Motoryzacja

Od 2025 roku koniec z nowymi samochodami z silnikami spalinowymi? Są już takie pomysły

Maciej Sikorski
Od 2025 roku koniec z nowymi samochodami z silnikami spalinowymi? Są już takie pomysły
Reklama

Samochód elektryczny podstawą transportu? Tak widzą to niektórzy politycy w Holandii. Część przedstawicieli tamtejszej Partii Pracy zaproponowała, by od roku 2025 wprowadzić zakaz sprzedaży aut z silnikami spalinowymi. Oznacza to, że sprzedaż np. diesli stałaby się nielegalna. Radykalne posunięcie. Zwłaszcza, że nie mówimy o odległej perspektywie - przecież chodzi o niecałą dekadę...

Holendrzy szokują

Tak, szokują. Ja byłem zdziwiony, gdy przeczytałem o tych staraniach części socjaldemokratów. Bo nie mówimy w tym przypadku o petycji jakiejś grupy ekologów, lecz o dyskusji, która odbywa się w holenderskim Parlamencie. Szanse na przeforsowanie zmian są niewielkie, nawet we wspomnianej partii inicjatywa nie ma pełnego poparcia. Ale wrażenie robi już sam fakt wypłynięcia takiej idei. Przy tym nie jest to dobre wrażenie, inicjatywa może zrobić więcej złego niż dobrego.

Reklama

Według zwolenników zmian, należałoby zakazać sprzedaży nowych samochodów "emisyjnych". To oznaczałoby koniec z dealerami handlującymi pojazdami z silnikami zasilanymi ropą, benzyną czy gazem. Już za 9 lat. Wielka zmiana dotycząca rynku, który nie przystosowuje się do nowego w szybkim tempie. Owszem, Holandia to nie jest wielki kraj, nie mówimy o rynku niemieckim czy francuskim, ale zmiana i tak wywołałaby wstrząs. To chyba skok na zbyt głęboką wodę, grono niezadowolonych z "rewolucji" byłoby większe niż grupa tych ukontentowanych.

Po kieszeni mogłyby dostać nieprzystosowane koncerny motoryzacyjne, koncerny paliwowe (a przypominam, że Shell to gigant należący m.in. do Holendrów), mniejsze i większe firmy z rynku motoryzacyjnego czy te działające w szeroko pojętych usługach - np. w handlu. Te biznesy zrobiłyby pewnie wiele, by nie dopuścić do szybkich przemian w biznesie. Osobną kwestią jest to, czy do tych decyzji byłaby przygotowana m.in. holenderska infrastruktura, której pewnie daleko do sytuacji zaistniałej na Manhattanie. I czy należy stosować metodę kija zamiast marchewki. Samochód elektryczny wpychany na rynek siłą może do siebie zniechęcić.

Tesla Model 3 wiosny nie czyni

Kilka dni temu zaprezentowano "tanią Teslę". Pojazd ciekawy, zapowiadający coś nowego. Koncerny motoryzacyjne, ci starzy wyjadacze, prezentują swoje "odpowiedzi" na poczynania Tesli, ale ten biznes nadal jest w powijakach. Rewolucją nie jest tu ani oferta Tesli, nie będzie nią także piętnaście pojazdów elektrycznych od japońskich, amerykańskich i niemieckich koncernów - biznes dopiero się rozkręca i potrwa to dekady. Rynek pójdzie w tym kierunku, bo te rozwiązania mogą po prostu okazać się lepsze. Wiadomo jednak, że nie od razu Kraków zbudowano...

Na razie jesteśmy uzależnienie od ropy czy węgla i tego nie da się zmienić w ciągu dekady. To nie jest film czy książka, na tak radykalne posunięcia nie ma co liczyć, bo są one po prostu niewykonalne. A w znacznej mierze także niebezpieczne i zwyczajnie szkodliwe. Wprowadzając przepisy podobne do tych zaproponowanych w Holandii, przydałyby się dokładne raporty z prognozami, bilansem zysków i strat dla gospodarki, środowiska, społeczeństwa. By po dekadzie nie okazało się, że eksperyment wyrządził naprawdę dużo szkód.

Samochód elektryczny wisi nad Europą

Takim przemianom "na siłę" jestem przeciwny, ale jednocześnie nie irytuje mnie sam "ferment". To, co dzieje się w Holandii może się doczekać kontynuacji w innych krajach, sprawa może wejść na poziom dysputy unijnej. Tu zderzy się pewnie ze sprzeciwem niektórych firm i państw, ale w końcu i one będą musiały ustąpić i dostosować się. Wtedy zmiany przyspieszą, elektryki staną się powszechnym obrazkiem na europejskich drogach. Zaczynają się przetasowania...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama