Nauka

Rubin Observatory odkryło 2 104 asteroid. Nie zgadniesz, w jakim czasie

Jakub Szczęsny
Rubin Observatory odkryło 2 104 asteroid. Nie zgadniesz, w jakim czasie
Reklama

23 czerwca, dzień premiery pierwszych danych z Obserwatorium im. Very C. Rubin. Dane — a raczej punkty świetlne — nie mówiły na pozór zbyt wiele. Ważniejsze jest to, co naprawdę one oznaczały: aż 2104 nowe asteroidy, zidentyfikowane w zaledwie kilka nocy.

Wśród odkrytych obiektów znalazło się siedem asteroid sklasyfikowanych jako "bliskie Ziemi". Żadna z nich nie zmierza ku nam, ale nie to jest najważniejsze. Istotniejsze jest tempo: obserwatorium potrzebowało zaledwie kilku nocy, by nadrobić dwieście lat realnej astronomii.

Reklama

Rubin – wyposażone w największy na świecie aparat cyfrowy, ustawiony na chilijskim szczycie Cerro Pachón – pracuje z rozdzielczością, która pozwala uchwycić najdrobniejsze szczegóły nieba. I to w regularnych cyklach: co trzy noce, przez dekadę.

Nie zdjęcia a filmy

Obserwatorium montuje z obrazów sekwencje. Zamiast jednego ujęcia obiektu, otrzymujemy jego bytność w czasie. Asteroidy nie są już punktami do oznaczenia na mapie, ale czymś w rodzaju bohaterów swego rodzaju astronomicznego filmu.

I to jest nam właśnie potrzebne. Bo asteroidy nie stoją przecież w miejscu. Poruszają się szybko, niekiedy znikają już po jednej ekspozycji. By je złapać, trzeba sprzętu, który rejestruje więcej niż jeden moment. Rubin potrafi rejestrować trajektorie, a nie tylko pozycje – jakby niebo w końcu oferowało nam coś w rodzaju "streamingu" obiektów, które nas interesują.

Porządek w chaosie

Na jednym z obrazów pokazanych podczas konferencji widać smugi – ślady asteroid, które instrument "uprzejmie" usunął z głównego ujęcia. Usunięcie nie oznacza zupełnego pominięcia tych danych – wręcz przeciwnie. Oprogramowanie odfiltrowało je właśnie po to, by można było je wyizolować.

Smugi w różnych kolorach odpowiadają różnym ekspozycjom, czyli różnym momentom w czasie. Po ich połączeniu powstaje mapa ruchu. Instrument więc oprócz obserwacji, prowadzi także ekstensywne śledzenie. To zaś oznacza możliwość katalogowania, przewidywania i – w razie potrzeby – reagowania.

Asteroida jako problem publiczny

Ochrona planetarna to już nie fanaberia, Moi Drodzy. Aby ona działała, potrzebujemy danych — i basta. Misja DART pokazała, że da się zmienić trajektorię asteroidy. Co prawda nie bez konsekwencji, ale jednak. Natomiast asteroida 2024 YR4 pokazała, że zawsze może pojawić się na horyzoncie coś, co może nam zagrozić. W maju amerykański Kongres — mimo cięć na NASA — zajął się finansowaniem obrony planetarnej. Chociaż, akurat ta administracja wydaje mi się być nieco nieudolna w kontekście zarządzania finansami USA.

Czytaj również: Niezwykły „aparat cyfrowy” zdradzi tajemnice kosmosu. Właśnie zrobił pierwsze zdjęcie

Reklama

Przez najbliższe 10 lat Rubin będzie rejestrować pełny obraz południowego nieba co trzy noce. Każda sekwencja to okazja do wychwycenia nowego obiektu, każda kropka to kandydat albo na coś, co nam może zagrozić, albo na źródło dodatkowej wiedzy. Skoro tylko w kilka dni udało się zarejestrować ponad 2000 obiektów, to trzeba sobie powiedzieć jasno: mamy ogromne szanse na to, by znacząco uzupełnić nasze zasoby naukowe lub obronić się przed upadkiem groźnej asteroidy. To może wydawać się bardzo abstrakcyjne dla "zwykłego Kowalskiego", niemniej warto przy tym chwilę przystanąć i wyrazić podziw zarówno dla inżynierów i naukowców, jak i astronomów pracujących nie tylko z instrumentem w Obserwatorium im. Very C. Rubin.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama