Felietony

Nowa dekada powinna oznaczać rewolucję w kinie. Dawno żadnej nie mieliśmy

Weronika Makuch
Nowa dekada powinna oznaczać rewolucję w kinie. Dawno żadnej nie mieliśmy
36

Przełom dekad to zawsze czas do wspomnień, ale i snucia przypuszczeń. Czy jest szansa na to, że zderzymy się z kinem, jakiego się nawet nie spodziewamy? No nie wiem.

Raz na jakiś czas w świecie dzieją się rewolucje. Oczywiście nic nie przychodzi z dnia na dzień, to raczej procesy, do których mamy czas się przyzwyczaić. Zmieniają się technologie, więc zmienia się i kinematografia. Wielkim przełomem było na przykład Toy Story z 1995 roku, które diametralnie zmieniło podejście do animacji, pozbywając się z hukiem rysunków. Władca Pierścieni z 2001 pokazał światu, że filmy fantasty też mają rację bytu i mogą być dziełami sztuki, zgarniając nagrody w ilościach hurtowych. Oczywiście wielką rolę odegrał tu również Harry Potter, którego pierwsza część wyszła w tym samym roku. Warto też pamiętać o Titanicu z 1997 roku, który przebił miliard zysków w box office. No i nie możemy zapomnieć o Avatarze, który w 2009 roku nauczył widzów kina 3D w świecie zbudowanym niemal całkowicie na CGI. Pokłosia wszystkich tych wydarzeń widzimy do dziś. Kończąca się własnie dekada nie wybuchła niczym specjalnym, można powiedzieć, że mamy lekki zastój. A chyba najwyższa pora na zmiany?

A w filmie światowym, proszę pana, to jest tak: nuda… Nic się nie dzieje, proszę pana

Nie żebym była tych zmian wielce spragniona. Nie nudzi mnie kino, z którym mamy teraz do czynienia. Przez globalizację i masowość produkcji każdy jest w stanie znaleźć coś dla siebie, więc proszę mi tu nawet nie wyjeżdżać z testami, że kiedyś to było kino, teraz to tylko te Marvele. Dla pięknego efektu w sercu trzeba się minimalnie wysilić. Z każdym kolejnym rokiem ta wielka rewolucja zdaje się coraz mniej możliwa. Niby jesteśmy wielką wioską, ale znacznie się od siebie różnimy. Coraz trudniej wskazać na rzeczy, które robią wszyscy albo wszyscy znają (i mówię tu o kontekście technologiczno-popkulturowym). Musimy dostać w twarz czymś naprawdę niesamowitym, aby w ogóle mówić o przełomowym momencie. Tylko co takiego może nas zaskoczyć?

Trupy. Mówiąc prościej, efekty specjalne generujące postaci, które niestety nie są już wśród nas. Takie rzeczy już się dzieją. Mieliśmy i pewnie będziemy mieli z tym do czynienia chociażby w Gwiezdnych Wojnach. Filmowcy czują w tym pewną niszę, która niedługo może okazać się żyłą złota. Jeszcze niedawno rozmawialiśmy przecież o filmie, w którym wystąpi James Dean. I właśnie to może być ta wielka zmiana. W momencie, w którym efekty specjalne będą tak dobre, że nie będziemy w stanie rozpoznać, czy mamy do czynienia z komputerem czy człowiekiem, zmieni bardzo wiele. Efekty z roku na rok są coraz lepsze, animatorzy przechodzą samych siebie. Jeśli pewnego dnia będą w stanie kreować realistyczne postaci od zera lub wciskać w film martwych, to będzie naprawdę coś. To na pewno będzie bum, którego nie ominiemy i który będzie wszędzie.

Krytycy wybrali 20 najlepszych seriali dekady. O połowie pewnie nawet nie słyszeliście

Pozostaje jednak pytanie, czy to się w ogóle wydarzy w najbliższej dekadzie? Trudno powiedzieć. 10 lat to całkiem sporo, ale rewolucja, o której mówimy, to nie takie byle co. W grę wchodzą kwestie techniczne, ale i te moralne. Wierzę, że do tego wszystkiego kiedyś dojdzie, ale czy na pewno już? Nie przychodzi mi też do głowy nic innego, co mogłoby naprawdę zmienić kino. Może jakiś niesamowity rozwój 4D i wirtualnej rzeczywistości? Biorąc jednak pod uwagę, na jakim jest to poziomie na ten moment i jak ludzie są sceptyczny - raczej to odrzucam. Może jakieś czysto techniczne zmiany w tworzeniu? Ale tak się przecież historii nie zmienia. Filmowy mogą się też przeganiać w sumach, które inwestują w produkcje i jakie otrzymują w zamian, ale czy to naprawdę jeszcze kogoś zaskakuje i popycha do odważniejszych działań? Chyba średnio.

Ciągle coś się zmienia, czyli w kinie bez zmian

W kinie zadziało się już sporo. Jesteśmy w momencie, w którym trudno nas zdziwić. Otrzymujemy albo drobne różnice, albo zmiany, które nikogo nie obchodzą. Do tych wielkich przewidywań wprost z filmów sci-fi jeszcze trochę nam brakuje. Technologii, pieniędzy, odwagi  - nie ma to znaczenia. Nie wierzę w jakikolwiek zastój w rozwoju kina. Ale żeby zaraz wywrócenie do góry nogami? Cóż, nadchodząca dekada może okazać się równie spokojna jak ta kończąca się.

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu