Recenzja

Recenzja The Mims Beginning. Kosmiczni Settlers w polskim wydaniu

Tomasz Popielarczyk
Recenzja The Mims Beginning. Kosmiczni Settlers w polskim wydaniu
Reklama

Przybyły z kosmosu. Są niezwykle irytujące, mają drętwy humor i pewnie szybko padną ofiarą dzikich stworzeń (lub samych siebie, co równie prawdopodobn...

Przybyły z kosmosu. Są niezwykle irytujące, mają drętwy humor i pewnie szybko padną ofiarą dzikich stworzeń (lub samych siebie, co równie prawdopodobne). Oto Mimsy, kosmiczne ludki, których kolonią masz się zająć. O ile wytrzymasz.

Reklama

Gdyby prześledzić historię gier komputerowych, nie da się nie zauważyć dziesiątki przykładów, kiedy gracz wcielał się w boga i przejmował opiekę nad pewnym ludem. Mistrzem gatunku jest tutaj chyba Peter Molyneux, który ma na swoim koncie m.in. takie tytuły, jak Populous, Black & White czy ostatnio Godus. Ale bez większego trudu można wymienić produkcje, gdzie nasza rola bóstwa nie była tak dosłowna. Weźmy chociażby pierwsze odsłony serii Settlers (i ich klony) i wiele innych RTS-ów nastawionych głównie na ekonomię. The Mims Beginning doskonale się wpisuje w ten model, serwując jednocześnie kilka nietuzinkowych rozwiązań.

Grę tworzy polski, pięcioosobowy zespół. Jej początki sięgają aż roku 2013, kiedy to organizowano zbiórki w serwisach crowdfundingowych. Na Indiegogo twórcy zebrali ponad 8,4 tys. dolarów. Na rodzimym wspieram.to zgromadzono blisko 6,4 tys. złotych. Pierwotnie zakładano, że premiera nastąpi jesienią 2014 roku, ale najwyraźniej twórcy przecenili swoje możliwości. Ostatecznie wersja beta pojawiła się na Steamie w ramach programu Early Access 14 stycznia. To ostatnia prosta przed ukończeniem gry, która już teraz wygląda bardzo okazale.

Biobudyń i takie tam

Mimsy to stworzenia wpisujące się w typowy dla bajek dla dzieci archetyp przybyszów z obcych planet - sympatyczne stworzenia o drętwym humorze i dość nieporadnym stylu bycia. Katastrofa ich statku kosmicznego sprawia, że lądują w bliżej nieokreślonej części galaktyki, gdzie światy mają postać lewitujących w przestrzeni wysp. Tutaj pojawiamy się my w roli wybawcy - mamy pomców Mimsom naprawić statek i wrócić do domu. Jako, że praca zaczyna się u podstaw… zaczynamy budowę kolonii.

Gra nie jest blockbusterem i to widać od pierwszych minut. Zamiast dialogów postaci mamy tekst wypisywany przy dolnej krawędzi ekranu. Ekrany ładowania wołają natomiast do nas “grafik płakał, gdy projektował”. Sam interfejs z dostępnymi budynkami, zaklęciami i informacjami o zasobach też nie jest dziełem sztuki - brakuje mu czytelności oraz ładu, a przy tym jest ciężki i toporny.

Gra znajduje się na etapie wersji beta, a więc ciągle jest ulepszana. W obecnym stadium twórcy udostępnili 10 poziomów plus dwa etapu składające się na prolog. Łącznie ma to dawać ok. 12-22 godzin zabawy (Nowe Call of Duty może się wstydzić…). Treści ma jednak ciągle przybywać. Przed debiutem finalnej wersji gry zobaczymy nowe poziomy, nowych wrogów, inne zdarzenia oraz szereg poprawek związanych z balansem rozgrywki.

Dziel i rządź

Jak w to się gra? Zaczynamy z garską Mimsówi początkowym zestawem surowców: biomasy oraz kryształów. Zaprzęgamy naszych podwładnych do budowy wieży PSI będącej najważniejszym budynkiem w kolonii i naszym teoretycznym centrum dowodzenia. Od jej lokalizacji zależy zasięg naszych zaklęć oraz władzy. Potem, budynek po budynku, roślinka po roślince budujemy podstawy gospodarki. Schemat jest bardzo klasyczny: roslinka daje owoce, owoce zbierają powładni, trafiają one do ekstraktora, a potem są magazynowane w silosach. Im więcej silosów tym więcej zapasów zgromadzimy. Parafrazując popularną reklamę - i tak właśnie powstała biomasa.

Kryształy to już inna bajka. Tutaj trzeba się nagimnastykować i zabrać za hodowlę zwierząt. Dobrze traktowane i regularnie karmione owocami z roślinek zwierzątko z czasem dorasta i nadaje się na handel. Stawiamy zatem port kosmiczny, ładujemy nasz folwark do środka, tankujemy i wysyłamy w kosmos. Po chwili na ansze konto wpływają kryształy. Wbrew pozorom to nie takie proste, bo różne zwierzaki mają różne wymogi oraz preferencje dotyczące jedzenia.

Reklama

Na tym nasze obowiązki się nie kończą, bo musimy jeszcze zadbać o dostarczenie energii elektrycznej bez której budynki będą działały ze zmniejszoną wydajnością. Ważna jest również ochrona przed pasożytami podjadającymi nasze owoce oraz drapieżnikami, których liczba jest zależna od dynamicznie zmieniających się wskaźników zapachu. Tutaj do głosu dochodzą nasze zaklęcia, które możemy wywoływać w zamian za energię PSI wytwarzaną w stałym tempie przez wieżę PSI. To proste efekty jak np. wywołanie ognia czy wybuch psioniczny. Dzielą się one na kilka kategorii - niektóre leczą i przyśpieszają naszych mimsów, inne zadają obrażenia i niszczą elementy krajobrazu utrudniające rozbudowę, a jeszcze inne poprawiają naszą obronę. Ważne, by po wybraniu zaklęcia precyzyjnie nim wymierzyć - zaatakowanie Mimsa przez przypadek sprawi, że będzie on mniej efektywny podczas pracy.

Atrakcji jest znacznie więcej. Od czasu do czasu może nam się przytrafić deszcze meteorytów, a innym razem trafimy na mapę z bossem. Nie brakuje też sekretów i tajemnic skrywanych przez wyspy. Wszystko to sprawia, że The Mims Beginning momentami próbuje wyjść poza ramy zwykłej strategii ekonomicznej.

Reklama

Aby jednak zasłużyć na miano tejże, twórcy muszą jeszcze solidnie dopracować funkcjonujące tutaj mechanizmy i zbalansować rozgrywkę. Istnieje bowiem zbyt wiele okazji do “zacięcia” się. Przykładowo, kiedy wykorzystam wszystkie dostępne kryształy jeszcze przed budową portu kosmicznego, nie będę miał żadnej możliwości do zarobienia nowych - muszę zaczynać od nowa. W sytuacji gdy wyprodukuję zbyt wiele stworzeń, a będę miał zbyt mało roślin z owocami, czas oczekiwania na dorośnięcie któregokolwiek z nich jest niedopuszczalnie długi i i skutecznie zniechęca. Przytłacza również liczba szkodników i drapieżników, które są zdecydowanie przesadzone i w pewnym momencie wręcz odbierają przyjemność z zabawy. Wierzę, że to wszystko i wiele więcej doczeka się jeszcze poprawek.

Malownicze scenerie mają swoją cenę

Gra jest śliczna, a cała oprawa przesiąknięta intensywnymi kolorami. Twórcy nie stawiali na realizm i wierne odwzorowanie kosmicznych realiów. Zamiast tego wykreowano bajkowy świat w nieco groteskowej konwencji. Na uznanie zasługują modele budynków, a także samych mimsów. Kamera jest bardzo elastyczna i równie dobrze pozwala nam na obserwowanie całej kolonii z góry, jak i zbliżenie do jakiś 2-3 metrów nad powierzchnię.

To wszystko ma jednak swoją cenę, bo jak na tak prostą i niezależną produkcję o niezbyt szczegółowej oprawie graficznej wymagania wydają się być przesadzone. Po aktywowaniu maksymalnych detali mój Acer V17 Nitro z GeForce GTX 860M nie był w stanie uzyskać pełnej płynności i konieczne było zmniejszenie efektu wygładzania (co oczywiście przełożyło się na gorszą jakość). Warto, by twórcy przed premierą przysiedli jeszcze solidnie do optymalizacji swojej produkcji.

Rozczarowuje warstwa dźwiękowa. Mimsy nie mają właściwie głosu. Nie mówię tu już o ścieżce dialogowej, której nagranie sporo kosztuje. Wystarczyłoby jedna jakieś zwykłe “łigu, łigu”, które by imitowało obcy język. A tymczasem mamy głuchą ciszę. Muzyka oraz efekty też mnie nie porywają - brakuje tutaj większej dozy futuryzmu i dopasowania do obowiązującej konwencji.

To już jest koniec…

The Mims Beginning pozytywnie zaskakuje. Twórcom udało się stworzyć fajne realia ze spójną otoczką i wyrazistymi postaciami mimsów. Wszystko to okraszono bardzo klasycznymi elementami dla gatunku oraz wzmocniono kilkoma autorskimi pomysłami. Całość dopełniła ciesząca wzrok kolorowa oprawa graficzna.

Reklama

Ciągle jednak potrzeba pracy. Gra nie jest ukończona i to widać. Przede wszystkim kuleje balans oraz mechanizmy rozgrywki, które nie zostały w należyty sposób przemyślane i dopracowane. Problemem jest też udźwiękowienie oraz koszmarnie prezentujący się oraz mało intuicyjny interfejs. Jak na tego typu produkcję, rozczarowuje też trochę to, że na Acerze V17 Nitro z Core i7 i GeForce GTX 860M nie chciała działać do końca płynnie. To wszystko da się poprawić, zatem wierzę, że do czasu finalnej premiery trochę się w tym aspekcie zmieni.

The Mims Beginning zdecydowanie warto obserwować, bo choć nie jest to tytuł z budżetem takim, jak w Dying Ligh czy Wiedźminie III, to kryje w sobie spory potencjał. Mimo pewnych niedoróbek i braków, wersja beta za pierwszym razem zdołała mnie wciągnąć na ładnych kilka godzin (do przejścia wszystkich dostępnych poziomów potrzebowałem właściwie dwóch solidnych sesji), a to dobrze wróży.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama