Graczem jestem raczej tylko od święta. Po pierwsze - nieco szkoda mi mojego czasu na granie w gry, a poza tym - nie potrafię się w to wciągnąć jak moi koledzy z branży. Jedyne nowe tytuły jakie potrafię zaakceptować i cieszyć się nimi, to m. in. FIFA, seria Halo, Splinter Cell, Fallout. Może i jestem nudny, ale raczej kieruję się sentymentami - nie widzę nic złego w graniu w naprawdę stare tytuły. Sięgnąłem pamięcią i... od wczoraj zagrywam się w Shogo: Mobile Armed Division.
Gra z 1998 roku. Brzydka jak noc. Stara jak świat. Grywalna jak jasna cholera
Ale w czasach, kiedy Shogo miało swój okres świetności - nikt nie narzekał na grafikę. Pomieszanie możliwości pierwszego Lithtech'a oraz cukierkowego anime wyszło twórców naprawdę nieźle. Nowatorskie rozwiązanie polegające na zmiksowaniu sterowania mechem i kierowaniem poczynaniami człowieka z krwi i kości dawało satysfakcje. Dostępne w tytule bronie - różne dla mecha i człowieka cieszyły, podobnie jak niegłupia, choć miejscami naiwna fabuła.
Nie chcę się rozwlekać Wam tutaj na temat wspomnianej fabuły, która tyczy się i miłości i przyjaciół i walki dobra ze złem. Okazuje się potem jednak, że dobro i zło nie są wcale takie czarno białe, jakby się mogło wydawać i ostatecznie twórcy gry postawią nas przed wyborem - czy być lojalnym żołnierzem, czy jednak dołączyć do rebelii. Tym z Was, którzy w Shogo: Mobile Armed Division nie grali, szczegółów spoilować nie będę. Jeżeli jesteście fanami FPS-ów - niekoniecznie ładnych, ale kosmicznie grywalnych, chyba muszę Wam polecić ten tytuł.
Weźcie pod uwagę jednak to, że jest to naprawdę stara produkcja. Już niedługo stuknie jej... 20 lat. A tymczasem - fanom klasycznych shooterów powinna przypaść do gustu. Prosta mechanika gry, mnóstwo broni, ciekawa fabuła i jedyny w swoim rodzaju klimat stanowią solidne argumenty za tym, by albo sobie Shogo przypomnieć, albo z tytułem się zapoznać.
Dodatkowo - nie ma problemów z działaniem gry na nowszych systemach. Jednak po tym, jak zainstalujecie grę, potrzebne może być zaimplementowanie oraz skonfigurowanie dgVoodoo tak, aby uzyskać odpowiednią wydajność w grze. Okazuje się, że na niektórych nowych konfiguracjach liczba klatek spada do około 15, a i często są komunikowane różne błędy.
Doskonała oprawa dźwiękowa dopełnia tytułu - wszystko oczywiście jest zachowane w klimacie japońskich filmów animowanych. Nie jest to oczywiście shooter na długie godziny, jak chociażby seria Half-Life, jeden wieczór może wystarczyć na "ogarnięcie" całego gameplayu. Jednego jest mi jednak szkoda - braku sequela, choć Monolith takowy zdawał się zapowiadać, m. in w grach z serii Fear, gdzie naukowcy nosili koszulki mogące obwieszczać rychłe wydanie kontynuacji. Tak się jednak nie stało, a Shogo owiało się legendą. Niektórzy twierdzą, iż szkoda, że tak obiecujący tytuł został pogrzebany i zapomniany. Inni natomiast uważają, że produkcji wyszło to na dobre. Zawsze przecież sequel mógł być zauważalnie gorszy od pierwowzoru. A może jednak... kiedyś?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu