grafika: 1, 2, 3
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu