Podobno nie istnieje coś takiego, jak laptop do gier. Albo komputer jest laptopem, albo służy do gier. Urządzenia ASUS-a z serii Republic of Gamers zd...
Podobno nie istnieje coś takiego, jak laptop do gier. Albo komputer jest laptopem, albo służy do gier. Urządzenia ASUS-a z serii Republic of Gamers zdecydowanie obalają ten mit. Miałem okazję spędzić świąteczny urlop z laptopem G751J napędzanym Core i7 oraz kartą graficzną GeForce GTX 980M. Zaprawdę powiadam Wam - to potwór.
ASUS nie od wczoraj dostarcza produkty z serii Republic of Gamers. Chyba nie minę się dużo z prawdą, pisząc, że są to znacznie bardziej atrakcyjne cenowo urządzenia niż Alienware od Della czy analogiczne konstrukcje MSI. Praktyka pokazuje, że pod względem jakości wcale nie mają się czego wstydzić. Wręcz przeciwnie - to laptopowa górna półka. Jak wypada jej najnowszy przedstawiciel?
Wygląd i wykonanie
ASUS G751J to potężny sprzęt, który zajmuje ogrom miejsca na biurku. Dlaczego zatem lepiej zdecydować się na takiego laptopa, aniżeli pełnokrwistego desktopa? Pierwsze, co przychodzi na myśl to, że nadaje się do transportu. Nie widziałem jednak torby ani plecaka, w której by się zmieścił. Niemniej to możliwe i w sumie względnie proste - zakładając, że mamy samochód i wolną tylną kanapę. Desktop to jednak już zupełnie inna półka i tam o ewentualnym przewożeniu z miejsca na miejsce nie ma właściwie mowy (a przynajmniej nie bez bólu). Więc jakiś sens i mobilność jednak są tutaj obecne.
Dominującym materiałem użytym do konstrukcji komputera jest gumowane tworzywo, na którym szybko pojawiają się odciski palców. Przeplata się ono z plastikowymi i metalowymi wstawkami. Jak wspomniałem, komputer jest ogromny. Obudowa jest najcieńsza przy froncie, a najgrubsza w tylnej części, gdzie umieszczono również dwa lakierowane na czerwono wyloty powietrza. Gabaryty nie są przypadkowe, bo usprawnia to cyrkulację powietrza wewnątrz. Pomiędzy nimi we znaki daje się metalowy, masywny zawias, który wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Ekran jest utrzymywany w stabilnej pozycji, ale podniesienie go nie wymaga jakiejś szczególnie dużej siły. Tego samego tworzywa użyto do wzmocnienia zawiasu od strony klapy (widoczna na zdjęciach wstawka w kształcie trapezu, na której mamy logo ASUS-a i linii Republic of Gamers).
Klapa (a konkretnie jej wewnętrzna część) to również miejsce, gdzie ukryto głośniki. Są one wbudowane tak, by wydobywający się dźwięk był skierowany w użytkownika, a dodatkowo wsparte wbudowanym subwooferem. Grają jednak bardzo miernie i nie wywarły pozytywnego wrażenia. W porównaniu z zastosowanym w moim Acerze V17 Nitro czterogłośnikowym systemem Dolby Home Theater jest bardzo słabo.
Wbrew moim obawom design nie jest zbyt agresywny i futurystyczny, choć trudno go nazwać też elegancki. Bazarowe, lakierowane na czerwono wyloty powietrza i ostre kształty mnie osobiście odpychają. Nie jest jednak tak, że poleciłbym ten komputer wyłącznie gimnazjalistom i wstydził się wyjąć go w miejscu publicznym. Wydaje mi się, że ASUS wypracował tutaj złoty środek między klasyką a futuryzmem. Jest to na pewno jakaś metoda na dogodzenie wszystkim.
Na jakość wykonania narzekać nie można. Wszystkie elementy spasowany w sposób wzorowy. Górna klapa ugina się tylko nieznacznie pod ciężarem dłoni. W przypadku klawiatury jest to właściwie niezauważalne.
A skoro o niej mowa, producent zastosował tutaj układ wyspowy oraz podświetlenie w kolorze czerwonym. Klawisze W, S, A i D są mocno wyróżnione, co jednoznacznie sugeruje, do czego komputer został stworzony. Klawisze mają duży skok, ale na mój gust są nieco zbyt miękkie. To jednak już mocno indywidualna kwestia - ja po prostu preferuję twardsze mechanizmy. Strzałki zostały umieszczone nieco poniżej, natomiast w lewym górnym rogu dodano pięć przycisków: do Twitcha, Steama oraz trzy do konfigurowalnych makr. Zrezygnowano też z przycisku NumLock - zastąpiło go logo ROG aktywujące program ASUS Gaming Center.
Umieszczony poniżej touchpad jest ogromny. Towarzyszące mu przyciski nie klikają, jak w większości komputerów, lecz mają postać klawiszy o dużym, miękkim skoku. Mnie takie rozwiązanie się spodobało. Nienawidzę przycisków zintegrowanych z gładzikiem, czego tu na szczęście nie zastosowano.
Pod płytką dotykową widoczne są jeszcze diody informujące o statusie urządzenia. Informują m.in. o rozładowującej się baterii, trybie samolotowym czy aktywnym CapsLocku. Często się je umieszcza w tym miejscu, więc nie robi to jakiegoś dużego wrażenia.
Porty rozlokowano po bokach obudowy. Na lewej stronie znajdziemy zaczep Kensington Lock, dwa porty USB 3.0, napęd DVD oraz slot na karty SD. Prawa to natomiast złącze zasilacza, port RJ-45, HDMI, złącze mini-Display pełniące też rolę Thunderbolt, dwa kolejne porty USB 3.0 oraz trzy gniazda audio.
Matryca i bateria
ASUS G751 posiada 17,3-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 1920 x 1080 px. Daje to 127 pikseli przypadających na każdy cal, a więc w przypadku laptopów jest generalnie stayfakcjonujące. Zastosowanie technologii IPS znacząco poszerzyło kąty widzenia, a także przełożyło się na świetne parametry obrazu - wysoki kontrast, głęboką czerń i świetnie odwzorowane, nasycone kolory. Matryca jest matowa, co nieco niweluje efekty intensywnego światła w otoczeniu. W połączeniu z bardzo intensywnym podświetleniem, pozwala to na komfortowe używanie laptopa poza pomieszczeniami.
Akumulator w tego typu komputerach odgrywa marginalną rolę. Trudno się spodziewać, by ktoś zabierał ASUS-a G751 na dłuższe wyjazdy bez prądu. Nikt nie będzie też uruchamiał gier bez uprzedniego podłączenia sprzętu do gniazdka, bo to samobójstwo. Niemniej zastosowana bateria nie jest tragiczna. Przy typowym użytkowaniu rozładowałem ją w niespełna 4 godziny. Nie zastosowano tutaj technologii Nvidia Optimus, a więc laptop nie przełącza się inteligentnie między zintegrowanym GPU, a dedykowanym GeForce GTX 980M i to widać po uzyskiwanych wynikach.
Oprogramowanie
Testowany laptop pracował pod kontrolą 64-bitowego Windowsa 8.1. Samego systemu nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Istotne jest jednak to, co producent dorzucił od siebie. Nie jest to na szczęście sam bloatware.
Najważniejszą aplikacją z punktu widzenia użytkownika G751 powinna być ASUS Gaming Center, gdzie znajdziemy wszystko, co niezbędne do zarządzania sprzętem. To tutaj możemy skonfigurowąc makra, określić zachowanie poszczególnych komponentów, a także monitorować temperaturę podzespołów. Program ma koszmarny interfejs i działa w trybie pełnoekranowym, ale zawiera sporo przydatnych funkcji.
Tradycyjnie tajwański producent serwuje nam też aplikację Webstorage dającą dostęp do jego chmury, gdzie na okres 2 lat otrzymujemy 25 GB przestrzeni. Niezbyt to atrakcyjna opcja, biorąc pod uwagę atuty OneDrive’a, Dropboksa czy Google Drive’a.
Wydajność i kultura pracy
ASUS G751 to prawdziwy demon wydajności. Testowany model posiadał czterordzeniowy procesor Intel Core i7-4860HQ z zegarem ustawionym na 2,4 GHz (3,6 GHz w trybie turbo). To potężna jednostka z wysokim TDP 47 W produkowana w 22 nm. Wspiera ją najnowsze mobilne dokonanie Nvidii - GeForce GTX 980M z 4 GB pamięci GDDR5. To układ z rdzeniem taktowanym na 1038 - 1127 MHz. 256-bitowa szyna pamięci pracuje natomiast z częstotliwością 5000 MHz. To w zupełności wystarcza, aby uruchomić właściwie każdą współczesną grę na najwyższych ustawieniach graficznych i cieszyć się płynną rozgrywką.
W jakich tytułach sprawdzałem ASUS-a G751? Zacząłem od Wolfensteina: The New Order, gdzie miałem stabilne 60 kl/s (to górna, na sztywno zablokowana przez twórców). W Crysisie 3 wyciągałem 44 kl/s, a w Battlefieldzie 4 zanotowałem 75,2 kl/s. Najnowszy Thief to zabawa z płynnością 62,5 kl/s, a GRID: Autosport - 112,8 kl/s. W Dragon Age: Inquisition miałem 51,1 kl/s, a Bioshocku: Infinite 89,2 kl/s. Najgorzej wypadł Assassin’s Creed: Unity, co nie powinno nikogo dziwić, bo gra jest fatalnie zoptymalizowana i ma kosmiczne wymagania. Tutaj udało się wyciągnąć jedynie 25,5 kl/s. Wszystkie gry były uruchamiane w rozdzielczości 1920 x 1080 z najwyższymi ustawieniami graficznymi i ze sterownikami w wersji 347.09. Jeżeli zatem nie zależy nam na jakości, możemy jeszcze bardziej podbić te wyniki, obniżając detale, ale to zupełnie niepotrzebne.
Jak nietrudno się domyślić, ASUS G751 doskonale sprawdzał się również w benchmarkach. Testowany model to jedna z mocniejszych konfiguracji. Zastosowano tutaj dwa dyski twarde (128 GB SSD + 1 TB HDD) oraz 32 GB RAM-u. Poniżej zamieszczam kilka zrzutów ekranu z przeprowadzanych przeze mnie testów. W każdym przypadku komputer wypada zauważalnie lepiej od sprzętów kategoryzowanych jako “laptopy gamingowe”. Widać, że to po prostu nowa jakość w tym segmencie.
Co jednak z kulturą pracy? Przy minimalnym obciążeniu działa tylko jeden wentylator i jest ledwie słyszalny. Trzeba się naprawdę wsłuchać, aby zauważyć jego obecność. Działa jednak praktycznie bez przerwy (lub prawie bez przerwy). Po zwiększeniu obciążenia aktywowany jest drugi wiatrak i poziom hałasu drastycznie wzrasta. Ciągle nie jest to jednak poziom, który by obniżał komfort zabawy. Nazwałbym go raczej subtelnym, akceptowalnym szumem.
Zastosowanie dwóch wentylatorów oraz ogromnej obudowy przełożyło się na fantastyczne temperatury. Obudowa właściwie przez cały czas pozostaje letnia - właściwie trudno wskazać miejsce, gdzie przekroczyłaby 40 stopni. Same podzespoły również mają lekko. Nie udało mi się uzyskać 90 stopni na procesorze - temperatura dobijała maksymalnie do 84 stopni. W przypadku GPU granicą było 66 stopni. To rewelacyjne, jak na laptop o takich podzespołach, wyniki.
Wszystko ma swoją cenę
Jeżeli ktoś szuka laptopa do gier i może sobie pozwolić na wydatek ok. 6 tys. złotych (tyle kosztuje najsłabsza wersja z GeForce GTX 970M), to ASUS G751 z pewnościa powinien być brany przez niego pod uwagę. Ze względu na zastosowane podzespoły, jest to aktualnie jeden z najmocniejszych laptopów tego typu. W połączeniu z rewelacyjną matrycą i wysoką kulturą pracy daje nam to niesamowite doświadczenia płynące z gier.
Nie jest jednak tak idealnie, jak by mogło się wydawać. Niskie temperatury zostały okupione ogromną i masywną konstrukcją, która praktycznie nie nadaje się do transportu, a już tym bardziej do położenia na kolanach w łóżku (nogi drętwieją błyskawicznie, sprawdzałem). Nie każdemu do gustu przypadnie również jej design, który ciągle trąci trochę bazarową stylistyką. Problem stanowi również palcujące się gumowane tworzywo, z którego w przeważającej mierze wykonano obudowę. Wisienką na tym torcie goryczy są głośniki, które mimo obecności subwoofera nie nadają się do grania - bez słuchawek ani rusz.
Mimo wszystko laptop zrobił na mnie duże wrażenie. Takiej bestii jeszcze na moim biurku nie miałem. Można być pewnym, że decydując się na taki sprzęt, przez całkiem długi czas nie będziemy narzekali na brak płynności w najnowszych grach.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu