Recenzja

PlayStation 4 doczekało się prawdziwej perełki. Recenzja Uncharted 4: Kres Złodzieja

Paweł Winiarski
PlayStation 4 doczekało się prawdziwej perełki. Recenzja Uncharted 4: Kres Złodzieja

Uncharted 4: Kres Złodzieja to zwieńczenie przygód Nathana Drake’a, ostatnia część serii, swoiste pożegnanie. Ogromne oczekiwania, bo to gra najlepszej ekipy tworzącej dla PlayStation, a jednocześnie największy, najgłośniejszy i najważniejszy tytuł na PlayStation 4. Wyobrażacie więc sobie pewnie, że oczekiwania graczy są wręcz kosmiczne. Ale uspokajam, możecie odetchnąć z ulgą. Ta gra to perełka.

Jeśli jakimś cudem nie wiecie co to Uncharted, to wyjaśnię w telegraficznym skrócie. Naughty Dog wypuściło w 2007 roku grę Uncharted: Fortuna Drake’a i choć nie była to produkcja idealna, z powodzeniem zastąpiła Tomb Raidera, który w tamtych latach radził sobie coraz gorzej. Dwa lata później, również na PlayStation 3 pojawiło się kapitalne Uncharted 2: Pośród Złodziei, w 2011 roku natomiast Uncharted 3: Oszustwo Drake’a (lepsze od jedynki, nie tak dobre jak dwójka). W tak zwanym międzyczasie prequel, czyli Uncharted: Złota Otchłań trafiło na przenośne PlayStation Vita stając się nie tylko najładniejszym premierowym tytułem na tę konsolę, ale jedną z najładniejszych i najlepszych gier w całej historii Vity. No dobrze, skoro formalności mamy za sobą, przejdźmy do Uncharted 4: Kres Złodzieja, pierwszej i ostatniej odsłony na PlayStation 4, jeśli nie liczyć oczywiście zestawu Kolekcja Nathana Drake’a, która niedawno trafiła na ten sam sprzęt.

Cześć, Sam

Uniknięcie spojlerów fabularnych nie będzie łatwe, ale postaram się zrobić wszystko, by nie zepsuć Wam zabawy. Pojawienie się w Uncharted 4 starszego brata Nathana Drake’a od dawna nie jest tajemnicą. To właśnie wokół Sama Drake’a kręci się cała opowieść, wokół niego, tajemniczego skarbu Henry’ego Every’ego i mistycznej Libertalii - pirackiej kolonii na Madagaskarze. Akcja toczy się trzy lata po wydarzeniach z Uncharted 3, Nate wiedzie spokojne życie z Eleną, która została jego żoną. Jak możecie się domyślić domowe pielesze niespecjalnie podobają się człowiekowi, który wręcz wychował się na poszukiwaniu skarbów. Kiedy więc pojawia się możliwość kolejnej wyprawy, która przy okazji ma uratować życie bratu, Nathan bierze w dłoń swój kajecik i daje się porwać niesamowitej karuzeli zdarzeń.

Fabularnie dograło tu wszystko. Są retrospekcje, wiele nawiązań do poprzednich odsłon, wyjaśnienie historii Sama, braterskiej miłości. Gra rzuca też sporo światła na przeszłość obu Drake’ów, na pochodzenie ich nazwiska, historię rodziny, miłośc do Eleny, trudny charakter Nate’a, kwestie zaufania, zdrady…Sporo tego i choć nie dostaniemy tu wnikliwej analizy któregokolwiek z wymienionych zagadnień, Naughty Dog udało się wpleść je do gry na tyle zgrabnie, że sama przygoda kompletnie na tym nie traci i co najważniejsze nie wyhamowuje. Nie jest to oczywiście poziom znany z The Last of Us, ale wreszcie udało się nadać Uncharted trochę poważniejszy ton, którego trochę brakowało w poprzednich odsłonach. Innymi słowy - Drake nie jest już tylko łowcą przygód, zawadiaką - zobaczyłem jego ludzkie cechy, jego emocje i problemy.

Zawsze chciałem zwiedzić Madagaskar i dzięki Uncharted 4 mogę zrobić to wirtualnie. Ale oczywiście to nie jedyne miejsce, w którym przyjdzie nam walczyć i podziwiać widoki - w zasadzie każda miejscówka zapada w pamięć, głównie przez to, że każdej lokacji nadano odpowiedni charakter. Wszystkie miejsca mają przynajmniej jedną zapadającą w pamięć scenę, głównie wizualną, która na długo zostanie w głowie i tego Uncharted odmówić nie sposób. Podziwiam zaangażowanie w najmniejsze detale, tu naprawdę wszystko ma swoje miejsce. Od najmniejszego ziarenka piasku przez kompletnie nieistotną ozdobę na wieży. Wrażenie robią zarówno duże otwarte lokacje, budowle, ciasne miejscówki jak i wnętrza budynków. Jest też kilka widoków, po zobaczeniu których zbierałem szczękę z podłogi.

Ależ to wygląda

Uncharted 4: Kres Złodzieja to najładniejsza gra konsolowa jaką widziałem. Pukałem się w czoło słysząc zapewnienia, że w zupełności wystarczy 30 klatek, które nada grze filmowego charakteru. Dopiero teraz to rozumiem - ta gra wygląda obłędnie. Kompletnie nie wiem gdzie wcześniej chowała się moc PlayStation 4, ale nie potrafili jej znaleźć zewnętrzni producenci. Naughty Dog zrobiło to z gracją i praktycznie bezbłędnie. Lekkie przycięcia jestem w stanie policzyć na palcach jednej ręki i wierzę, że kolejny patch je wyeliminuje. Oczywiście nie mam w oczach licznika klatek, ale wszytko działa odpowiednio płynnie. Mówiłem już, że wygląda pięknie? Oczywiście, że mówiłem i powtórzę jeszcze kilka razy. Możecie mówić, że przecież mamy 4K, tekstury w wyższej rozdzielczości - a ja Wam powiem, że grafika to nie tylko rozdzielczość. Jeden widok z U4 potrafi skosić wiele PC-towych produkcji działających na sprzętach 5x droższych od PS4. Brawo, Naughty Dog - to poprzeczka, którą w tej generacji bardzo trudno będzie przeskoczyć (bardzo żałuję, że nie mogę Wam pokazać kilku złapanych przeze mnie screenów - tak czasem bywa przy podpisywaniu embargo/nda na przedpremierowe recenzje).

Skoro kwestię oprawy mamy już za sobą, przejdę płynnie do polskiego dubbingu. Nie jest to najlepsza polonizacja w historii, ale aktorzy (z Jarosławem Boberkiem na czele) odwalili kawał dobrej roboty. Choć oczywiście standardowa dla serii „cholera” jest tu obecna, jak zwykle zbyt intensywnie. Nie czułem jednak ani zażenowania, ani potrzeby przechodzenia gry z oryginalnymi głosami. Nie mogę się natomiast doczekać ścieżki dźwiękowej do gry, muzycznie jest bowiem świetnie i kilka motywów gra mi w głowie do dziś.

Nie ma drzewek rozwoju, ale też jest fajnie

Uncharted 4 nie wprowadza do serii żadnych rewolucji. Postaci Nathana wciąż nie można rozwijać, a broni modyfikować. Drzewka pojawiające się przy niektórych rozmowach to kosmetyka kompletnie nie wpływająca na opowieść - pozwalają natomiast lepiej poznać historię i z niektórych postaci wyciągnąć ciekawe opowieści. Wciąż kluczowe są osłony, wciąż strzela się świetnie. Podobnie jak w poprzednich odsłonach są zagadki i łamigłówki - niezbyt trudne, ale mam wrażenie, że jest ich więcej niż w poprzednich częściach. Wciąż dużo tu skryptów, które czasami podnoszą ciśnienie, innym razem każą krzyczeć „wow”.

Są też oczywiście nowości. Możemy jeździć pojazdami - w sumie to dwoma, motorówką (no tu akurat pływać) i jeepem. Ten drugi pojawia się częściej i muszę przyznać, że model jazdy jest bardzo fajny. Szczególnie na piaszczystym i błotnistym podłożu, kiedy trzeba wybierać odpowiednie trasy, by pojazd poradził sobie z nawierzchnią. Jest i linka, dzięki której wjedziemy tam, gdzie teoretycznie wjechać się nie da, przejedziemy przez zawalające się mosty, poskaczemy z „hopek”, podriftujemy w wielkich kałużach. Nathan dostał też linkę, dzięki której będzie mógł - niczym Tarzan - pokonywać niektóre przeszkody. Niestety nie można jej użyć w każdym momencie, te bezlitośnie wskazują twórcy, choć momentami sprzęt aż prosił się o użycie - mimo tego odpowiednia ikonka sygnalizująca możliwość jego użycia się nie pojawiała.

Przeciwnicy otrzymali specjalne znaczniki sygnalizuję poziom zaalarmowania, warto więc czasem przeprowadzić akcję po cichu lub schować się kiedy okoliczne zbiry zostały postawione w stan gotowości. Ba, chowanie się w wysokiej trawie też polecam, choć oczywiście do typowej skradanki Uncharted 4 bardzo daleko. Fajnie jednak, że urozmaicono w ten sposób rozgrywkę - docenią to przede wszystkim osoby, które będą chciały zaliczyć grę na poziomie trudności wyższym niż normalny.

No i jeszcze sieć

Nie będę owijał w bawełnę i ściemniał, że przez tych kilka dni z Uncharted 4 zagłębiłem się w tryby wieloosobowe. Twórcy zdecydowali się pokazać sieciowe starcia w specjalnych sesjach, udało mi się więc zagrać około 12 meczów. Kiedy ruszą już właściwe serwery, przysiądę do gry na dłużej i napiszę oddzielny tekst traktujący o sieciowej zabawie. Bazując jednak na zabawie w ograniczonych czasowo sesjach oraz becie, przy której bawiłem się świetnie, mogę powiedzieć, że jest tu naprawdę duży potencjał na świetne multi TPP i najlepsze tryby sieciowe w historii serii. Dwie informacje są niezwykle istotne - dostajemy 60 fpsów, a wszystkie dodatki i mapy do multi będą darmowe. Miły gest w czasach, gdy za każdą skórkę inni producenci każą sobie płacić. Tu wszystko kupimy za walutę zdobywaną w grze.

Werdykt

Uncharted 4: Kres Złodzieja to obok Wiedźmina 3: Dziki Gon najlepsza produkcja, w jaką można zagrać na PlayStation 4. O ile jednak przy porównaniu samej zabawy czy przygody można dyskutować, to jeśli chodzi o oprawę, mija się to kompletnie z celem. U4 to bezapelacyjnie najładniejsza gra na PS4 i najładniejsza gra na konsole tej generacji. To również najlepsze Uncharted i jedna z najlepszych gier przygodowych w jakie kiedykolwiek grałem.

Przez te niecałe 14 godzin (kampania - normalny poziom trudności) dałem się wciągnąć w fantastyczną przygodę, która w dodatku miała mnóstwo smaczków dotyczących poprzednich odsłon i w świetny, a przy okazji zgrabny sposób zamknęła opowieść pod nazwą Uncharted. Jest mi autentycznie smutno, że to już koniec, ale jednocześnie szanuję decyzję Naughty Dog, szczególnie że tak ładnie się pożegnali. Jeśli czekaliście na tę jedną grę na wyłączność, dla której warto kupić właśnie PlayStation 4, to jest nią Uncharted 4: Kres Złodzieja. Kapitalna gra, ode mnie leci dycha.

Ocena: 10/10

Kup Uncharted: Kres Złodzieja w Avans.pl. Kliknij!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu