Samsung

Samsung nadal nie wie, co nawaliło w Galaxy Note 7. To spory problem

Maciej Sikorski
Samsung nadal nie wie, co nawaliło w Galaxy Note 7. To spory problem
36

Południowokoreański Samsung od paru miesięcy zmaga się z aferą wokół flagowego Galaxy Note 7, który musiał być wycofany z rynku z powodu zagrożenia pożarem/wybuchem. Straty wizerunkowe i finansowe są (i będą) ogromne, ale firma ma jeszcze jeden kłopot: nie jest w stanie ustalić, gdzie popełniono błąd i co wywołuje samozapłon. To źle wróży przyszłym produktom.

Samsung po tej aferze stanie się pewnie bohaterem książek i wykładów z różnych dziedzin. To będzie wpadka, którą przeanalizują eksperci na wszelkie możliwe sposoby, którą prześledzi konkurencja od A do Z. I trudno się temu dziwić - straty, jakie zanotuje gigant mogą być porażające: spadki na giełdzie już wyniosły 20 mld dolarów, straty spowodowane uśmierceniem Note'a 7 i akcją ściągania go od klientów to podobno minimum 5 mld dolarów. Pojawia się jednak pytanie o to, co będzie dalej: jak ten wypadek wpłynie na bliższą i dalszą przyszłość?

Korporacja podobno nie zamierza uśmiercać linii, która stała się ikoną, w przyszłym roku pojawi się następca siódemki, prawdopodobnie będzie nawet dostępny w bardzo atrakcyjnej cenie dla klientów, którzy kupili Note 7. Zastanawia przy tym, jak firma będzie numerować ten model - w ich ofercie jest już tablet o podobnym oznaczeniu, może się zrobić zamieszanie. To jednak mniejszy problem, niż sama eksplozja. Ta bowiem nadal nie została do końca wyjaśniona. O sprawie kilka dni temu pisał The Wall Street Journal. Sieć obiegło zwłaszcza to zdanie:

Samsung still doesn’t have a conclusive answer for what’s causing some Note 7s to catch fire.

To poważna sprawa. Nawet bardzo poważna. W artykule wspomina się nawet o wstrzymaniu prac nad Galaxy S8. Chociaż wstrzymanie jest tu nieodpowiednim słowem - bardziej chodzi o opóźnienie. Firma chce mieć pewność, wiedzieć dokładnie, gdzie popełniono błąd, by ustrzec się kolejnej afery. Przecież to S8 ma być księciem na białym koniu, który przekona wszystkich, że Samsung ma się dobrze i firmie nadal można ufać. Gdyby i ta słuchawka była nękana przez jakieś niedoróbki albo ukryte wady, to Samsung wpadłby w naprawdę duże tarapaty.

Nie dziwią zatem opóźnienia i szukanie usterek w Note 7. Bardziej zastanawia to, że firma nadal nie wie, co się stało. Nie wyklucza się, że błąd ma związek z samym akumulatorem, ale coś mogło nawalić w sofcie lub już na etapie projektowania całości sprzętu, upychania poszczególnych komponentów w takiej obudowie. Praca pewnie wre, sztaby inżynierów badają to na wszelkie możliwe sposoby. A inne działy zastanawiają się, jak "przykryć" wpadkę, jak utrzymać przy sobie klientów i sprzedać im smartfony w 2017 roku. Możliwe, że kolejny sezon będzie dobrym czasem na zakup Samsunga - ceny powinny być atrakcyjne...

Trudno dzisiaj stwierdzić, czy Samsung stał się ofiarą pośpiechu, tempa, które sam sobie narzucił czy też zwyczajnie miał pecha i zareagował radykalnie zbyt wcześnie. Wydaje się przecież mało prawdopodobne, by kłopot dotyczył sporego odsetka smartfonów z milionów, jakie trafiły na rynek. Z jednej strony lepiej dmuchać na zimne, z drugiej, należy przyjąć, że część doniesień o pożarach i wybuchach była wymyślona czy powielona. Top menedżerowie korporacji pewnie do teraz zastanawiają się, czy podjęli słuszną decyzję. Ale jest już po fakcie, czasu się nie cofnie, można najwyżej minimalizować straty. A do tego potrzebne jest szybkie określenie, co nawaliło i zakomunikowanie tego. Tak, by w mediach pojawił się jasny przekaz: firma wie, co zrobiła źle, w kolejnych modelach ten błąd już się nie pojawi. W przeciwnym razie klienci mogą się długo zastanawiać, nim wyciągną portfel, by kupić Galaxy S8. W jeszcze większym stopniu dotyczy to Note'a 8. Ależ się porobiło...

Na razie korzystać może konkurencja: oto smartfony, które mogą zastąpić Note'a 7

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Samsungwybuchgalaxy note 7