Samsung Galaxy S20 FE to telefon-zagadka. Co Samsung chciał osiągnąć wypuszczając go na rynek? Po tym, jak zapoznałem się z nim na pokazie przedpremierowym - myślę, że znam na to pytanie odpowiedź.
Patrząc po statystykach odsłon, Samsung Galaxy S20 FE wzbudził wasze spore zainteresowanie. I nie dziwne. Samsung bardzo dobrze widzi, że konkurencja nieco mu odjechała w temacie "dobre podzespoły i niewygórowana cena". Samsung S20 Fan Edition jest więc pozycjonowany jako takie właśnie urządzenie. W końcu w wariancie z Exynosem 990 za 2899 zł mamy tu całkiem porządny zestaw aparatów, flagowy procesor i bardzo dobry ekran. Oczywiście, gdzieś musiano pójść na kompromisy, by taki zestaw skomponować. Mamy tu więc zaledwie 6 GB pamięci RAM, 128 GB pamięci na dane i obudowę z plastiku. Tyle teoria i specyfikacja. Jak jednak Galaxy S20 FE prezentuje się na żywo? To miałem okazję sprawdzić na przedpremierowym pokazem, który miał miejsce w Muzeum Selfie.
Samsung Galaxy S20 FE - jest... kolorowo
Pierwsze co rzuca się w oczy, to liczba wariantów kolorystycznych, w jakich zadebiutuje Galaxy S20 FE. Mamy tu więc różowy, biały, granatowy, czerwony, pomarańczowy oraz zielony, którego niestety nie udało się znaleźć na pokazie.
I o ile faktem jest, że tył S20 FE jest z plastiku, to trzeba przyznać, że jest to plastik bardzo dobrej jakości i bardzo przyjemny w dotyku. Nie jest śliski, ma swoją teksturę która nie tylko poprawia chwyt, ale też sprawia, że w żadnym wypadku telefon nie wydaje się być wykonany "tanio". Mi najbardziej podobał się w wersji czerwonej, co jest odstępstwem od reguły, że zawsze kupuję czarne telefony.
Kolejną rzeczą, którą się zauważa, jest wspomniany już ekran, Ma On wymiary 20:9, przez co telefon jest smukły i nawet przy przekątnej 6,5 cala wydaje się... zaskakująco poręczny. Ekran to oczywiście Super AMOLED FHD+ z częstotliwością odświeżania 120 Hz. Nie ma się tu więc do czego przyczepić, ponieważ Samsung przyzwyczaił nas do tego, że w tej dziedzinie jest zawsze bardzo dobrze niezależnie od półki cenowej.
Oczywiście podczas krótkiego pokazu nie miałem okazji przetestować tak szeroko omawianych różnic pomiędzy Snapdragonem 865 a Exynosem 990, jestem jednak zdania, że wypuszczenie telefonu w obu wariantach na polski rynek pozwoli raz na zawsze ustalić, kto w tym sporze ma rację - Samsung czy osoby składające petycje.
Przechodząc jednak dalej - mamy aparaty. Na "szybko" jedyne, co mogę powiedzieć to to, że w tym aspekcie oszczędności były poczynione z głową. Na ekranie smartfonu fotki wyglądały bowiem bardzo fajnie. Jak będzie przy większym powiększeniu - zobaczymy. Nie od dziś wiadomo jednak, że nie trzeba 48, 64 czy 108 Mpix by zrobić dobrze wyglądające zdjęcie - liczy się dobry obiektyw i odpowiednio duża matryca. Dlatego Samsung ze swoją wiedzą o tym, jak robić flagowe aparaty może z zestawem 12, 12 i 8 Mpix sporo namieszać w tej klasie cenowej.
Powstaje więc pytanie - dla kogo jest ten smarfon. Pierwsza odpowiedź - dla młodzieży oczywiście. Nic tak bowiem nie krzyczy "młodzieżowy telefon" jak kolorowe obudowy i premiera w Muzeum Selfie. Jednak nie jestem zdania, żeby to do końca zgadzało się z prawdą. Dużo bardziej uważam, że FE jest właśnie dla... fanów Samsunga. Osób, które nie siedzą i nie porównują po nocach tabelek by zobaczyć, który producent oferuje więcej MHz, GB, mAh i Mpix. Jest przeznaczony dla osób, które nie chcą wydać fortuny, a mieć telefon, który "działa" i "wygląda". Wróć - nie jakikolwiek telefon, a Samsunga. Bo przyzwyczaiły się do interfejsu, są przywiązane do marki i nie chcą ryzykować zmiany. Dla nich jest Samsung Galaxy S20 FE z Exynosem 990. Będą one na pewno zadowolone z jakości zdjęć, szczególnie na pięknym ekranie. Na 6 GB RAM machną zapewne ręką, ponieważ i tak nie uruchomią na nim programu, który by to zutylizował.
Powstaje więc pytanie - dla kogo jest o 500 zł droższa wersja, która jedyne, czym różni się od tańszej to obsługa sieci 5G dzięki zastosowaniu Snapdragona 865. Szczerze? Nie wiem.
I jestem przekonany, że nawet w Samsungu tego nie wiedzą.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu