Prawie 30 000 km pokonane samochodem elektrycznym robi wrażenie. Tym bardziej, że mówimy o wyprawie na biegun.
Samochody elektryczne to dla jednym przyszłość motoryzacji, a dla drugich - trend narzucany nam odgórnie poprzez przepisy promujące te środki transportu. Prawda jest taka, że wciąż wiele kwestii dotyczących samochodów elektrycznych budzi wiele kontrowersji. Od ich używania w codziennej jeździe (elementy takie jak czas ładowania, zasięg i wpływ warunków zewnętrznych) po ekonomiczność (koszt wymiany baterii, rzeczywisty całkowity wpływ na środowisko etc.).
Nie zmienia to faktu, że trend na "elektryki" wydaje się być nieodwracalny, co chociażby znajduje odzwierciedlenie w fakcie, że od 2035 nie kupimy już auta spalinowego na terenie UE. Jednocześnie, obecnie trwa wiele akcji i happeningów, które mają na celu promocję tego rodzaju pojazdów. Jeden z nich, bardzo ambitny, właśnie się zakończył.
Z bieguna na biegun w elektryku. Wyprawa trwała 10 miesięcy
Szwedzcy podróżnicy - Chris i Julie Ramseyowie - właśnie zakończyli trwającą ponad 10 miesięcy wyprawę, która zaczęła się na magnetycznym biegunie północnym, a zakończyła - na południowym. Wyprawa obejmowała 3 kontynenty, 14 krajów, a para pokonała w tym czasie ponad 27 tysięcy kilometrów.
Podróż odbyła się w zmodyfikowanym Nissanie Ariya e-4ORCE, a biegun został osiągnięty 15 grudnia, jednak dopiero teraz udało się podróżnikom nawiązać łączność satelitarną i przekazać wieści. Para wrzuciła specjalne zdjęcie na Instagramie, informując świat, że wyprawa się udała.
Oczywiście - największym wyzwaniem była podróż w klimacie arktycznym, gdzie zwiększona masa pojazdu (poprzez modyfikacje i dodatkowe wyposażenie) oraz przejmujące zimno i konieczność podgrzewania akumulatorów znacznie wpływały na zasięg, jaki samochód mógł uzyskać na pełnym naładowaniu. W wypadku wyczerpania baterii, para ładowała samochód za pomocą specjalnej turbiny wiatrowej o mocy 5 kW oraz prototypowymi panelami słonecznymi. Przyznali jednak, że gdy to zawodziło - korzystali z dieselowego generatora, który jest obowiązkowym wyposażeniem, gdy podróżuje się w okolice podbiegunowe.
Jeżeli chodzi o przyczynienie się do popularyzacji pojazdów elektrycznych, to warto tu wspomnieć chociażby fakt, że specjalnie do tej ekspedycji jedna z firm zajmujących się ładowarkami do takich samochodów - Enel X Way - postawiła szereg takich stacji ładowania wzdłuż drogi przejazdu na terenie ameryki południowej, ponieważ w tamtych regionach praktycznie nie ma takiej infrastruktury. Przedsiębiorstwo obiecało, że po zakończeniu wyprawy instalacje staną się ogólnodostępne dla mieszkańców, a trasa już zyskała nazwę "Pan-Am Charging Corridor".
Jeżeli chodzi o ładowarki, para ma też na swoim koncie inny wyczyn, a mianowicie - przejechanie trasy 16 tysięcy kilometrów w 56 dni w Nissanie Leaf, czyli samochodzie, którego deklarowany zasięg po modyfikacjach wynosił zaledwie 150 km. To miało pokazać, że sieć ładowarek się rozwija i, tak jak w przypadku obecnej wyprawy, że elektryki są wartościowym zamiennikiem samochodów elektrycznych.
Pytanie tylko - na ile takie wyprawy faktycznie mówią nam o tym, jak takie samochody sprawują się na co dzień?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu