Felietony

Serial, który zmienił wszystko. U mnie i na rynku telewizji. 15-lecie Lost - Zagubieni

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

Reklama

Wrzesień 2004 roku był wyjątkowym okresem dla każdego widza. Nawet jeśli nie oglądał jeszcze wtedy seriali i miało to nastąpić dopiero kilka lat później, to wyemitowany 22 września piętnaście lat temu pierwszy odcinek Lost - Zagubieni zmienił wszystko.

Jeden z najdroższych odcinków w historii

Budżet na poziomie 14 milionów dolarów za pilota, jak określa się pierwszy, otwierający serial odcinek, to dziś suma nie robiąca na nikim wrażenia (tyle kosztują dzisiaj epizody Gry o tron), ale okoliczności były naprawdę wyjątkowe. Po pierwsze, był to 2004 rok, czyli okres, w którym o serwisach VOD myślano zupełnie w innych kategoriach. Po drugie, za projektem stała ogólnodostępna stacja ABC, która nie miała prawa konkurować z takimi szychami jak HBO czy Showtime pod wieloma względami.

Reklama

Rozbijający się na tajemniczej wyspie samolot dał jednak początek zupełnie nowemu rozdziałowi seriali, w którym postawienie z góry dużych pieniędzy na zupełnie świeży projekt nie było już takim szaleństwem. Jeśli scenariusz wymagał przygotowania nietypowej (czytaj drogiej) scenografii, często odkładano go na półkę, ale jakimś cudem J. J. Abrams i Damien Lindelof przekonali włodarzy ABC, że ta inwestycja się opłaci.

Doskonale pamiętam premierę Zagubionych w Polsce. Zanim emitowała ich TVP 1, wcześniej serial można było oglądać na AXN, ale to właśnie Telewizji Publicznej zawdzięczam swój ulubiony serial. Zgadza się. Lost do dziś zajmuje zaszczytne pierwsze miejsce w moim osobistym rankingu, mimo że od tamtej pory widziałem wiele, naprawdę wiele lepszych produkcji. Nostalgia i sentyment w połączeniu z wyjątkowymi wspomnieniami z wyczekiwanych seansów robi jednak swoje i nie sądzę bym kiedykolwiek zastąpił Zagubionych czymkolwiek innym. Co więcej, to właśnie dzięki niemu dałem się wciągnąć w ten świat, bo od razu zacząłem szukać nowych seriali i je na bieżąco śledzić. Pasja trwa do dziś.

Cotygodniowe premiery, blogi i forum

Czwartkowe wieczory, gdy w ramówce TVP 1 gościły dwa nowe odcinki Lost, były najlepszym okresem z całego tygodnia. Seans poprzedzony był jednak wieloma godzina spędzonymi w sieci na blogach i forach, gdzie toczyły się niezliczone dyskusje pełne teorii i analiz. Zagubieni momentalnie wciągali nowych widzów tajemniczością - skąd u licha na tropikalnej wyspie wziął się niedźwiedź polarny? Albo czym jest czarny dym? Skąd pochodzi światło we włazie i co to takiego, ta Dharma Initiative?

Kolejne odcinki były festiwalem nieodkrytych tajemnic, z których duża część nigdy nie została odkryta. Wielu widzom to się nie spodobało, podobnie jak zamknięcie serialu, które okazało się być jednym z najczęściej przewidywanych rozwiązań. Ale tak zwane flashbacki czy flashforwardy, czyli retro- i futurospekcje były nową jakością, którą później wielokrotnie wykorzystywano w innych produkcjach. Naturalnie Lost nie był pierwszym serialem, który coś takiego zawierał, ale sposób wmontowania tych scen w odcinek zawsze uważałem za jedną z najważniejszych zalet Zagubionych.

To prawda, że w pewnym momencie scenarzyści przekombinowali. To prawda, że sezony 4. i 5. nie spełniły pokładanych w nich oczekiwań (chociaż wiem, że inni wskazaliby inne lub więcej serii), ale koniec końców Lost potrafił oczarować i długo nie puszczał. Wśród rozbitków lotu 815 linii Oceanic Airlines znalazło się wiele fantastycznych postaci, jak przesympatyczny Hugo, czasem-irytujący Jack czy pragmatyczny Sawyer. Gdy wprowadzono Benjamina Linusa do obsady dołączył fenomenalny Michael Emerson. Być może pod względem realizacyjnym Lost nie wypadał wyjątkowo, o tyle ścieżkę dźwiękową Michaela Giacchino potrafię nucić pod nosem do dziś.

Gdy w lutym tego roku zasugerowano, że światowy fenomen mógłby powrócić, nie zabrakło głosów oburzenia. Na przekór większości uważam, że potencjał na nową historię w tym świecie jest całkiem spory, lecz obawiam się jedynie wykonania, bo jak pokazuje nowy Prison Break czy Z archiwum X, takie come backi wcale na zdrowie nikomu nie wychodzą.

 

Reklama

 

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama