Kurz powstały po aferze z Note'em 7 w roli głównej już powoli opada, jednak do Sieci wyciekają kolejne informacje na temat kulisów całej sprawy. Wszystko poszło tak źle, że aż Samsung musiał zdecydować się na ostateczny krok - zaprzestanie sprzedaży oraz produkcji tych smartfonów. Przyznanie się do porażki i organizacja programu naprawczego wygląda świetnie PR-owo, ale trzeba wiedzieć o tym, że nie wszystkie zagrywki producenta mogły być w stu procentach "czyste".
Oto jak bardzo Samsungowi zależało, by ukryć aferę z Note'em 7 w roli głównej
Bardzo ciekawie sprawa przedstawia się w Chinach, gdzie Samsung również sprzedawał swojego Note'a 7. I tam również dochodziło do awarii, w trakcie których Note 7 potrafił bez powodu się zapalić. Jednak, gdy tylko afera z Note'ami w roli głównej w ogóle ujrzała światło dzienne, Samsung utrzymywał, że żaden ze sprzętów sprzedanych w Państwie Środka nie jest dotknięty owym defektem. Stąd też, ogólny program naprawczy nie objął tego kraju. Jak się następnie okazało, był to błąd, który Samsungowi wcale nie przysporzył sympatii klientów.
Mało tego, jak się okazuje - jeden z klientów, którego Note 7 eksplodował, po kontakcie z Samsungiem jeszcze tego samego dnia został odwiedzony przez pracowników firmy. Ci oferowali mu 900 dolarów rekompensaty - jak podaje poszkodowany Zhang Sitong - w zamian za milczenie. Okazało się bowiem, że tuż przed tym, jak telefon ostatecznie stopił się na oczach klienta i jego kolegi, zdążyli oni nakręcić film. Samsung optował za tym, by filmu nie publikować w Internecie i jak uważa Sitong, pieniądze nazwane "rekompensatą" miały być jednocześnie polisą ubezpieczeniową dla giganta, za pomocą której chciał sobie wykupić dalsze nierozprzestrzenianie tej informacji.
Użytkownik utrzymuje, że korzystał z Note'a 7 w prawidłowy sposób i w pewnym momencie urządzenie zaczęło drżeć i dymić. Szybko upuścił je na podłogę, lecz zdążył wraz z kolegą nagrać film z całego zdarzenia. Gdyby tylko klient Samsunga ociągał się z odrzuceniem urządzenia, prawdopodobnie skończyłoby się to poważnymi poparzeniami. Strach pomyśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby telefon aktualnie znajdował się w kieszeni, a Sitong by tego nie zauważył. Co więcej, poszkodowany dodaje, iż z powodu zapewnień firmy o tym, że chińskie egzemplarze są wolne od wady, mimo wszystko zdecydował się na Note'a 7. To ze strony użytkownika okazało się być bardzo poważnym błędem.
Sprawdza się zatem to, o czym pisałem. W postępowaniu Samsunga można doszukać się pewnych pozytywów. Oczywiście, plan naprawczy był całkiem zgrabną zagrywką, która spaliła na panewce - Note'a 7 nie udało się "odratować" i co więcej, sam producent ma problem z jednoznacznym wskazaniem głównego problemu powodującego samozapłon słuchawek. Niemniej jednak - mimo odpowiedniej reakcji firmy w mediach, okazuje się, że nie wszystkie zagrywki firmy mogły być czyste. Niestety.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu