Rozpoczęta w 2018 roku historia dobiega końca. "Rojst Millenium" zamyka wątki z dwóch poprzednich sezonów, a także tych rozpoczętych w nowej 3. serii. Czy to najlepsza odsłona serialu? Czy to rzeczywiście koniec "Rojsta"?
Rojst Millenium - recenzja serialu
Gdy Showmax pokazał zapowiedź swojego pierwszego serialu nakręconego w Polsce, chyba nikt nie sądził, że któregoś dnia "Rojst" stanie się jedną z najważniejszych, jeśli nie najważniejszą polską produkcją Netfliksa. Projekt doczekał się realizacji 1. sezonu przez Showmax, a później przepadł bez wieści. Gdy powrócił na Netfliksie, wydawało się, że to po prostu uzupełnianie lokalnej biblioteki przez giganta, a nie początek czegoś więcej. Dość szybko okazało się jednak, że Jan Holoubek - twórca formatu i reżyser - ma znacznie więcej pomysłów na kontynuację, Netflix dał zielone światło i dzięki temu dostaliśmy "Rojst 97".
Nowe odcinki nie odstawiały zupełnie na bok wcześniejszych głównych bohaterów ani związanych z nimi wątków, ale na pierwszym planie śledziliśmy losy zupełnie świeżych bohaterów. Wprowadzenie do serialu Magdaleny Różczki i Łukasza Simlata było strzałem w dziesiątkę, choć serial stał się kryminałem w jeszcze większym stopniu. Zamiast dwóch dziennikarzy, od teraz śledztwo prowadziła przede wszystkim para gliniarzy. Nie oznaczało to jednak, że serial straci tak istotne w pierwszej serii cechy - to nadal historia głęboko osadzona w przeszłości, choć porzucone zostały niektóre nadnaturalne aspekty fabuły.
Rojst Millenium - kontynuacja Rojsta i Rojsta 97
"Rojst Millenium" zabiera nas na przełom tysiąclecia, które będzie tłem dla nowych wydarzeń. Ponownie udało się wyśmienicie odtworzyć realia tamtego okresu, co szczególnie będzie ważne dla osób, które jeszcze pamiętają taką rzeczywistość. To prawdziwa nostalgiczna wycieczka, która sprawiała, że w pewnych chwilach aż otwierałem oczy ze zdumienia, że twórcy były aż tak drobiazgowi pilnując wiarygodności scenografii i rekwizytów. Kostiumy również odwzorowują to, jak wyglądała Polska chwilę przed wejściem w nowe tysiąclecie i choć dostrzegłem pewne elementy przygotowane z użyciem komputerowej grafiki, to cała reszta jest niemalże namacalna, dostępna na wyciągnięcie ręki, a przez to cała opowieść staje się jeszcze bardziej realna.
W obsadzie "Rojst Millenium" widzimy kilka nowych twarzy, ale wprowadzenie tych bohaterów w historię jest bardzo naturalne. Płynnie przechodzimy do wydarzeń rozgrywających się kilka lat po poprzednim sezonie, podejmujemy wątki, które zostały tylko napoczęte, ale błyskawicznie wskakujemy też w wir aktualnych wydarzeń, a całość całkiem szybko nabiera tempa. Podobnie jak w "Rojst 97", tak i tym razem fabuła koncentruje się na głównej sprawie, ale nowością są retrospekcje dotyczące jednej z najbardziej tajemniczych postaci w całej serii. Grany przez Piotra Fronczewskiego kierownik, to największa enigma "Rojsta", dlatego szansa poznania początków jego kariery i możliwość połączenia sobie wszystkich kropek z pozostałymi wątkami to nie lada gratka i raczej rzadko spotykana wielowarstwowość w serialu na polskim rynku.
Zanurzmy się w czasach na przełomie tysiąclecia. Ta sprawa to niezła łamigłówka
Tym bardziej, że serial pozostawia sporo przestrzeni na domysły i interpretacje, zanim podsunie nam odpowiedź, dlatego podczas seansu pozostaje się cały czas zaangażowanym w opowiadaną historię. Twórcy zdecydowali się na dość ryzykowne rozwiązanie, jeśli chodzi o uwiarygodnienie występu Filipa Pławiaka, który wciela się w młodszą wersję postaci Fronczewskiego. Tak charakterystycznego głosu, chyba nikt nie pomyliłby z kimkolwiek innym, dlatego spróbowano połączyć nagrane przez Pławiaka kwestie na planie z godzinami próbek młodszego Fronczewskiego i dzięki sztucznej inteligencji wygenerowano zupełnie nową ścieżkę audio, którą połączono z nakręconymi scenami. Efekt końcowy robi piorunujące wrażenie i sprawdza się doskonale, choć można zauważyć tu i ówdzie, że pewne słowa czy zwroty nie są idealnie zsynchronizowane z ruchem ust aktora (może to być poprawione w ostatecznej wersji serialu, którą zobaczą widzowie).
Czy warto oglądać "Rojst"?
Co chyba najważniejsze, "Rojst Millenium" ocieka klimatem czasów sprzed ponad 20 lat, a obsada, jaką udało się zgromadzić na planie wręcz perfekcyjnie wywiązuje się ze swoich zadań. Po serialu widać, że to produkcja zrealizowana z rozmachem i technicznie trudno jej cokolwiek zarzucić. Pod względem fabuły widoczne są pewne różnice pomiędzy pomysłami na każdy z sezonów, ale wielką sztuką było połączenie tych historii w całość i dość zaskakujące wyjaśnienie wszystkich poszczególnych tajemnic. Być może nie będą one satysfakcjonować wszystkich bez wyjątku, ale większość widzów powinna być naprawdę zadowolona po seansie całości i tego emocjonującego finału. Ostatni odcinek pokazuje jednak, że na kontynuację nie ma co liczyć.
"Rojst" może i powinien być impulsem dla kolejnych takich seriali, które postarają się wykraczać poza pewne schematy i ograniczenia, które wciąż chyba obowiązują na polskim rynku. Sukces formatu potwierdza m. in. nowy projekt Jana Holoubka pt. "Heweliusz", który widowiskowością i rozmachem może przebić nawet "Rojsta" i "Wielką wodę", a to już będzie nie lada osiągnięcie.
"Rojst Millenium" na Netflix od 28 lutego.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu