Wonder Woman orędowniczką kinowego uniwersum DC? Premiera filmu już w ten piątek, a po pokazie prasowym dzięki uprzejmości Warner Bros., nie może zabraknąć mojej opinii na temat tej najnowszej produkcji. Na zachętę powiem krótko: bawiłem się naprawdę nieźle.
Zanim pojawiły się pierwsze opinie i recenzje Wasze pytanie mogłoby brzmieć: “Jak źle jest?” Gdy po sieci rozlały się zachwyty, a średnia na Rottentomatoes jest powyżej 90%, pytanie widzów zapewne zabrzmi: “Czy jest aż tak dobrze?!”. Jak się okazuje, żadne z pytań nie jest na miejscu. Powinniśmy po prostu zapytać o to, jaka jest Wonder Woman.
Wonder Woman po raz pierwszy solo
Warto nadmienić, że Wonder Woman oglądamy na dużym ekranie po raz pierwszy w solowej produkcji. Oczywiście pamiętamy udział bohaterki w Batman V. Superman, gdzie była uznawana za najjaśniejszy punkt całego filmu, a to automatycznie przekładało się na dobre rokowania. Atmosferę podsycały całkiem niezłe zwiastuny i nadzieja na to, że DC we współpracy z Warner Bros. zdołało nabrać doświadczenia i nauczyć się czegoś po poprzednich mało/średnio (niepotrzebne skreślić) udanych produkcjach.
W przypadku Wonder Woman mamy oczywiście do czynienia z originem bohaterki, czyli opowieścią przedstawiającą jej początki oraz pierwsze zmagania na froncie. I to dosłownym, ponieważ za sprawą amerykańskiego pilota wcielonego do brytyjskiej floty Steve’a Trevora, którego samolot rozbił się u wybrzeży wyspy, księżna Diana zostaje wciągnięta w I wojnę światową. Nieznająca realiów naszego świata, odseparowana od rzeczywistości Diana dojrzewała na wyspie Themyscira, gdzie początkowo wbrew woli matki Królowej Hippolity stawała się jedną z Amazonek - wojowniczek mających za zadanie bronić pokoju na ziemi.
Uformowana z gliny Diana, w którą życie tchnął sam Zeus, postanawia nie stać bezczynnie w obliczu konfliktu rozgrywającego się tuż za granicami rajskiej wyspy wyrusza wraz ze Stevem w poszukiwaniu Aresa - boga wojny odpowiedzialnego za najpoważniejszy konflikt w historii ludzkości. Jak więc widzicie rzeczywistość przenika się z elementami mitologii greckiej, a skromna wiedza i nieobycie księżniczki Diany wystarczy, by w filmie nie zabrakło humoru.
To właśnie na tym fundamencie postanowiono zbudować warstwę humorystyczną w Wonder Woman. W mojej ocenie plan wypalił w 100%. Żarty nie są wciskane na siłę, wynikają z następujących po sobie zdarzeń, nie brzmią sztucznie. To zupełnie inna liga niż Suicide Squad, o BvS nie wspominając.
Na brak akcji nie można narzekać
Fabularnie film wypada poprawnie. Nie uświadczymy w nim totalnego zwrotu akcji, nawet końcowy twist był do przewidzenia dla każdego dzięki jednej, bardzo konkretnej scenie. Być może byłem zbyt czujny, ale udało mi się dojrzeć 2-3 nieścisłości w ciągłości akcji, które mimo wszystko nie mają większego wpływu na odbiór filmu. Historia jest ułożona dość logicznie, mamy do czynienia z kilkoma niezbędnymi zbiegami okoliczności, a w niektórych momentach odniosłem wrażenie, że w celu utrzymania dynamiki filmu podkręcono tempo niektórych scen, by szybciej dotrzeć do tych pełnych akcji. Efekty specjalne odgrywają, bo jakże by inaczej, ogromną rolę w Wonder Woman i poza kilkoma wyraźnie komputerowymi, odrobinę irytującymi postaciami na polu walki, całość wypada naprawdę imponująco.
Gal Gadot jako Wonder Woman wypada wyśmienicie i to chyba żadne zaskoczenie. Jestem ciekaw w jak dużej liczbie scen walki została zastąpiona, a w ilu poradziła sobie samodzielnie. Chris Pine i David Thewlis zagrali na odpowiednim poziomie, równając do Gal. W roli siostry Królowej Hippolity wystąpiła Robin Wright przekonująco wcielając się w generał Antiope. Wielka szkoda, że Elena Anaya, jako Doktor Poison, nie miała możliwości bardziej wykazać się przed kamerą.
Wonder Woman się udało, co dalej?
Żałuję, że ścieżka dźwiękowa, choć udana, nie odegrała tak dużej roli w filmie, na jaką liczyłem. Czuję, że nie wykorzystano potencjału motywu głównego bohaterki, który poznaliśmy w BvS i który zachwycił większość widzów, w tym mnie. Obawiałem się, że będzie nadużywany, tymczasem jest dokładnie odwrotnie.
Wonder Woman to pozycja obowiązkowa dla każdego fana DC, ale film powinni zobaczyć także inni widzowie, także ci nieśledzący losów superbohaterów zbyt uważnie. DC nie wzbiło się (jeszcze) na wyżyny, ale uniknęło błędów z poprzednich produkcji, co w efekcie doprowadziło do dobrego filmu i nadziei na przyszłość. Przed nami przecież Justice League - Liga Sprawiedliwych już tej jesieni, dlatego nie dziwią mnie ciągłe poprawki i dokrętki. Po tym kroczku naprzód DC nie może sobie pozwolić na krok w tył.
Nie liczcie jednak na scenę po napisach - takowej nie ma. Mamy za to miłe nawiązanie do uniwersum DC wewnątrz filmu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu