Felietony

Seriale nigdy nie miały się lepiej i... gorzej jednocześnie

Kamil Świtalski
Seriale nigdy nie miały się lepiej i... gorzej jednocześnie
Reklama

Nigdy jeszcze nie tworzono tak wielu seriali, jak obecnie. Nigdy też ich twórcy nie musieli zmagać się z problemami takimi, które teraz na nich spadły...

Wraz z rosnącą popularnością platform streamingowych, takich jak Disney+, Netflix czy HBO Max, pojawia się coraz większa dyskusja dotycząca kwestii usuwania treści z ich bibliotek. Dosłownie kilka tygodni temu Disney+ podjął kontrowersyjną decyzję o usunięciu seriali i filmów z platformy. I prawdopodobnie nie byłoby w tym nic zaskakującego gdyby nie fakt, że nie były to treści, do których dostęp kupowali czasowo. Chodziło o ich własne produkcje. Ta strategia wywołała mieszane reakcje i postawiła dużo pytanie: dlaczego? Jak to zwykle bywa, jeśli nie wiadomo o co chodzi... to chodzi o pieniądze. I jak się okazuje: nie są to wcale żadne drobniaki.

Reklama

Usuwanie seriali z VOD po prostu się Disneyowi opłaca

Usuwanie mniej popularnych treści z bibliotek streamingowych przynosi platformom oszczędności — nawet kiedy mowa o ich autorskich produkcjach. Bo o ile nie muszą opłacać żadnych licencji, to wciąż należne twórcom tantiemy potrafią być kosztowne. W przypadku Disney+ szacuje się, że usunięcie kilkudziesięciu seriali z katalogu przyniesie im oszczędności wysokości 1,5 miliarda dolarów rocznie. Dodatkowo: będą je mogli odpisać od podatku, co pozwoli platformie zaoszczędzić na kosztach utrzymania tych treści w serwisie. Kluczem do usuwania treści wydają się te, które cieszą się mniejszą popularnością. Brak hype'u nie służy ani leżącym odłogiem na serwerach plikom, ani tym bardziej... zarabianiu na gadżetach, które można by z nimi wyprodukować. Ale niestety, nie każdemu udaje się być Gwiezdnymi Wojnami.

Fani mają dość. Wracamy tam, skąd uciekliśmy

Jak można się było spodziewać, usuwanie treści z platform streamingowych wywołuje wśród fanów ogrom frustracji. Przez lata przywykliśmy już do tego, że rzeczy dostępne w sieci niekoniecznie będą tam na nas czekać wiecznie. Utrata dostępu do tamtejszych treści nie jest niczym specjalnie nowym. Co gorsza — jako użytkownicy... kompletnie nic z tym nie możemy zrobić. Bo o ile z wielu cyfrowych sklepów nawet po wycofaniu towaru mogą się cieszyć nimi ci, którzy je zakupili — o tyle w przypadku abonamentów sprawa nie jest taka prosta. Często po skasowaniu z platformy VOD, treści kompletnie znikają z legalnego obiegu. Sfrustrowani są nie tylko widzowie, ale też... twórcy, których prac nie można nigdzie znaleźć. A przynajmniej: nie oficjalnie.

I niestety, wracamy do początku, czyli... piractwa. Bo podobnie jak to ma miejsce w przypadku części gier wideo, wszystko wskazuje na to, że niebawem tylko ono zapewni dostęp do niektórych filmów i seriali. To materiały, które nigdy nie wpadły w pętlę telewizyjną — dlatego nawet szansa upolowania ich na losowych kanałach jest dość... nikła. Tym samym jedyną szansą na dostęp do treści pozostają szemrane źródła. Bo przecież tutaj mówimy o produkcjach, które nigdy nie doczekały się nawet fizycznych wydań.

VOD na odpady?

Czekam na dzień, gdy któryś z dużych graczy odważy się stworzyć VOD na odpady. Taką platformę, której oferta będzie się ograniczać wyłącznie do filmów i seriali porzuconych przez ich zleceniodawców. Odrzuty z Disneya, HBO, Netfliksa i spółki. Ironią losu byłoby to, gdyby użytkownicy znajdowali tam perełki, które przy hitach pokroju Sukcesji, Squid Game czy Mandaloriana umknęły szerszej publiczności. Bo smutne realia są takie, że tak długo jak nie zdobędą one odpowiedniej popularności — o fizycznych wydaniach raczej możemy tylko pomarzyć. Już teraz mniejsze platformy przejmują ciekawe seriale. Czy podobne historie czekają "Willow", "Dollface" i spółkę?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama