Google

Reklamodawcy niech już zacierają ręce - młode pokolenia nie odróżniają reklam od wyników wyszukiwania

Jakub Szczęsny
Reklamodawcy niech już zacierają ręce - młode pokolenia nie odróżniają reklam od wyników wyszukiwania
Reklama

Pisałem dla Was niedawno o pokoleniu "R", które urodziło się już ze smartfonami wręcz przyspawanymi do dłoni. Ci ludzie już zupełnie inaczej niż my cz...

Pisałem dla Was niedawno o pokoleniu "R", które urodziło się już ze smartfonami wręcz przyspawanymi do dłoni. Ci ludzie już zupełnie inaczej niż my czują nowe technologie, nie są pod tym względem migrantami. Dla nich smartfon, Internet, media społecznościowe to rzeczy, które były od zawsze, natomiast większość z nas musiała przysposobić sobie wszystkie te zdobycze technologii, zanim zaczęliśmy na dobre funkcjonować w Sieci.

Reklama

I choć wydawałoby się, że osoby, które "jeszcze mocniej" są wciągnięte przez nowe technologie, powinny być bardziej wyczulone na różnice między wynikami wyszukiwania, a materiałami reklamowymi, to jednak ostatnie badania wskazują, że wcale nie jest to takie oczywiste.

Najnowsze badanie opublikowane przez Ofcom wskazuje na to, że dzieciaki w wieku od 12 do 15 lat nie za bardzo wiedzą, że niektóre wyniki wyszukiwania w Google to materiały reklamowe, przy czym sytuacja jest jeszcze gorsza w przedziale od 8 do 11. Z pierwszej grupy trafnie określiła takie treści 1/3 badanych, a z drugiej - tylko 1/5.


Dzieciakom przedstawiono zrzuty ekranowe wyszukiwania w Google - poproszono ich o wskazanie materiałów reklamowych, najbardziej popularnych wyników oraz tych najbardziej trafnych. Jak wskazałem powyżej - okazuje się, że im niższy jest wiek badanych, tym gorsze są wyniki tego testu. Badacze poszukiwali związku między takim postrzeganiem danych przekazanych przez wyszukiwarkę, a wiarą w prawdziwość podanych informacji. Niemal co piąty badany wskazał na to, że skoro takie, a nie inne dane pojawiają się w Google, to zapewne są one wiarygodne. 46 procent badanych orzekło, że z pewnością Google utrzymuje się głównie z reklam.

Co więcej, młodzi ludzie wykazują większe zainteresowanie YouTube niż tradycyjną telewizją - dodatkowo nie są oni w stanie często uświadomić sobie, że vlogerzy mogą przy okazji swojej aktywności w Sieci reklamować dane produkty, a ściślej, nie potrafią znaleźć różnicy między wideo sponsorowanym/z lokowaniem produktu, a inną aktywnością swoich ulubionych, internetowych celebrytów.

Badania Brytyjczyków mogą po raz kolejny otworzyć debatę na temat potrzeby oznaczania treści sponsorowanych. To w nowych mediach stanowi już nie tylko element "dobrych praktyk", lecz jest wręcz egzekwowane przez uprawnione do tego instytucje. Brak oznaczeń o materiałach sponsorowanych to nie tylko policzek dla konsumentów treści w nowych mediach, ale również psucie rynku, co jednak zdarza się również w Polsce. W związku z tym, że dzieciaki są mniej biegłe (jak widać) w rozpoznawaniu akcji sponsorowanych, należy tym bardziej przywiązywać uwagę do tego, by takowe oznaczenia jednak się pojawiały - w kwestiach takich materiałów uprawianie "wolnej amerykanki" jest absolutnie szkodliwe. A warto dodać, że dzieciaki są bardzo podatne na treści reklamowe - to zaś naturalnie jest wykorzystywane przez internetowych celebrytów.

Grafika: 1, 2

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama